Marek Cichocki: Niemcy nie są przygotowani na zmianę swojej roli w Europie

Dzięki sukcesowi gospodarczemu i społecznemu Niemcy długo tworzyli wizerunek społeczeństwa, którego model rozwoju powinien stać się docelowym także dla innych w Unii Europejskiej. Dzisiaj coraz trudniej jest utrzymać tego typu przekonanie – mówi Michałowi Płocińskiemu historyk idei Marek Cichocki.

Publikacja: 20.09.2019 10:00

Marek Cichocki: Niemcy nie są przygotowani na zmianę swojej roli w Europie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Plus Minus: Coraz więcej przedstawicieli niemieckiej klasy średniej deklaruje chęć wyprowadzenia się z kraju. Jak to interpretować?

To nowe zjawisko, opisywane ostatnio przez niemiecką prasę ?z niepokojem. Nie dotyczy młodych Niemców, bo oni jak najbardziej widzą swoją przyszłość we własnym kraju, gdzie stopa bezrobocia jest niska. Ale o ile młodzi wierzą, że mają przed sobą perspektywy – zarówno w zachodnich, jak i wschodnich landach – o tyle klasa średnia, ludzie starsi, o wiele bardziej zamożni, zaczynają dochodzić do wniosku, że Niemcy przestają być miejscem, w którym mogą żyć w sposób, jaki odpowiada ich aspiracjom ?i oczekiwaniom. To poważna zmiana. Klasa średnia od dawna uważana jest ?za ważny czynnik stabilizujący scenę polityczną, bo to część społeczeństwa, która napędza koniunkturę gospodarczą, ale też która wybiera umiar, bezpieczeństwo i jest nośnikiem liberalnych idei – w polityce ?i w gospodarce.

O czym ta zmiana świadczy?

W Niemczech kończy się pewien model społeczno-ekonomiczny, na którym kraj ten opierał swój niewątpliwy sukces, ?a także bardzo silną pozycję w Europie. Nie wiemy, w którą stronę ten model będzie się teraz przekształcał, ani jakie przyniesie to polityczne skutki, ale widać, że Niemcy wchodzą obecnie w fazę poważnych społecznych i politycznych niepokojów.

To koniec Niemiec, jakie znamy?

Tak. Świadczy o tym postępujące rozwarstwianie sceny politycznej, które ma swoje podstawy w zmianach społecznych, w gospodarce i sferze tożsamości. Obecny stan rządzącej ?w Niemczech wielkiej koalicji jest obrazem schyłku wewnętrznego konsensu, zbudowanego na dwóch dominujących wcześniej politycznych siłach niemieckiej polityki: chadecji ?i socjaldemokracji. Przede wszystkim ?w tym drugim przypadku mamy do czynienia z perspektywą całkowitego rozpadu tradycyjnie rozumianej lewicy, ale pod znakiem zapytania staje w ogóle przyszłość dużych, stabilnych partii, które dotąd decydowały o niemieckiej polityce.

Jak to wpływa na zniechęcenie klasy średniej?

To nadal najbogatsze społeczeństwo ?w Europie – wciąż dysponuje największymi zasobami. Jednak coraz częściej strukturalne zmiany powodują, ?że wielu Niemców nie widzi perspektywy rozwoju, który byłby efektem skumulowanego w kraju kapitału. Weźmy jeden charakterystyczny przykład, ?o którym rozpisują się tamtejsze media: ujemne oprocentowanie oszczędności, ?co jest wynikiem polityki Europejskiego Banku Centralnego i wynika z tego, ?co dzieje się w gospodarkach strefy euro. Strefa euro przez długi czas pracowała ?na rzecz Niemiec i rzeczywiście było tak, ?że wspólna waluta była podstawowym instrumentem budowania ekonomicznej przewagi i konkurencyjności Niemiec względem innych państw Eurogrupy, ?co najbardziej dramatycznie uwidoczniło się po 2010 roku w nierównowadze między Niemcami i znajdująca się wówczas w kryzysie Grecją. Jednak dzisiaj to cudowne rozwiązanie, które pchało ?do przodu niemiecką gospodarkę, zaczęło ciągnąć w dół niemieckie społeczeństwo, ?a przynajmniej tę zamożniejszą jego część. Szukając sposobu ratowania swego poziomu życia, coraz częściej zaczyna się ona rozglądać poza Niemcy.

