"Wielkie kłamstwo" podbija Amerykę

Ci republikańscy kandydaci, którzy przegrają we wtorkowych wyborach do Kongresu, mogą nie uznać porażki. To będzie chaos - ostrzega Joe Biden.

Publikacja: 03.11.2022 11:31

"Wielkie kłamstwo" podbija Amerykę

Foto: AFP

Prezydent wystąpił w nocy ze środy na czwartek (czasu polskiego) z dramatycznym przemówieniem do narodu.

- Mówimy o pierwszych wyborach od wydarzeń z 6 stycznia 2020 r., kiedy uzbrojony, wściekły tłum szturmował amerykański Kongres. Bardzo chciałbym móc powiedzieć, że atak na naszą demokrację zakończył się tego dnia. Ale niestety nie mogę - oświadczył prezydent.

„New York Times” ustalił, że spośród 595 Republikanów ubiegających się o mandaty w Izbie Reprezentantów i Senacie, aż 370 opowiada się za „wielkim kłamstwem”: twierdzeniem, że wyborów sprzed dwóch lat Donald Trump wcale nie przegrał ale był ofiarą fałszerstwa. Tak się stało bo były prezydent uczynił z Partii Republikańskiej powolne sobie narzędzie władzy. Aż 92 procent tych kandydatów ubiegających się w prawyborach o nominację ugrupowania do starcia 8 listopada, którzy uzyskali aprobatę Trumpa, odniosło sukces. Jednak miliarder stawiał jasny warunek: mieli wcześniej podpisać się pod jego tezą, że to on powinien stać na czele Ameryki jeszcze przez jedną kadencję. Liz Cheney, córka wiceprezydenta Dicka Cheneya, przekonała się, co oznacza bunt przeciw Trumpowi gdy nie udało jej się uzyskać reelekcji do Izby Reprezentantów ze stanu Wyoming.

Czytaj więcej

Biden: Stawką wyborów w USA jest demokracja

Jednak zły przykład sprzed dwóch lat okazuje się zaraźliwy. Coraz więcej kandydatów republikańskich już zapowiada, że nie uzna swojej ewentualnej porażki. Chodzi nie tylko o mandaty w Senacie i Izbie Reprezentantów, ale także o stanowiska gubernatorów. Jednym z przykładów jest Arizona, gdzie starająca się o taką posadę Kari Lake uparcie odmawia potwierdzenia, że w razie porażki uzna zwycięstwo konkurenta.

Apel prezydenta pada na podatny grunt: przyszłości demokracji niespodziewanie staje się głównym tematem tych wyborów. Tak uważa 80 procent wyborów demokratycznych i 70 republikańskich. Inne, zdawałoby się równie emocjonalne tematy, przyciągają jednak mniejszą uwagę. Za ważny temat wyborów emigrację postrzega 36 procent elektoratu demokratycznego i 76 republikańskiego, aborcję odpowiednio 75 i i 39 procent a przestępczość 45 i 74 procent - wynika z sondażu waszyngtońskiego Instytutu Pew.

To prowadzi do coraz większej mobilizacji Amerykanów. Zwykle wybory cząstkowe do Kongresu cieszą się znacznie mniejszym zainteresowaniem niż prezydenckie. W 2014 roku uczestniczyło w nich jedynie 42 procent uprawnionych, choć już cztery lata później 53,4 procent. Teraz jednak wygląda na to, że frekwencja będzie wyraźnie większa.

Tyle, że „wielkie kłamstwo” znacznie bardziej mobilizuje republikanów niż walka o uczciwość demokratów. Przed dwoma laty 43 procent tych pierwszych deklarowało, że „z wielkim entuzjazmem” weźmie udział w głosowaniu, które rozstrzygnie kto zdobędzie Biały Dom. Ten entuzjazm od tego czasu nieco osłabł (do 38 proc.). Jednak w obozie demokratycznym załamanie jest znacznie większe (z 44 do 27 procent). Bo też aż 65 procent republikańskich wyborców jest rzeczywiście przekonana, że zwycięstwo Trumpa w 2020 roku „zostało skradzione” (sondaż dla NBC). Zaś wśród ogółu Amerykanów blisko połowa sądzi, że fałszerstwa wyborcze „są powszechne” (faktycznie zdarzają się niezwykle rzadko).

Nie wszyscy republikanie zatracili poczucie odpowiedzialności za państwo. Centrum Cartera opublikowało apel, w którym zawarto pięć warunków uczciwych wyborów. Jednym z nich jest zobowiązanie jeszcze przed głosowaniem, że uzna się przegraną. Podpisało się pod nim 124 polityków, w tym tak wpływowych jak republikański gubernator Georgii Brian Kemp. To mimo wszystko zdecydowana mniejszość establishmentu za oceanem.

Sondaże wskazują, że Republikanie odzyskają po tych wyborach większość w Izbie Reprezentantów, gdzie zwiększą z 213 do 228 (ankieta CBS) liczbę posiadanych mandatów (na 435). W Senacie, gdzie walka będzie obejmować jedynie 1/3 mandatów, walka będzie o wiele bardziej wyrównana. W szczególności w takich republikańskich stanach, jak Arizona, Nevada czy Georgia kandydaci demokratyczni radzą sobie dobrze. Mimo wszystko utrata większości w izbie niższej Kongresu bardzo utrudniłaby dalsze rządzenie przez Joe Bidena.

Prezydent wystąpił w nocy ze środy na czwartek (czasu polskiego) z dramatycznym przemówieniem do narodu.

- Mówimy o pierwszych wyborach od wydarzeń z 6 stycznia 2020 r., kiedy uzbrojony, wściekły tłum szturmował amerykański Kongres. Bardzo chciałbym móc powiedzieć, że atak na naszą demokrację zakończył się tego dnia. Ale niestety nie mogę - oświadczył prezydent.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala