Matusiak-Rześniowiecka, Borowska: O molestowaniu trzeba głośno mówić

W lipcu zeszłego roku otworzyłam się przed mężem i zwierzyłam mu się ze wszystkiego. Na szybko szukał pomocy psychologa. Myśleliśmy, że będzie dobrze, aż nagle podczas szóstej sesji coś się wydarzyło. Otworzyła się jakaś dziwna szufladka z drastycznymi wspomnieniami, o których nie miałam pojęcia.

Publikacja: 26.06.2020 18:00

Matusiak-Rześniowiecka, Borowska: O molestowaniu trzeba głośno mówić

Foto: materiały prasowe

Miałam jedenaście lat, kiedy targnęłam się na swoje życie. Moi bracia chorowali. Jeden miał schizofrenię wczesnodziecięcą, drugi padaczkę po zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych. Brali w związku z tym bardzo dużo leków. Ja te wszystkie leki połknęłam. Nie wiem, co się ze mną działo. Obudziłam się po kilku dniach w szpitalu, z którego zostałam później skierowana do szpitala psychiatrycznego. To normalna procedura po próbie samobójczej. Tam zaczęli pracować ze mną psychologowie, którzy starali się ze mnie wydobyć, skąd to się wzięło. Za pierwszym razem im się nie udało. Wpychali we mnie tony leków. Gdy wyszłam ze szpitala, próbowałam o tym rozmawiać z mamą. Niestety, skończyło się fiaskiem. Kompletnie mnie nie słuchała. Kompletnie.

Anna i Katarzyna: Była na ciebie zła?

Sylwia: Była mną rozczarowana. Pół roku później po raz drugi próbowałam popełnić samobójstwo.

I wtedy znowu trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Tam przeszłam pełną terapię. Otworzyłam się. Już nie wytrzymałam psychicznie, więc wszystko ujawniłam. Nie chciałam tylko powiedzieć, kto to zrobił. Tylko to skrzętnie ukrywałam. Psychologowie zaczęli rozmawiać z mamą i tłumaczyć jej sytuację. Nie wiem, co dokładnie jej powiedzieli, bo nie było mnie przy tej rozmowie, ale przyszła do mnie i mnie przeprosiła. Dla mnie już było za późno na te przeprosiny. Dwa lata później mama odeszła.

Umarła?

Tak. Trafiłam pod opiekę zastępczą do mojej siostry, która mieszkała w innym mieście. W Puławach.

Jak sobie dziś radzisz?

Wciąż walczę z moimi traumami. Czekam na rozszerzoną terapię, ponieważ zwykły psycholog nie dawał sobie ze mną rady.

Ktoś zna twoją historię? Pomaga ci przez to przechodzić?

W lipcu zeszłego roku otworzyłam się przed mężem i zwierzyłam mu się ze wszystkiego. Mąż na szybko szukał pomocy psychologa. Zostałam skierowana na leczenie metodą EMDR na dziesięć sesji. Myśleliśmy, że będzie dobrze, aż nagle podczas szóstej sesji coś się wydarzyło. Dziwnie to zabrzmi, ale otworzyła się jakaś dziwna szufladka z drastycznymi wspomnieniami, o których nie miałam pojęcia.

Wyparłaś?

Dopóki sobie o nich nie przypomniałam – nie istniały. Wtedy posypałam się totalnie. Psycholog stwierdził, że dziesięć sesji to stanowczo za mało, że musi skierować mnie na rozszerzoną terapię. Czekam na nią od pięciu miesięcy, więc nie jestem teraz w najlepszym momencie.

Bardzo długo.

Tutaj w Anglii tak długo się czeka. Nawet dwa razy dłużej. Ale poczekam. Chcę.

Dlaczego zdecydowałaś się opowiedzieć nam o tym wszystkim?

Chcę przestrzec inne osoby. Jesteśmy kobietami, które na co dzień zakładają różne maski. Chodzimy w nich, śpimy. Ludzie, którzy przechodzą obok nas, myślą, że jest fajnie. Potrafimy uśmiechać się na zawołanie. Robić dobrą minę do złej gry. Słyszę czasem rozmowy znajomych o molestowaniu czy gwałtach. Niektórzy mówią, że kobiety same się proszą. Nie ma czegoś takiego. Ja o nic się nie prosiłam. Byłam zbyt mała, żeby się o coś prosić.