Dlaczego to ujemne oprocentowanie jest tak wielkim problemem?

Bo uderza dokładnie w to, co przez dekady było istotnym stabilizatorem sytuacji politycznej, ekonomicznej ?i społecznej Niemiec, czyli w kulturę oszczędności – to na niej społeczeństwo opierało etos swej zamożności oraz sukcesu. Było istotnym elementem samopostrzegania Niemców względem innych. A dziś to społeczeństwo, budujące swoją tożsamość na przekonaniu o dalszym rozwoju ?i zamożności przez pracę, widzi zbliżającą się recesję i zderza się ?z nowymi realiami funkcjonowania strefy euro, w których decyzje Europejskiego Banku Centralnego wyhamowują jego aspiracje i odbierają perspektywy. Bogata klasa średnia przestaje widzieć siebie jako beneficjenta systemu i traci wiarę w sens swojego dotychczasowego stylu życia. ?Ci ludzie widzą, że ich pieniądze topnieją na kontach, a z drugiej strony nie wiedzą, gdzie mieliby je bezpiecznie inwestować. Prosta ucieczka w rynek nieruchomości właśnie przestaje się opłacać.

Dlaczego?

To kolejna kwestia, która mocno porusza opinię publiczną – rynek mieszkań i najmu. Rząd narzuca restrykcyjne wysokości czynszów, chcąc zwiększyć dostępność mieszkań, ?ale skutek jest taki, że dla drobnych inwestorów wynajem przestaje być atrakcyjną alternatywą dla trzymania pieniędzy na bankowych kontach o ujemnym oprocentowaniu. Inaczej mówiąc, pieniądze zainwestowane ?w nieruchomości nie pracują już tak, ?jak dawniej, bo rząd ze względu na naciski społeczne prowadzi aktywną polityką mieszkaniową. Ofiarą tej sytuacji staje się klasa średnia i jej aspiracje, ?a to z kolei przekłada się nie tylko na nastroje społeczne, ale także na scenę polityczną, która była mocno zakotwiczona w centrum.

Rozumiem, że podkopany został protestancki etos klasy średniej, opierający się na przywiązaniu do pracy, obowiązku, porządku.

W społeczeństwie na pewno zmienia się rozumienie tego, ?co ma sens, a co jest zagrożeniem w perspektywie przyszłości. Szerzej: zmienia się rozumienie warunków bezpieczeństwa ?w życiu – indywidualnym i zbiorowym. Rosną poczucie zagrożenia i niepewność. Z tym wiąże się także podkopanie pewności siebie. Dzięki swojemu sukcesowi gospodarczemu ?i społecznemu Niemcy długo tworzyli wizerunek społeczeństwa, którego model rozwoju powinien stać się docelowym także dla innych społeczeństw w Unii Europejskiej. Jednak dzisiaj coraz trudniej jest utrzymać tego typu przekonanie.

Z raportu „Przemysł 4.0. Nowa polityka przemysłowa Niemiec" przygotowanego przez ekspertów Ośrodka Studiów Wschodnich Konrada Popławskiego ?i Rafała Bajczuka wynika, że Niemcy przespali rewolucję cyfrową i stają się niekonkurencyjni wobec amerykańskiego czy chińskiego przemysłu.

