Rząd dostał 30 dni na przedstawienie, jak zamierza wykonać wyrok TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej SN. Jeżeli tego nie zrobi do 16 sierpnia, Polska może być ukarana za niewykonywanie unijnych orzeczeń. O takiej możliwości wspomniała wiceszefowa KE Věra Jourowá. To oznacza, że w najbliższych tygodniach musi się wykuć polskie stanowisko w tej sprawie.
Nie będzie to łatwe. Wcześniej dojdzie do starcia dwóch opcji: „jastrzębi" z Solidarnej Polski i twardej części PiS oraz „gołębi" – polityków skupionych wokół Mateusza Morawieckiego i umiarkowanej części PiS, którzy reprezentują bardziej ugodowe stanowisko w sporze z UE. Bliska takiej postawie jest też pierwsza prezes SN i najpewniej pałac prezydencki. W opcji umiarkowanej dominuje plan szybkiego i punktowego rozwiązania sprawy ID, tak aby „szybko i bezboleśnie" wypełnić wskazania TSUE. Jedna z koncepcji zakłada rozproszenie sędziów po innych izbach i wybór do ID nowych spośród wszystkich sędziów zasiadających w SN. Byliby wybierani na pięcioletnie kadencje. To pozwoliłoby zagwarantować orzeczniczy wpływ na dyscyplinarki zarówno nowym, jak i starym sędziom.
Opiniotwórcze środowisko prawnicze, które jest lustrem dla Brukseli i TSUE oraz swoistym barometrem praworządności w Polsce, na wieść, że taka koncepcja może być poważnie rozważana, już wydało pomruk niezadowolenia. Uważa, że sprawa powinna być rozstrzygnięta zero-jedynkowo, a obecni sędziowie ID mają w ogóle nie orzekać. Pytanie, czy taki punkt widzenia przyjmie TSUE.
Opcja umiarkowana uważa, że rachunek zysków i strat w konflikcie z UE może być ujemny. Instytucje unijne dysponują, jak nigdy, całym arsenałem środków. Od wstrzymania się z zatwierdzeniem Krajowego Planu Odbudowy, jak na Węgrzech, przez wielomilionowe kary za niewdrożenie wyroku, po rozwiązanie atomowe, czyli aktywowanie rozporządzenia „fundusze za praworządność". Ten jest szczególnie niebezpieczny dla rządu Morawieckiego, bo nie tylko blokuje miliardy dla Polski, wstrzymując lansowany przez PiS Polski Ład, ale też nakłada na premiera osobistą odpowiedzialność polityczną za to, co się stało.
W grudniu 2020 r. Morawiecki zaakceptował rozporządzenie z całym jego „dobrodziejstwem". Tarczą ochronną dla Polski miało być polityczne zobowiązanie członków Rady Europejskiej, że zostanie użyte tylko po rzeczywistych naruszeniach interesów finansowych UE, a nie domniemaniu, że w przyszłości mogą nastąpić. Taka szeroka interpretacja mogłaby oznaczać, że zagrożenie finansów UE da się powiązać z KRS czy ID. Mimo że premier po powrocie z Brukseli ogłosił sukces, optymizm szybko topniał. Na użycie rozporządzenia naciskała lewicowo-liberalna część Parlamentu Europejskiego i część komisarzy KE. Po tym, jak polski rząd zaskarżył rozporządzenie do TSUE, chcąc odpowiedzi, czy i jak powinno być stosowane, robi się coraz goręcej. Wedle szacunków Trybunał zająłby się rozporządzeniem za dwa lata. Do tej pory miało zostać zamrożone, bo nikt nie zechce go używać bez wykładni TSUE. W tym czasie Polska miała rozdysponować fundusze, a PiS wygrać wybory.