Prezydent Emmanuel Macron pozostaje faworytem wyborów, które odbędą się w kwietniu. Ale o żadnej pewności zwycięstwa nie może być mowy, bo elektorat pozostaje niezwykle płynny. Jak podaje instytut Epsos, tylko w ostatnich dwóch miesiącach aż jedna trzecia pytanych zmieniła swoje preferencje. A 47 proc. nie wyklucza, że zrobi tak w ciągu czterech miesięcy, jakie pozostały do głosowania.
Na początku grudnia, ku zaskoczeniu francuskich mediów, nominację na kandydatkę gaullistowskich Republikanów uzyskała Valérie Pécresse. To miało być miejsce zarezerwowane najpierw dla przewodniczącego regionu Hauts-de-France Xaviera Bertranda, a potem byłego negocjatora brexitu Michela Barniera. Im jednak jej rywale mocniej się spierali, tym coraz więcej szeregowych członków partii uznawało, że może po raz pierwszy warto postawić na kobietę.
Czytaj więcej
Le Pen ma już 48 proc. Od zwycięstwa dzieli ją granica błędu statystycznego.
54-letnia Pécresse jest politykiem doświadczonym. Przewodnicząca stołecznego regionu Ile-de-France była ministrem budżetu i edukacji u Nicolasa Sarkozy'ego. Znana z niezwykłej pracowitości nie ustępuje Macronowi erudycją. Tak jak obecny prezydent ma dyplom elitarnej Narodowej Szkoły Administracji (ENA). I tak jak on wywodzi się z bogatej burżuazji.
Izba Dyscyplinarna
Ale to podobieństwo może być też poważną wadą w kraju, w którym znaczna część społeczeństwa jest sfrustrowana z powodu rosnącej polaryzacji dochodów, wysokiego bezrobocia, coraz dotkliwszej przestępczości i problemów z integracją imigrantów.