Zełenski leci do Monachium, inwazji nie będzie

Prezydent Ukrainy wybiera się na trwającą do niedzieli Konferencję Bezpieczeństwa, a sekretarz obrony USA Lloyd Austin rozważa przyjazd w piątek nad Wisłę – dowiaduje się „Rz". To kolejne sygnały, że rosyjska inwazja raczej nie nastąpi w najbliższych dniach.

Aktualizacja: 14.02.2022 22:39 Publikacja: 14.02.2022 18:45

Zełenski leci do Monachium, inwazji nie będzie

Foto: AFP

Ukraińskie źródła dyplomatyczne, z którymi rozmawiała „Rzeczposplita", oceniają ryzyko wojny na „mniej niż 50 procent". To radykalnie bardziej optymistyczna ocena od tej, jaką od pewnego czasu prezentują Amerykanie. Nie musi to jednak oznaczać, że w Kijowie i Waszyngtonie mają dostęp do innych danych wywiadowczych. Chodzi raczej o ich interpretację.

– Jeśli w tym tygodniu nie dojdzie do inwazji, to może dlatego, że rozszyfrowaliśmy i rozpowszechniliśmy plany Kremla i musiał z nich zrezygnować? Taki jest przynajmniej sens ujawniania na szeroką skalę poufnych danych przez władze USA – tłumaczą nam amerykańskie źródła dyplomatyczne.

Ukraińcy interes mają jednak odmienny. Obawiają się samospełniającej się prognozy: panika przed, zdawałoby się, nieuniknioną inwazją doprowadzi do destabilizacji gospodarki i władz, nawet jeśli Kreml nie zacznie ataku.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Pokerowa rozgrywka wokół Ukrainy

Z naszych informacji wynika, że w niedzielę Ukraina rozważała zwrócenie się do polskiego rządu o zorganizowanie w Lublinie lub Rzeszowie lotniska przesiadkowego, skąd pasażerowie zmierzający na Ukrainę lub wyjeżdżający z niej korzystaliby z autokarów. Ostatecznie do urzeczywistnienia tych planów nie doszło, bo Kijów zdołał uruchomić gwarancje ubezpieczeniowe na wypadek zastrzelenia samolotu pasażerskiego.

Nasi rozmówcy wskazują, że jedynym dyplomatycznym sposobem na uniknięcie wojny jest powrót do rokowań nad zawartym w 2015 roku porozumieniem w Mińsku.

To jedyna płaszczyzna rokowań, w której chcą uczestniczyć wszystkie strony. – Odczuwamy ogromną presję ze strony Niemiec i Francji, aby wprowadzić w życie to porozumienie. Co to znaczy, pozostaje jednak kwestią otwartą. W każdym razie wszystkie ustalenia i tak musiałyby zostać przyjęte przez parlament w Kijowie – mówią ukraińskie źródła dyplomatyczne.

Zasadniczą kwestią pozostaje sekwencja ustępstw. Moskwa domaga się najpierw reformy konstytucyjnej, która na tyle zdecentralizuje kraj, że de facto da prawo weta wobec strategicznych decyzji ukraińskiego rządu uzależnionym od Kremla obwodom donieckiemu i ługańskiemu. Ukraińcy odwrotnie: chcą najpierw odzyskać kontrolę nad okupowanymi od ośmiu lat terytoriami i dopiero po zorganizowaniu tu wolnych wyborów oddać im więcej uprawnień.

W trakcie weekendu ambasador Ukrainy w Londynie Wadim Prystajko powiedział, że jego kraj byłby gotowy pójść na kompromis, polegający na wycofaniu zapisanego w konstytucji podania o przystąpienie do NATO. W poniedziałek wycofał się z tych deklaracji, ale nie ogólnej zapowiedzi, że Kijów „jest gotowy do kompromisu". To może być sygnał nowej dynamiki w ukraińsko-rosyjskim kryzysie, w którym wygra ten, kto najdłużej będzie trzymał się swoich pozycji. Na razie wydaje się, że tą stroną jest Kreml.

Wszystko wskazuje na to, że Rosjanie szykują się do inwazji – oświadczył premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. – Nie tylko nie zmieniają ani o jotę swojego stanowiska, ale wzmacniają przygotowania do inwazji – dodał.

W środę z zaplanowaną od wielu miesięcy wizytą ma przylecieć prezydent Brazylii Jair Bolsonaro. Choć nie ma on większego wpływu na rozwój rokowań, utrzymaniu tego punktu w kalendarzu dyplomatycznym rosyjskiego przywódcy może być jeszcze jednym sygnałem, że inwazja nie jest kwestią najbliższych dni.

Mimo wszystko Ukraina zwróciła się w ramach OBWE do Rosji o wyjaśnienie w ciągu 48 godzin powodów, dla których rozlokowała około 130 tys. żołnierzy wzdłuż północnych, wschodnich i południowych granicy Ukrainy.

W atmosferze, w której kolejne kraje ewakuują personel z ambasad w Kijowie, a zachodnie biznesy ograniczają działalność nad Dnieprem, ukraińskie źródła dyplomatyczne tłumaczą, skąd ta zimna krew, z jaką kraj przyjmuje groźbę wojny czynnikami psychologicznymi. – Podobnie było na Majdanie po pierwszych atakach władz i ofiarach śmiertelnych. Ludzie wiedzieli, że uderzenie może się powtórzyć, a jednak stali. To jest kwestia pogodzenia się z zagrożeniem. Podobnie jest i dzisiaj, bo przecież prowadzimy w Donbasie wojnę od ośmiu lat – tłumaczą nasi rozmówcy.

W weekend w trakcie rozmowy telefonicznej Zełenski zaprosił na ten tydzień do Kijowa Joe Bidena. Amerykańskie źródła przyznają jednak, że jest mało prawdopodobne, aby doszło do takiej wizyty.

Ukraińskie źródła dyplomatyczne, z którymi rozmawiała „Rzeczposplita", oceniają ryzyko wojny na „mniej niż 50 procent". To radykalnie bardziej optymistyczna ocena od tej, jaką od pewnego czasu prezentują Amerykanie. Nie musi to jednak oznaczać, że w Kijowie i Waszyngtonie mają dostęp do innych danych wywiadowczych. Chodzi raczej o ich interpretację.

– Jeśli w tym tygodniu nie dojdzie do inwazji, to może dlatego, że rozszyfrowaliśmy i rozpowszechniliśmy plany Kremla i musiał z nich zrezygnować? Taki jest przynajmniej sens ujawniania na szeroką skalę poufnych danych przez władze USA – tłumaczą nam amerykańskie źródła dyplomatyczne.

Pozostało 86% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala