– Nie sądzę, by między Kazachstanem i Rosją doszło do wojny handlowej – uważa politolog i kazachski deputowany Ajdos Sarym.
Wszystko zaczęło się w zeszłym tygodniu, podczas Forum Ekonomicznego w Petersburgu. Na scenie, w świetle reflektorów, siedząc obok prezydenta Putina, przywódca Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew powiedział, że jego kraj nie uzna „quasi-państewek Doniecka i Ługańska”. Sama Rosja już to zrobiła, teraz próbuje uzyskać dla nich poparcie wśród sojuszników.
Putin nie skomentował wypowiedzi Tokajewa, za to dość demonstracyjnie pomylił jego imię i nazwisko. – W środowisku biurokratycznym takie coś uważane jest za największą obrazę – tłumaczył rosyjski opozycjonista i były burmistrz Jekaterynburga Jewgienij Rojzman.
– Putin nic nie odpowiedział, bo zza Tokajewa wyziera sylwetka (chińskiego przywódcy) Xi Jinpinga – uważa rosyjska publicystka Julia Łatynina. Wśród rosyjskich ekspertów dość powszechne jest przekonanie, że Nur-Sułtan cieszy się specjalnymi względami Pekinu i to chroni go w stosunkach z Moskwą, na przykład przed bezpośrednią interwencją.
Czytaj więcej
Prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew, który razem z prezydentem Rosji Władimirem Putinem występował na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu (SPIEF), powiedział, że Kazachstan nie uzna niezależności samozwańczych republik z Donieckiem i Ługańskiem.