„Wódka, błoto" – piszą rosyjscy żołnierze w sieciach społecznościowych o tym, jak wygląda ich życie w namiotach rozmieszczonych na poligonach wzdłuż granicy Ukrainy.
„Rosja nie przerzuciła żadnych dodatkowych, znaczących sił w ciągu ostatniego tygodnia. Wyjątkiem jest Białoruś. Wojska nie zbliżają się bezpośrednio do samej granicy. A to znaczy, że po otrzymaniu rozkazu ataku rosyjskie siły lądowe będą potrzebowały czasu, by podejść na pozycje. (...) A my będziemy mieli 7–10 dni na reakcję" – sądzi ukraiński ekspert wojskowy Jurij Butusow.
Podobne jest oficjalne stanowisko Kijowa. – Na razie (rosyjskie wojska) nie sformowały grup uderzeniowych w jakimkolwiek miejscu, by rozpocząć atak na Ukrainę. Tworzenie takich grup jest możliwe, ale zajmie Moskwie do miesiąca – powiedział ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow.
Czytaj więcej
Emmanuel Macron prosto z Moskwy udał się do Kijowa. Wróżył przełamanie impasu pomiędzy Ukrainą a Rosją, ale recepty nie zdradził.
– Nie ma żadnych oznak przygotowywania „blitzkriegu", „szturmu Kijowa" i tym podobnych scenariuszy – podsumowuje Butusow. Część ekspertów wojskowych wskazuje, że szybki wzrost ilości broni przeciwpancernej w ukraińskiej armii (dzięki zachodnim dostawom) znacznie utrudni Rosjanom prowadzenie ataków czołgami. Zaniepokojeni amerykańskimi Javelinami i brytyjskimi NLAW (uderzającymi w czołgi z góry) rosyjscy czołgiści zaczęli montować na wieżach swoich maszyn metalowe rusztowania, w armii już nazwane „rusztami".