Jako przywódca kraju flanki wschodniej NATO ma pan dostęp do danych wywiadu USA. Jak poważne jest ryzyko, że Rosja uderzy w Ukrainę?
Nikt nie wie, co tak naprawdę myśli Putin. Nie wie też, czy podjął już decyzję w sprawie Ukrainy, a tym bardziej, jaka ona będzie. Wiemy natomiast, że kazał zgromadzić bezprecedensową liczbę jednostek wojskowych przy ukraińskich granicach. Zagrożenie jest więc jak najbardziej realne. Na razie jest ono wykorzystywane przez Moskwę jako środek nacisku, aby Zachód przystał na warunki, jakie stawia Kreml. Dla Moskwy to jest więc część negocjacji. My na Zachodzie mamy jednak inny punkt widzenia. Możemy tylko mówić o dialogu, bo nie zgodzimy się na negocjacje pod groźbą użycia siły. To są więc zupełnie inne podejścia do problemu i przez to sytuacja jest tak niebezpieczna. Przy tak dużym, wzajemnym niezrozumieniu ryzyko popełnienia fatalnego w skutkach błędu jest ogromne.
Mieszkał pan wiele dekad w USA. Co w starciu z Rosją weźmie u Amerykanów górę: pokusa izolacjonizmu czy przywiązanie do wolności, tym razem na Ukrainie?
Joe Biden już był testowany w obecnej kryzysowej sytuacji i wyszedł z tej próby bardzo pozytywnie. Amerykanie dzielą się ze wszystkimi sojusznikami w NATO danymi wywiadowczymi, wszyscy mamy dobre rozeznanie sytuacji w terenie. Pozostaje kwestia interpretacji intencji Moskwy i naszej reakcji na nie. Ale i tu NATO zachowuje pełną jedność. Jeśli Putin sądził, że podzieli Europę i Amerykę, to się zawiódł. (...). W warunkach zagrożenia potrafimy działać skutecznie i uzgodnić bardzo surowe sankcje na wypadek rozpoczęcia przez Rosję wojny.
Cała rozmowa z Artursem Krišjanisem Karinšem w weekendowym Plusie Minusie