Faktycznie w ostatnim czasie coraz częściej słychać w Niemczech głosy, ?że przegapili oni pewien istotny moment rewolucji technologicznej i zostają w tyle ze swoją tradycyjną produkcją skoncentrowaną na przemyśle mechanicznym, którego kluczowymi dziedzinami są: motoryzacja, produkcja maszyn i budownictwo. Pewną nadzieję na to, że Niemcy będą w stanie pokierować kluczowymi dla przyszłości zmianami w światowej gospodarce, także ?w technologii, niosła tzw. Energiewende, czyli koncepcja przestawienia gospodarki na odnawialne źródła energii (OZE). Niemcy traktowali tę zmianę nie tylko jako projekt ekonomiczny, ale jako absolutnie cywilizacyjny. Tak jest z resztą do dzisiaj, czego wyrazem jest niemiecki stosunek do polityki klimatyczno-?-energetycznej w Unii Europejskiej. ?Z perspektywy czasu, jaki minął od ogłoszenia Energiewende w 2010 roku, można jednak powiedzieć, że wynik tego projektu jest dziś mocno niepewny. ?Po pierwsze, nie wiadomo, czy rzeczywiście OZE staną się kołem zamachowym rozwoju cywilizacyjnego, ?a po drugie, zmienia się sytuacja geoekonomiczna na świecie, głównie ?za sprawą roli, jaką Stany Zjednoczone zaczynają odgrywać na globalnym rynku energii. Do tego dochodzi również zmiana polityczna w USA związana ?z prezydenturą Donalda Trumpa...

...który zdecydował między innymi ?o wypowiedzeniu tzw. porozumienia klimatycznego z Paryża.

I to wszystko powoduje, że Energiewende, która przyniosła już społeczne skutki w postaci bardzo wysokich cen energii elektrycznej – tak dla zwykłych odbiorców, jak i dla przemysłu – może nie spełnić nadziei, które pokładała w niej niemiecka opinia publiczna. Gotowość do ofiar w tym względzie jest jednak w społeczeństwie bardzo wysoka, o czym świadczy choćby obecna dyskusja o zmianach klimatycznych oraz o tym, jak w związku z tym powinien zmienić się sposób życia każdego obywatela.

Dużym wstrząsem były na pewno głośne afery, które dotknęły przemysłu. Mam tutaj na myśli na przykład aferę emisyjną Volkswagena, która była prawdziwą wizerunkową katastrofą. ?W Stanach Zjednoczonych ta sprawa stała się nawet przedmiotem dochodzeń na poziomie federalnym.

Co mocno podważyło to, że niemiecki przemysł naprawdę wierzy w ekologiczną rewolucję w gospodarce.

Czyli uderzyło nie tylko w interesy potężnej, ale jednak prywatnej firmy, ?ale w wizerunek całego niemieckiego przemysłu na rynkach amerykańskim ?i europejskim, a i w świadomości samych Niemców podkopało wiarę w to, że ich system funkcjonuje we właściwy sposób. To kolejny czynnik, który podważał dawne przekonanie o tym, że niemiecki model gospodarczy jest nie tylko kołem zamachowym dalszego rozwoju, ale pozwala państwu także osiągnąć pewien status przywódczy – ekonomicznego ?i cywilizacyjnego lidera, przynajmniej ?w Europie, o ile nie w ogóle w relacjach globalnych.

Czy ta utrata pewności siebie przekłada się na siłę polityczną Niemiec na arenie międzynarodowej?

Przekłada się, i to bardzo. Niemieckie społeczeństwo stało się, mówiąc wprost, społeczeństwem uświadomionego kryzysu. Czasami przyjmuje to formę pewnej histerii. Wyraźnie to widać ?w debacie publicznej – w tym, jakie tematy dominują w mediach. Do kryzysu strefy euro doszły elementy kryzysu migracyjnego, który jeszcze skomplikował wewnętrzne problemy Niemiec. Mówi się więc i o kryzysie, który otacza Niemcy, ?i o kryzysie wewnątrz niemieckiego społeczeństwa. Panuje poczucie, że świat Niemcom ucieka, że przestali go rozumieć, szczególnie że zmierza w stronę, której oni nie akceptują. Objawami tego zagrożenia są przede wszystkim prezydentura Trumpa, brexit czy zmiany, jakie zachodzą w Europie Środkowej, no i oczywiście wewnętrzna polaryzacja i radykalizacja społeczna. To wszystko sprawia, ?że w percepcji Niemców świat staje się nieprzyjazny, zaczynają się go coraz mocniej obawiać. Bardzo nerwowe nastroje biorą się też stąd, że wraz z tymi zmianami rośnie poczucie, że scena polityczna znalazła się na drodze ?do pewnego zmierzchu, że nie będzie konsolidacji, która dawałaby obywatelom gwarancję, że państwo zareaguje na wszystkie te niebezpieczeństwa we właściwy sposób. Hasłem, które dominuje w debacie jest „Deutschland ausser Betrieb", czyli że państwo przestało funkcjonować.

Niemcy tradycyjnie dążyli do prowadzenia sprawczej polityki zewnętrznej, czyli polityki zagranicznej, ale też gospodarczej za granicą. Ważne dla nich było, żeby budować nie tylko swój świat, ale też ten dookoła.

Chcieli kreować pewne reguły postępowania, które w ich wyobrażeniu miały być dobre dla wszystkich pozostałych uczestników integracji europejskiej. I z tego czerpali swe przekonanie o konieczności przewodzenia temu projektowi. Mieli ?w tym oczywiście wiele własnego interesu, nie popadajmy w naiwność, ?ale rzeczywiście ten interes mieszał się tutaj z pewnymi głębszymi przekonaniami, szczególnie z tym, ?o czym mówiliśmy wcześniej ?– że niemiecki model rozwoju jest najbardziej dopracowany i najwłaściwszy dla wszystkich. Ale gdy w innych państwach Unii Europejskiej niekoniecznie chciano sprawdzone przez nich rozwiązania przyjmować, prowadziło to do pewnego rodzaju dysonansu, a nawet zniecierpliwienia ?czy irytacji po niemieckiej stronie. Dziś coraz trudniej Niemcom utrzymać to przekonanie, że mają właściwe remedium na problemy Europy. Szczególnie gdy odkrywają, że kiedy oni mierzą się coraz większymi problemami, to inni – jak Polska – w ostatnim czasie radzą sobie zaskakująco dobrze ?– zarówno gospodarczo, jak i społecznie. To dla nich, przywykłych do przeglądania się w zwierciadle Europy Środkowej, stanowi dość niepokojące odkrycie.

To, że dobrze sobie radzimy?

W wielu kwestiach nawet zdecydowanie lepiej niż oni. Takie pytania już się w Niemczech pojawiają: jak to jest, przecież to oni mieli się od nas uczyć... Jednocześnie im bardziej słabnie dzisiaj w Europie siła Niemiec, tym większa staje się aktywność Emmanuela Macrona w sprawach europejskich, także w kluczowej dla Niemiec kwestii strefy euro. To wywołuje, o ile jeszcze nie poczucie schyłku, to na pewno wrażenie zamieszania i niepewności. Pojawia się także kluczowe pytanie, jak niemiecka polityka miałaby wyglądać po odejściu Angeli Merkel. A dezorientację wzmaga fakt, że Niemcy tracą pewne stałe punkty odniesienia, pewniki, które dotąd wyznaczały dla nich kierunki w polityce międzynarodowej.

Co konkretnie się zmieniło?

Po pierwsze, relacje transatlantyckie, które po II wojnie światowej wyznaczały Niemcom konkretną rolę w Europie. ?Po drugie, Europa Środkowa pod wieloma względami się emancypuje, ?a po trzecie, co widać bardzo wyraźnie, strategicznym celem francuskiej polityki stało się odwrócenie dotychczasowej dysproporcji sił pomiędzy Berlinem ?a Paryżem na korzyść Francji. Dalej ?– brexit, czyli porzucenie projektu europejskiego przez Wielką Brytanię. ?I wreszcie pojawiło się widmo globalnego konfliktu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami.

Ale tworzenie się nowego policentrycznego ładu światowego może być przecież szansą dla tak silnego państwa jak Niemcy.

Trzeba pamiętać, że jednak kraj ten przez ostatnie dziesięciolecia rozwijał się pod swoistym parasolem bezpieczeństwa. Kluczowym elementem tej ochrony, która dla niemieckiego rozwoju tworzyła bardzo korzystny kontekst, były relacje transatlantyckie. ?A wymówką, bardzo wygodną, była historia: niemiecki militaryzm, III Rzesza – wszyscy się obawiali wojskowego wzmocnienia Niemiec. Mogły więc one zająć się własnym rozwojem ekonomicznym, inne zmartwienia pozostawiając innym. Berlin więc skupił się na ekspansji gospodarczej i na budowie struktur integracji europejskiej jako narzędzia miękkiego wpływu ?na środowisko międzynarodowe, ?bez potrzeby inwestowania w kwestie bezpieczeństwa, którymi zajęły się Stany Zjednoczone.

A dziś?

To się definitywnie kończy – bez względu na to, czy Donald Trump będzie dalej prezydentem USA, czy nie. Nie ma powrotu do czasów sprzed 2016 roku, tej słodkiej harmonii między Angelą Merkel a Barackiem Obamą i spijania sobie z ust haseł liberalnego internacjonalizmu, gdy właściwie jedynymi problemami, jakie zajmowały uwagę prawdziwych przywódców, były kwestie klimatu, migracji czy przeludnienia, a pytania dotyczące twardej geopolityki czy geoekonomii całkowicie znikały z pola widzenia. Ten świat ewidentnie się skończył, i tym samym Niemcy znalazły się w o wiele trudniejszej sytuacji, kiedy nikt, a szczególnie już Stany Zjednoczone, nie zamierzają kontynuować umowy zawartej po ?II wojnie światowej, wedle której za cenę pełnienia pewnej roli w Europie, Berlin będzie mógł spokojnie rozwijać się ekonomicznie. Problem w tym, ?że Niemcy nie są na taką zmianę przygotowani.

Ład europejski z wiodącą rolą Niemiec miał swoje plusy i minusy, ale trzeba przyznać, że był dość stabilny. Czy teraz nie czekają nas czasy chaosu?

Problemem nie jest koniec hegemonii Niemiec w Unii Europejskiej, bo była ona wynikiem przede wszystkim kryzysu finansowego i mogła trwać jedynie przez krótki czas, a z całą pewnością nie była modelem, który należałoby kontynuować. Nie chodzi więc o to, czy Niemcy będą, czy nie będą przewodzić Europie – taka koncepcja, aby jakieś konkretne państwo przewodziło Europie, zawsze wydawała mi się mało poważna, ?a na pewno już dużo mówi ona ?o sposobie myślenia jej wyznawców, którzy chcieliby własną odpowiedzialność przekazać innym. Zasadnicze jest raczej inne pytanie, ?w jakim stopniu Niemcy będą potrafiły odnaleźć się w nowej sytuacji, przekształcić swój model polityczny i dostosować model społeczny do nowych wyzwań w taki sposób, by nie generować konfliktów w Europie i nie stać się ponownie głównym europejskim problemem.

Czyli jak odejść od koncepcji Niemiec jako europejskiego lidera?

Tak, jak przejść od błędnej koncepcji Niemiec przewodzących Unii Europejskiej do Niemiec, które są w stanie rozwiązać własne wewnętrzne problemy. Bo tak czy inaczej muszą się z tymi problemami zmierzyć. A do starych Niemiec nie ma już powrotu.

Dr hab. Marek Cichocki jest germanistą, filozofem, historykiem idei, znawcą spraw niemieckich, redaktorem „Teologii Politycznej" i profesorem Collegium Civitas w Warszawie

Plus Minus: Coraz więcej przedstawicieli niemieckiej klasy średniej deklaruje chęć wyprowadzenia się z kraju. Jak to interpretować?

To nowe zjawisko, opisywane ostatnio przez niemiecką prasę ?z niepokojem. Nie dotyczy młodych Niemców, bo oni jak najbardziej widzą swoją przyszłość we własnym kraju, gdzie stopa bezrobocia jest niska. Ale o ile młodzi wierzą, że mają przed sobą perspektywy – zarówno w zachodnich, jak i wschodnich landach – o tyle klasa średnia, ludzie starsi, o wiele bardziej zamożni, zaczynają dochodzić do wniosku, że Niemcy przestają być miejscem, w którym mogą żyć w sposób, jaki odpowiada ich aspiracjom ?i oczekiwaniom. To poważna zmiana. Klasa średnia od dawna uważana jest ?za ważny czynnik stabilizujący scenę polityczną, bo to część społeczeństwa, która napędza koniunkturę gospodarczą, ale też która wybiera umiar, bezpieczeństwo i jest nośnikiem liberalnych idei – w polityce ?i w gospodarce.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi