Ten sen najpierw dotyczył jej rodziców. Ponad 20 lat temu tata Sofii, Aleksander Kenin, Rosjanin z dziada pradziada, z wyboru mieszkaniec Nowego Jorku, w dzień uczył się programowania komputerów, po południu chodził do szkoły językowej, po nocach zaś prowadził z duszą na ramieniu żółtą taksówkę, przy okazji dostając przez służbowe radio darmowe, ale wyjątkowo trudne lekcje praktycznego angielskiego z ust dyspozytora. Języka nie znał, wielkiego miasta też nie, ale miał to, co po latach przekazał córce: niezachwianą wiarę, że odwaga i ciężka praca zawsze się opłacają.
Nie miał też wtedy żadnej wizji tego, co stało się wiele lat później, gdy jako główny trener (choć, wyłączywszy jakieś amatorskie mecze, w tenisa nigdy na poważnie nie grał) z uśmiechem brał w objęcia córkę na trybunach Rod Laver Arena i ściskał nową mistrzynię Wielkiego Szlema. Dziewczynę, która pokonawszy po drodze m.in. Coco Gauff, nastoletnią nadzieję nie tylko amerykańskiego tenisa, Ashleigh Barty – liderkę rankingu światowego, oraz w finale Garbine Muguruzę – dwukrotną mistrzynię wielkoszlemową, kolejny raz udowodniła światu, że duch niekiedy jest ważniejszy od materii albo talent od siły.
W ZSRR było inaczej
Sofia Anna Kenin (dla rodziny zawsze Sonia, dla amerykańskich przyjaciół Sonya) urodziła się 21 lat temu w rosyjskiej stolicy, ale w tym miejscu jej emigrancka historia nieco odbiega od innych podobnych opowieści. Rodzice – Aleksander i Swietłana – pierwszy raz wyjechali do USA już w 1987 roku, gdy na mapie świata jeszcze istniał skrót ZSRR. Mieli w kieszeniach kilkaset dolarów, jak wspominał ojciec Soni, do tego przeszli wstępne emigracyjne przystanki w Austrii i we Włoszech. Wylądowali najpierw na Brooklynie, potem w Queens.
– Powód był oczywisty. Chciałem lepszej przyszłości dla dzieci. W ZSRR było, jak było: zupełnie inaczej. Żyliśmy w kraju, w którym wszystkiego zabraniano. Próbowałem się stamtąd wydostać przez osiem lat. Władze kontrolowały wszystko. Nie wolno nam było oglądać świata. Początki w USA były bardzo trudne, ale człowiek jest zdolny do niesamowitych rzeczy, aby przetrwać. Myślę, że także to dało Soni twardość. Nie doświadczyła naszych poświęceń, ale o nich dobrze wie – mówił ojciec tenisistki.