Sondaż opublikowany w weekend przez „El Pais" okazał się zimnym prysznicem dla przewodniczącego katalońskich władz autonomicznych Carlesa Puigdemonta. Wynika z niego, że dla 56 proc. Katalończyków planowane głosowanie o niepodległości prowincji „nie może być ani wiążące, ani legalne".
Tylko 38 proc. jest przeciwnego zdania. Co gorsza, plany katalońskich nacjonalistów odrzuca 2/3 mieszkańców prowincji mających poniżej 34 lat.
To reakcja na przyjęcie przez partie niepodległościowe w parlamencie regionalnym w nocy z czwartku na piątek ustawy o referendum z pominięciem normalnych procedur legislacyjnych. Dzień później Trybunał Konstytucyjny w Madrycie uznał ponadto plebiscyt za sprzeczny z ustawą zasadniczą królestwa, a więc nielegalny.
650 z 948
Puigdemont dał mimo to 948 gminom Katalonii 48 godzin na określenie, czy 1 października udostępnią lokale wyborcze. Co prawda 650 odpowiedziało pozytywnie, ale nie ma wśród nich największych miast jak Lleida czy Tarragona. A przede wszystkim najważniejszego – Barcelony.
Wywodząca się z populistycznego, lewicowego ugrupowania Podemos burmistrz metropolii Ada Colau zapowiedziała, że „zamraża" przygotowania do referendum dopóki władze Katalonii „nie dadzą gwarancji, że udział w głosowaniu nie zaszkodzi kierowanej przez nią instytucji i jej pracownikom". To zaś jest wykluczone, bo musiałoby oznaczać zmianę stanowiska Madrytu.