Javier mieszka na przedmieściach Madrytu i pracuje w pubie. Swojej pracy nie cierpi, jednak znalezienie innej uważa za zadanie ponad swe siły. Chłopak nie ma zbyt wielu zainteresowań, los ludzkości też jest mu obojętny. Kiedy od umierającego kosmity otrzymuje specjalny kostium oraz zapas pigułek dających olbrzymią siłę, odporność na ciosy i możliwość latania, wcale nie jest zadowolony. W końcu o nic nikogo nie prosił.
Twórcy „Sąsiada" zastanawiają się, co by się stało, gdyby nadludzkie moce otrzymał ktoś do bólu przeciętny, niezbyt inteligentny i pozbawiony ambicji. A dzięki temu bardziej ludzki od superbohaterów Marvela. Javier nie od razu potrafi latać. Sporo czasu poświęca na poznanie swoich możliwości i nie za bardzo wie, jak je wykorzystać. Tajemnicą dzieli się z nowym kumplem z bloku, ale już byłej dziewczynie nic o tym nie wspomina.
Takie spojrzenie jest odświeżające, ale niestety „Sąsiad" nie do końca się udał. Co prawda stara się bawić widza (od humoru toaletowego przez slapstick po błyskotliwe jednozdaniówki), jednak mógłby być bardziej dynamiczny i śmieszniejszy. Zabrakło też twórcom wrażliwości społecznej. Wątek uzależnienia od hazardu pojawia się tylko na moment, a problem braku perspektyw i bezrobocia został ledwie poruszony. Jednak zawsze lepszy taki superbohater niż kolejny schemat.
—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl