Fintechy, otwarta bankowość, zaufanie. Nowy wspaniały świat finansów

Miliardy dolarów płyną wartkim strumieniem do małych innowacyjnych firm finansowych. Czy będą one forpocztą rewolucji, która zmieni oblicze tego, jak zarządzamy naszymi oszczędnościami i wydajemy pieniądze?

Publikacja: 10.01.2020 10:00

Fintechy, otwarta bankowość, zaufanie. Nowy wspaniały świat finansów

Foto: Getty Images, Mark Wilson

Na naszych oczach świat finansów przechodzi cyfrową rewolucję. Jak wiele elementów otaczającej nas rzeczywistości, jest ona zasługą rozwoju internetu. Napędza on innowacje, dzięki efektowi skali pozwalając małym firmom – finansowym startupom, zwanym fintechami – mieć globalne ambicje. W ten sposób instytucjom finansowym na całym świecie przybywa nowa, kreatywna konkurencja. W przeciwieństwie do swoich wielkich rywali – rekinów finansjery, banków, ubezpieczycieli, giełd – a nawet tych mniejszych – domów maklerskich czy instytucji pożyczkowych – fintechy są zwinne, zwykle niewielkie, nieobciążone gargantuiczną strukturą i często nieograniczone regulacjami finansowymi. Ich założyciele, jak to startupowcy, marzą o stworzeniu nowych modeli biznesowych i powtórzeniu sukcesów Facebooka, Google'a, eBaya, Amazona czy PayPala.

W efekcie na świecie mnożą się aplikacje mobilne i internetowe platformy oferujące mikropożyczki, błyskawiczne kredyty, pieniądze od ręki dla klientów sklepów online, przedpłacone karty debetowe, tanie przelewy międzynarodowe, obsługę finansową firm czy globalne usługi maklerskie. Gros z nich świadczy jednak usługi B2B – oferując swoje technologie firmom, a nie klientom indywidualnym. Większość fintechów skupia się na jednym, góra dwóch obszarach działania, nie będąc w ten sposób bezpośrednim konkurentem banków czy ubezpieczycieli. Ale w swojej masie stanowią już dla nich pewne zagrożenie – wchodzą bowiem w większość segmentów, w których szukały one albo przewag konkurencyjnych, albo wyższych marż. Tymczasem fintechy dzięki niższym kosztom te marże zbijają.

Finansowe startupy w ciągu kilku ostatnich lat stały się ulubionymi inwestycjami dużych funduszy polujących na projekt, który rozbije bank, wymyśli nowy rynek i stanie się potentatem na miarę Spotify czy Ubera. W ostatnich dwóch latach przyciągnęły ok. 80 mld dol., choć większość z nich wciąż nie gwarantuje, że ich model finansowy pozwoli w przyszłości na stabilne zyski. To stała przypadłość epoki cyfrowej – w przypadku obecnych jej gwiazd, Facebooka czy Ubera, na początku też była tylko wiara w wizję, a nie realne pieniądze. O tysiącu innych startupów mało kto pamięta.

Dziś na świecie jest 48 fintechowych jednorożców – tak nazywa się firmy technologiczne, których wartość rynkowa przekroczyła miliard dolarów. Praktycznie żaden z nich nie rozwinął się do swoich obecnych rozmiarów dzięki pieniądzom założycieli czy kredytom. Fundusze inwestycyjne, koncerny z różnych branż z całego świata wpompowały w nie gigantyczne pieniądze. Wartość tej elitarnej grupy jednorożców to ok. 190 mld dol. W każdej chwili może ona wzrosnąć, ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że stopnieje – światowe giełdy, ważny punkt odniesienia, błąkają się w okolicy historycznych szczytów. Z Unii Europejskiej, wykluczając Wielką Brytanię, która już za dwa tygodnie się z nią pożegna, są tam tylko dwie firmy – banki online: niemiecki N26 i szwedzka Klarna, założona zresztą m.in. przez Sebastiana Siemiątkowskiego, syna polskich emigrantów.

W efekcie na świecie mnożą się aplikacje mobilne i internetowe platformy oferujące mikropożyczki, błyskawiczne kredyty, pieniądze od ręki dla klientów sklepów online, przedpłacone karty debetowe, tanie przelewy międzynarodowe, obsługę finansową firm czy globalne usługi maklerskie. Gros z nich świadczy jednak usługi B2B – oferując swoje technologie firmom, a nie klientom indywidualnym. Większość fintechów skupia się na jednym, góra dwóch obszarach działania, nie będąc w ten sposób bezpośrednim konkurentem banków czy ubezpieczycieli. Ale w swojej masie stanowią już dla nich pewne zagrożenie – wchodzą bowiem w większość segmentów, w których szukały one albo przewag konkurencyjnych, albo wyższych marż. Tymczasem fintechy dzięki niższym kosztom te marże zbijają.

Finansowe startupy w ciągu kilku ostatnich lat stały się ulubionymi inwestycjami dużych funduszy polujących na projekt, który rozbije bank, wymyśli nowy rynek i stanie się potentatem na miarę Spotify czy Ubera. W ostatnich dwóch latach przyciągnęły ok. 80 mld dol., choć większość z nich wciąż nie gwarantuje, że ich model finansowy pozwoli w przyszłości na stabilne zyski. To stała przypadłość epoki cyfrowej – w przypadku obecnych jej gwiazd, Facebooka czy Ubera, na początku też była tylko wiara w wizję, a nie realne pieniądze. O tysiącu innych startupów mało kto pamięta.

Dziś na świecie jest 48 fintechowych jednorożców – tak nazywa się firmy technologiczne, których wartość rynkowa przekroczyła miliard dolarów. Praktycznie żaden z nich nie rozwinął się do swoich obecnych rozmiarów dzięki pieniądzom założycieli czy kredytom. Fundusze inwestycyjne, koncerny z różnych branż z całego świata wpompowały w nie gigantyczne pieniądze. Wartość tej elitarnej grupy jednorożców to ok. 190 mld dol. W każdej chwili może ona wzrosnąć, ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że stopnieje – światowe giełdy, ważny punkt odniesienia, błąkają się w okolicy historycznych szczytów. Z Unii Europejskiej, wykluczając Wielką Brytanię, która już za dwa tygodnie się z nią pożegna, są tam tylko dwie firmy – banki online: niemiecki N26 i szwedzka Klarna, założona zresztą m.in. przez Sebastiana Siemiątkowskiego, syna polskich emigrantów.



Czym zajmują się fintechy

Czym konkretnie zajmują się największe z fintechów? Największy z nich, amerykański Stripe (wart ok. 23 mld dol.), wyspecjalizował się w dostarczaniu niewielkim podmiotom oprogramowania do obsługi płatności online. Dziś jego klientami są m.in. Microsoft i Amazon, a oferta spółki rozrosła się o wydawanie kart kredytowych. Firmę założyli bracia Collison, którzy porzucili studia na Harvardzie, by rozkręcić własny biznes. Affirm oferuje szybkie kredyty w sklepach online. Kabbage – linie kredytowe dla małych i średnich firm z błyskawiczną akceptacją online. Licencję na jego technologię, która pozwala ocenić wiarygodność klientów w oparciu nie tylko o historię kredytową, ale i o zachowanie w mediach społecznościowych, wykupiły m.in. banki ING i Santander. Amerykańska Nova Credit integruje i standaryzuje informacje kredytowe m.in. z Indii, Meksyku, Wielkiej Brytanii, Kanady, tak by obywatele tych państw mogli się ubiegać o pożyczki lub wynajem mieszkań w USA. Z kolei Tala udziela mikropożyczek w krajach rozwijających się na podstawie informacji ze smartfonów klientów (analizuje ich zakupy, połączenia, SMS-y, wykorzystanie aplikacji). Aż 85 proc. zatwierdzonych klientów otrzymuje kredyt w 10 minut. SoFi wyspecjalizowało się w hipotekach, zrobotyzowanym doradztwie i ubezpieczeniach na życie. Europejskie TransferWise czy Wirecard to internetowe odpowiedniki WesternUnion czy MoneyGram – obsługują szybkie płatności między dziesiątkami krajów świata, działając w systemie prowizyjnym, ale oferując za to wyjątkowo atrakcyjne przeliczniki kursów walutowych. Wirecard wypchnął w ubiegłym roku z prestiżowego indeksu DAX 30 Commerzbank. To o tyle ciekawe, że ten niemiecki bank jest właścicielem mBanku, który prawie dwie dekady temu zaczął rewolucjonizować bankowość elektroniczną w Polsce.

Jest cała grupa dużych fintechów wyspecjalizowanych w obsłudze kryptowalut – od prowadzenia giełd, przez systemy analityczne i zakupowe, po elektroniczne portfele – są to m.in. Coinbase, Circle, Axoni, Bitfury czy Ripple. Ta ostatnia spółka ma zresztą duże ambicje – jej system rozliczeń w czasie rzeczywistym RTP może w przyszłości zagrozić systemowi SWIFT, od dekad obsługującemu transakcje bankowe. Stworzona przez Ripple kryptowaluta XRP służy do realizowania przekazów pieniężnych do dowolnych miejsc na świecie. Jak twierdzą analitycy firmy Elipitic, 30 proc. transakcji realizowanych za jej pośrednictwem jest nielegalnych, czyli służy głównie praniu pieniędzy.

Finansowe startupy zadomowiły się też na rynkach kapitałowych. Akcjami z prawie całego świata, instrumentami pochodnymi można dziś handlować za pośrednictwem mobilnych aplikacji takich firm jak Robinhood, Stockflare, Freetrade, BUX, Evarvest, Trading 212, Pelican Trading, Degiro czy Revolut. Ich największą zaletą jest brak prowizji (dla ograniczonej liczby transakcji), szeroka oferta czy kontakt z doradcami, którymi są często boty.

Nie zawsze są one sprzymierzeńcami giełd. Kryptowaluty stały się dla wielu spółek, głównie właśnie technologicznych, alternatywą dla debiutów na parkiecie. Przybywa więc firm, które decydują się na emisje własnych e-monet (w ramach tzw. ICO). Ich nabywcy stają się udziałowcami spółek, a stworzone w ten sposób waluty trafiają do obrotu na giełdy powoływane do życia przez inne spółki technologiczne. Regulacje dotyczące emisji, powstawania giełd, jak również notowania na nich podmiotów są nieporównywalnie mniej restrykcyjne niż w przypadku klasycznych parkietów. Istnieje ich już ponad 500. Pojawienie się na BKEX, Binance czy Bitmarkecie jest dziś prostsze (i tańsze) niż na tradycyjnych giełdach akcji w Nowym Jorku, Londynie czy Hongkongu. ICO to zresztą świetny sposób na pranie pieniędzy i oszustwa. W październiku amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) wstrzymała emisję waluty gram prowadzonej przez Telegram Group, twierdząc, że jest bezprawna i w praktyce prowadzona przez spółki zarejestrowane w rajach podatkowych. Emitent chciał zebrać z rynku niebagatelną kwotę 1,7 mld dol.

Ciąć koszty, liczyć zyski

Dla banków szybki rozwój technologii finansowych, zwłaszcza tych cyfrowych, to zarówno szansa, jak i niebezpieczeństwo. Ostatnia dekada upłynęła na świecie pod znakiem niskich stóp procentowych. Znacząco wpływa to na rentowność podstawowych, klasycznych produktów bankowych – kredytów i pożyczek. Odpowiedzią na niskie stopy jest postępujące obniżanie kosztów, byleby tylko utrzymać poziom zysków – banki od lat masowo zwalniają, zamykają oddziały, wprowadzają czaty do kontaktów z klientami. Rewolucjonizują też to, czego klienci nie widzą, wprowadzając coraz doskonalsze rozwiązania IT, pomagające w ocenie ryzyka, wycenie aktywów, zarządzaniu portfelami, automatyzacji procesów.

W branży finansowej zwiększa się też znaczenie sztucznej inteligencji. I tu również głównym motorem rozwoju jest obniżanie kosztów – szacuje się, że wykorzystanie różnych rozwiązań opartych na AI pozwoli do 2023 r. zaoszczędzić bankom 447 mld dol. Jak wynika z badań, aż 80 proc. banków jest świadomych korzyści związanych z jej zastosowaniem. Z działających już rozwiązań AI najpopularniejsze są chatboty, systemy wykrywania oszustw przy płatnościach oraz cyfrowi asystenci, odpowiedzialni za planowanie finansowe, nadzór nad wydatkami i oszczędnościami.

I tu banki znajdują w fintechach sprzymierzeńców, pozwalających – dzięki partnerstwu lub przejęciom – utrzymywać im stosunkowo wysoką rentowność. Ale innowacyjność finansowych startupów jest dla nich też zagrożeniem. Bo to one szybciej tworzą rozwiązania konkurencyjne dla usług okołobankowych.

Dużo czasu jednak zajęło fintechom stworzenie banków online oferujących podobny zakres usług jak te tradycyjne. Otrzymanie licencji bankowej lub zezwolenia na prowadzenie takiej działalności wiąże się bowiem z wysokimi wymaganiami – głównie dotyczącymi kapitału założycielskiego i rezerw kapitałowych. A bez takiego zezwolenia oszczędzający nie są objęci ochroną funduszy gwarancyjnych, czyli ich pieniądze, w razie problemów takiego banku, mogą bezpowrotnie zniknąć. Licencje bankowe są w świecie fintechów rzadkością, zwłaszcza w Europie. Co innego licencje instytucji płatniczej – tych dla fintechów nawet w Polsce wydano ponad 40.

Na Starym Kontynencie pierwszym paneuropejskim bankiem z ofertą dla klientów detalicznych jest N26 (z niemiecką licencją). Nie ma oddziałów, można w nim założyć konto z dowolnego kraju Unii Europejskiej, co zaledwie kilka lat temu było nie do pomyślenia. – Naszym celem jest budowa globalnej marki. Chcemy dostarczyć aplikację, którą użytkownik będzie włączał codziennie, by zarządzać swoimi finansami. Docelowo chcemy stworzyć finansowy odpowiednik Spotify na rynku muzycznym czy Ubera na rynku przewozów – mówił prezes i współzałożyciel N26 Valentin Stalf w wywiadzie dla „Financial Timesa". Jego bank jest coraz bliższy ambitnego celu – w 2019 r. zaczął oferować usługi bankowe w USA. Nie ma tam jednak licencji, więc współpracuje z amerykańskim Axosem, który ją posiada. W tym roku zamierza pojawić się w Brazylii, jednym z najbardziej chłonnych rynków finansowych świata. Możliwe, że w jego ślady pójdzie szwedzka Rebilla, marka spółki Northmill, czy brytyjskie Monzo. W ciągu sześciu lat od 2012 r. do 2017 r. w usługi bankowe na całym świecie weszło zaledwie osiem spółek niefinansowych i fintechów. W ostatnich dwóch latach zdecydowały się na to już 22.

Kraje Ameryki Łacińskiej – głównie Argentyna, Brazylia i Meksyk – to dziś największe środowisko testowe dla fintechów. W samej Brazylii cyfrowe usługi finansowe za pomocą aplikacji i platform internetowych oferuje prawie 100 firm. Aktywnych jest tam 50 mln e-portfeli. Brazylijczycy wykorzystują je do robienia zakupów, otwierania kont oszczędnościowych i zaciągania pożyczek. Rynek przeżywa boom, bo aż jedna trzecia obywateli tego kraju nie ma kont bankowych – to idealni klienci dla fintechów, które oferując rozwiązania technologiczne, wchodzą często w partnerstwo z instytucjami finansowymi. Właśnie stamtąd pochodzi jeden z największych obecnie na świecie banków cyfrowych – Nubank, który ma 15 mln klientów, z czego większość używa bezpłatnej karty kredytowej. W Argentynie rośnie mu jednak groźny rywal – Ualá, który również wszedł w usługi bankowe.

Problemem wielu brazylijskich czy argentyńskich startupów jest jednak brak gwarancji bankowych. Klienci zwykle nie zdają sobie sprawy z ryzyka z tym związanego. Wpłacane do elektronicznych portfeli pieniądze nie są objęte żadną ochroną. Upadek któregoś z tego typu startupów oznacza zwykle rozstanie się z wpłaconymi pieniędzmi. Świadomość różnicy nie jest też powszechna w Europie. Popularny w Polsce brytyjski Revolut (szacuje się, że korzysta z niego nad Wisłą nawet 500 tys. osób) dopiero stosunkowo niedawno uzyskał licencję bankową i to... litewską. Firma, która od kilku lat oferuje kartę prepaid, pozwalającą na płacenie w ponad 20 walutach z automatycznym przewalutowaniem po niskich kursach międzybankowych, tak naprawdę przechowywała pieniądze klientów w ich e-portfelach, a nie na rachunkach objętych gwarancjami bankowymi.

Otwarta bankowość

Pomostem między światem finansów i technologicznymi startupami ma być tzw. otwarta bankowość (open banking). Do prawa europejskiego wprowadziła ją unijna dyrektywa z 2015 r. (tzw. PSD2), którą poszczególne państwa, w tym Polska, implementowały. W pewnym uproszczeniu chodzi o stworzenie bezpiecznego środowiska informatycznego, w którym podmioty trzecie – np. fintechy – tworzyłyby aplikacje i serwisy oferujące usługi oparte głównie na danych pochodzących z instytucji finansowych, np. informacji z rachunków płatniczych banków. W Polsce takie rozwiązanie wprowadził np. ING Bank Śląski – jako pierwszy bank na naszym rynku umożliwił już klientom podgląd kont i kart z różnych banków w jednym miejscu.

Współpraca między fintechami a bankami – zarówno w Polsce, jak i w większości krajów europejskich – nie przebiega jednak bezproblemowo. Banki obawiają się bowiem o bezpieczeństwo swoich danych, będących przecież ich przewagą konkurencyjną, którą długo budowały. Udostępnianie ich innowacyjnym startupom oznacza ryzyko powstania groźnej konkurencji w przyszłości. Zdaniem analityków – choćby firmy CapGemini – nie mają jednak wyboru. Są zbyt duże, wykonują zbyt dużo działań samodzielnie, co sprawia, że mogą mieć problem z tak szybkim wprowadzaniem produktów, jak robią to technologiczne startupy.

W realizacji idei otwartej bankowości jeszcze dalej niż Europa poszła Australia. Zmuszono tam cztery największe banki do udostępnienia danych o rachunkach, płatnościach i klientach w platformie testowej, do której dostęp mają licencjonowane spółki tworzące oprogramowanie finansowe. Jedną z najpopularniejszych takich platform komercyjnych na świecie jest Openfin, rodzaj systemu operacyjnego obsługującego aplikacje B2B – korzysta z niego już 1,5 tys. firm na całym świecie.



Życie w smartfonie

Tempo cyfrowej rewolucji w finansach zależeć będzie więc od zaufania. Zarówno tego między istniejącymi instytucjami finansowymi, jak i zaufania użytkowników do nowych rozwiązań. Z tym pierwszym nie jest rewelacyjnie, to drugie to w głównej mierze zjawisko pokoleniowe. Najszybciej za oceanem rozwijają się te serwisy i aplikacje, które kierują się do ludzi młodych, studentów, przyzwyczajonych, że centrum ich świata to nawet nie internet, ale smartfon. W Polsce już 10 proc. transakcji w terminalach płatniczych realizowanych jest telefonami komórkowymi, a aż 86 proc. transakcji kartami – zbliżeniowo.

Najważniejszą walutą współczesnego świata stały się dane o użytkownikach. To od nich zależy skuteczność rozwiązań finansowych opartych na sztucznej inteligencji czy profilowaniu klientów. W świecie finansów najwięcej danych kontrolują banki, w świecie cyfrowych technologii – wielkie koncerny: Facebook, Microsoft, eBay, Google, Baidu, Alibaba czy Tencent. Niektóre z nich już uzyskały licencje na prowadzenie działalności finansowej. Dlatego w grudniu Rada Stabilności Finansowej (FSB) działająca przy G20 wezwała nadzory finansowe na całym świecie do monitorowania wejścia na rynki finansowe spółek tzw. Big Tech. Obawia się, że ich ekspansja może zmniejszyć zyski banków, obniżając możliwość zwiększania przez nie kapitałów. Jeśli więc europejskie banki zmuszone są do dzielenia się informacjami z firmami technologicznymi, może czas, by te drugie dzieliły się informacjami z bankami. Czy jednak wtedy ci, którzy mieli nam oferować usługi, nie będą o nas wiedzieli więcej niż my sami? 

Na naszych oczach świat finansów przechodzi cyfrową rewolucję. Jak wiele elementów otaczającej nas rzeczywistości, jest ona zasługą rozwoju internetu. Napędza on innowacje, dzięki efektowi skali pozwalając małym firmom – finansowym startupom, zwanym fintechami – mieć globalne ambicje. W ten sposób instytucjom finansowym na całym świecie przybywa nowa, kreatywna konkurencja. W przeciwieństwie do swoich wielkich rywali – rekinów finansjery, banków, ubezpieczycieli, giełd – a nawet tych mniejszych – domów maklerskich czy instytucji pożyczkowych – fintechy są zwinne, zwykle niewielkie, nieobciążone gargantuiczną strukturą i często nieograniczone regulacjami finansowymi. Ich założyciele, jak to startupowcy, marzą o stworzeniu nowych modeli biznesowych i powtórzeniu sukcesów Facebooka, Google'a, eBaya, Amazona czy PayPala.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich