W czwartek rano, 29 września, Paweł Kukiz oświadczył w Radio Zet, że od 1 października przestaje głosować razem z PiS. Powód? Forsowana przez niego ustawa o sędziach pokoju, mimo że już procedowana w Sejmie, nie zostanie we wrześniu uchwalona, więc układ z władzą, która nie wypełniła zobowiązania w tej sprawie, właśnie się kończy.
Gdyby nie cienka większość Zjednoczonej Prawicy w Sejmie, deklaracja ta nie miałaby większego znaczenia, bo trzy głosy poselskie to niewielki kapitał. Ale kiedy władza kłóci się między sobą o zmianę na fotelu premiera i różnych ministrów, te niewielkie zasoby stają się kluczowe. Ryzyko, że premiera się odwoła, a nowy nie zostanie wybrany, bo ktoś utknie w toalecie – jest zbyt obezwładniające.
Czytaj więcej
Zmiana ordynacji wyborczej to kluczowy postulat, który Jarosław Kaczyński obiecał Kukiz’15 za sejmowe poparcie.
Kukiz o tym wie. – PiS nie ma zbyt długiej ławki, by jeszcze w takim momencie ryzykować i robić duże roszady w rządzie – mówił w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim. – Ale to ich sprawa. Gdyby wywiązali się z sędziów pokoju, to łatwiej byłoby im prowadzić tego typu działania – dodał. To jasny przekaz: nie zagłosuję za waszym premierem, dopóki nie będzie sędziów pokoju. A jeśli będą – zagłosuję znowu za wszystkim, co wymyślicie.
Kukiz przyznaje, że opozycja też mogła się z nim dogadać, ale nie chciała. Ani sędziów pokoju, ani okręgów jednomandatowych. Bo celem byłej gwiazdy rocka jest odpartyjnienie państwa, a nikomu się taka perspektywa nie podoba. Więc 17 procentowe poparcie, jakie zebrał w wyborach prezydenckich, skurczyło się do trzyosobowej sfrustrowanej grupki i śladowych notowań sondażowych.