Ile miałaś lat?

Dziewięć.

Kto cię wykorzystywał seksualnie?

To skomplikowane. Jak to mała dziewczynka, miałam sporo koleżanek na ulicy, przy której się wychowywałam. Do jednej koleżanki chodziłam często, bo była mi najbliższa. Nasi rodzice bardzo się lubili. Często się spotykali. Ona miała wielki ogród. U nas ogrodu nie było. Jej tata i mama zawsze rozstawiali w ogrodzie basen. Było bardzo fajnie. Miałyśmy kocyk. Wokół nas było pełno zieleni. Bawiłyśmy się. Wskakiwałyśmy do wody. Mieli tam też fajną altankę, w której często nocowałyśmy.

Aż do tego dnia. Nie pamiętam, jak to się zaczęło. Pamiętam tylko niektóre sceny. Przypominam sobie, jak wchodzę do tej altanki. Ewelina poszła na obiad. Ja nie chciałam jeść. Powiedziałam, że zaczekam w altance. Jej tata przyniósł mi ręcznik i powiedział, że pomoże mi się zawinąć. Powiedziałam, że nie trzeba. I potem pamiętam, jak siedziałam w tej altance na łóżku. I on kazał mi ściągnąć ten ręcznik. Nie chciałam tego zrobić, a on powtarzał: „Ściągnij ręczniczek".

Potem widzę kolejną scenę. On mnie wszędzie dotyka. Zakrywa mi usta. Widzę siebie stojącą i płaczącą z zakrytą buzią. Następnego dnia już nie chciałam iść do Eweliny. Nie chciałam też powiedzieć o tym mamie. Potem on przeprosił mnie za to. Powiedział, że to się nigdy nie powtórzy. Wie, że zrobił błąd. Niestety, mała naiwna Sylwia uwierzyła, że nic więcej się nie stanie.

No i niestety stało się. Doszło do tego samego. Ale tym razem posunął się ciut dalej.

Co to znaczy?

On mnie nie zgwałcił. Wkładał mi palce. Kazał mi siebie dotykać. Przybliżał moją twarz do siebie. Do penisa. No i wtedy to był ostatni raz, kiedy tam byłam. Powiedziałam o tym mamie. Oczywiście mi nie uwierzyła.

Pamiętasz tę rozmowę?

Przyszłam do domu i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Zaczęłam strasznie płakać. Mama zapytała, co się stało. Na początku nie chciałam powiedzieć. Powiedziałam, że nic. Mama naciskała.

W końcu powiedziałam jej, że wujek Stefan mnie dotykał. Wyznałam jej, co mi zrobił. Mama powiedziała, że może nie chciał. Sugerowała, że może jednak wyglądało to trochę inaczej, niż opowiadam. Powiedziała, żebym nikomu o tym nie mówiła i że to na pewno więcej się nie powtórzy. Starałam się o tym zapomnieć.

Zaczęłam się kolegować z inną koleżanką, z którą znałyśmy się od przedszkola. Miałam jedenaście lat. To było dwa lata po tych wydarzeniach. Byłam wtedy w domu Moniki. Z nocki wrócił jej tata. Bardzo fajny człowiek. Przyszedł do domu z kolegami. Spałam z Moniką u niej w pokoju. Ja na jednym łóżku, a Monika na drugim. Pamiętam tylko, że jak się przebudziłam, leżałam na lewym boku. Zasłonił mi buzię. Ktoś mnie zgwałcił.

Wtedy już nawet nie szłam z tym do mamy, bo wiedziałam, że i tak mi nie uwierzy. Próbowałam popełnić samobójstwo.

Zgwałcił cię ojciec Moniki czy jeden z jego kolegów?

To było to, o czym kompletnie nie pamiętałam.

Czy tam się odbyła jakaś impreza? Czy ten, kto to zrobił, był pijany?

Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko, jak leżałam na lewym boku i jak leciały mi łzy. To jest ułamek wspomnienia. To się narodziło nagle, w czasie terapii.

Metodą EMDR?

Tak. Kiedy wspominałam molestowanie przez ojca mojej pierwszej przyjaciółki, poruszałam się w tych moich wspomnieniach. Widziałam siebie, jak stoję w altanie. Jak ciekną mi łzy. Metoda EMDR sprawiała, że ten obraz zaczął się „zamrażać". Stopniowo widziałam siebie, jak tam stoję, ale już nie mogłam się poruszać. Zaczęłam odczuwać ulgę. Psycholog powiedziała: „Sylwia, pamiętaj, twój mózg będzie teraz przez dwa lub trzy dni to wszystko sobie przetwarzał". Dwa dni po terapii leżałam z mężem w łóżku. I nagle poczułam zapach. Tak odrażający, że się wystraszyłam i zaczęłam płakać. To było tak spontaniczne, że nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nie powiedziałam nic mężowi. Tej nocy już nie mogłam spać. Powracały do mnie flashbacki z taką intensywnością, że głowa mała. Poszłam do terapeutki i nie byłam w stanie nawet wydusić z siebie słowa. Siedziałam i płakałam. Mąż musiał zwolnić się z pracy i zabrać mnie stamtąd. Nie mogłam już normalnie funkcjonować. Nie mogłam odebrać dzieci ze szkoły. Całkowicie się załamałam. To właśnie wtedy terapeutka powiedziała, że ona już dalej nie podoła.

Jak teraz wygląda twoje życie?

Czasem daję radę. Ale na przykład wczoraj w nocy przyznałam mężowi, że nawet przed nim zakładam maskę. Zdziwił się. Mówi: „Jak to? Przecież ogarniasz dom. Obiad jest na czas. Wszystko w domu zrobione. Posprzątane". Tak, ale prawda jest taka, że zaprowadzam dzieci do szkoły, a potem przez trzy godziny siedzę na kanapie, patrzę w jeden punkt i płaczę. Czasami tylko patrzę w punkt. Potem zostaje mi pół godziny, żeby się ogarnąć i stworzyć przed rodziną pozory. Pozory normalności, której tak naprawdę dla mnie nie ma.

Co z twoim ojcem? Znasz go?

Znam, ale on mnie nie wychowywał. Miał drugą rodzinę. A właściwie pierwszą. Moja mama była jego kochanką, ale nigdy dla nas nie zostawił swojej żony. (...)

Wróćmy do tego momentu, kiedy po powrocie od koleżanki zapłakana wyjawiłaś mamie prawdę. Powiedziałaś, że ci nie uwierzyła... A może było inaczej?

Tak. Tylko nie chciała o tym mówić. Nie chciała, żeby to zostało nagłośnione i rozdmuchane. Bała się tego. Tak mi tłumaczy psycholog. Wtedy też były inne czasy. Psycholog twierdzi, że powinnam jej to wybaczyć. Chyba jej wybaczyłam. Nie mam już do niej o to żalu, chociaż... Nie. Trochę mam. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym w ten sposób potraktować własne dzieci. Gdybym się dowiedziała, że coś się stało mojej córce, która jest teraz w tym samym wieku co ja wtedy, to chybabym takiego człowieka rozszarpała.

Byłaś wykorzystana seksualnie przez dwóch mężczyzn...

Przez trzech... To nie koniec.

Wspominałam wam, że kiedy mama zmarła – trafiłam do siostry. Miałam szesnaście lat. Rok później poznałam swojego pierwszego męża. Miałam osiemnaście lat, gdy wyszłam za niego za mąż. Chciałam uwolnić się szybko od siostry, z którą wtedy nie miałam dobrego kontaktu, a którą teraz kocham ponad życie i nie zamieniłabym jej na żadną inną. Na siłę chciałam się od niej wyprowadzić.

Kiedy miałam dwadzieścia lat, mój horror zaczął się po raz kolejny. Tym razem był to teść. Oczywiście cała rodzina, łącznie z mężem, nie uwierzyli w to. Artur był w pracy, a teść wszedł mi do łóżka i zaczął mnie obmacy-wać i proponować różne rzeczy.

Chciałam pójść na policję. Właściwie nawet poszłam, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Wspierała mnie tylko przyjaciółka. Nikt mi nie wierzył. Szwagier, szwagierka, mąż, teściowa – NIKT! Musiałam mieszkać z teściem nadal. Powiedziałam sobie, że dłużej tak nie chcę. Wróciłam ze szkoły – bo ja się wtedy jeszcze uczyłam – usiadłam na kanapie. Teść wrócił z pracy. Wiedziałam, że jak będę z nim sam na sam, to on zacznie do mnie o tym mówić, więc włączyłam dyktafon w telefonie. Nagrałam całą rozmowę, jak mówił do mnie, że mogłam mieć z nim zajebiście, że mógł mi płacić i że chciał ode mnie tylko seksu. Mogliśmy obydwoje dobrze na tym wyjść. Powiedziałam mu, że jest świnią. Nagrałam całą rozmowę, którą później puściłam jego żonie, jego dzieciom i przede wszystkim swojemu mężowi.

Brawo! I co oni na to?

Wtedy wszyscy zaczęli mnie przepraszać. Co mi z ich przeprosin, skoro mieli mnie za dziwkę i szmatę? Odizolowali mnie.

Byłam najgorsza w tej rodzinie. Wyprowadziłam się z Arturem. On mnie przepraszał miliardy razy. W wieku dwudziestu jeden lat urodziłam Sebastiana.

A teściowie się rozwiedli?

Nie. W ich rodzinie nie ma rozwodów. Pełna obłuda.

Co było dalej z twoim małżeństwem?

Wszystko było w porządku, dopóki Artur nie zaczął pić. Pił na potęgę. Potem przestał. Zaszłam w drugą ciążę w wieku dwudziestu czterech lat. Urodziłam drugie dziecko. On dalej chlał. Próbowałam mu pomóc i go z tego wyciągnąć. Zapisałam go na terapię. Zgłosiłam na leczenie. Chodziłam z nim jako osoba, która była współuzależniona, żeby mu pomóc. Niestety, jego mama dawała mu kasę. Mówiła: „Arturek jest biedny, Arturek nie może znaleźć pracy". Kiedyś powiedziałam, że mam dość takiego życia. Próbowałam popełnić samobójstwo. Powiesiłam się. Dzieci były wtedy w przedszkolu. Odciął mnie przyjaciel. Akurat przyszedł w odwiedziny. Wtedy się ocknęłam. Leczenie i ostatnia próba samobójcza otworzyły mi oczy na tyle, że zabrałam dzieci z domu i się wyprowadziłam. Znalazłam pracę. Potem poznałam drugiego męża.

Powiedz nam coś o nim.

To wspaniały facet. Bałam się, że jak mu o wszystkim opowiem – odwróci się ode mnie, ale on zareagował tak, jak powinien zareagować przyjaciel. Natychmiast wyciągnął do mnie rękę. Od razu powiedział, że to nie była moja wina. Zaczął działać natychmiast. Szybko zorganizował mi terapię. A mimo to znowu chciałam popełnić samobójstwo.

Czwarty raz?

Tak. Napisałam list do dzieci. Już nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. Nie potrafię o tym normalnie myśleć (łzy).

Na szczęście nie potrafiłam tego zrobić. Myśl o dzieciach mi nie pozwoliła. Sama sobie powiedziałam: „DOŚĆ! MUSZĘ ZACZĄĆ ŻYĆ. W KOŃCU!". Ale to nie takie proste. Mimo wielkiego wsparcia, jakie mam od męża, czasami nie mogę znieść samej siebie. Budzę się z myślą: „Dziś będzie zajebiście. Dam radę, będę się cały dzień uśmiechać". Wstaję. Jest super. Zaprowadzam dzieci do szkoły. Biegam. Wpadam do domu. Jest super. Robię sobie zdjęcie i wysyłam mężowi, pisząc, że jest super. Siedzę na kanapie lub ćwiczę. I po chwili zaczynam się objadać. Co z tego, że ćwiczę, skoro zaraz zaczynam się obżerać. Albo się głodzę i nie jem nic, albo jem ponad miarę. Izoluję się. Patrzę w punkt przed siebie. Nie ma mnie. Odpływam.

Które z tych molestowań jest dla ciebie najtrudniejsze?

Chyba to pierwsze. Pierwsze wciąż najbardziej we mnie uderza. Może też dlatego, że moja córka jest w tym wieku. Ona od pięciu lat trenuje boks. Jest w tym bardzo dobra. Jest w czołówce. Nie potrafi usiedzieć jak typowa dziewczynka. Nawet nóg nie układa jak dziewczyna. Mówię do niej: „Boże, dziecko nie możesz tak siadać, złącz nogi". Chodzę za nią wszędzie i tylko ją poprawiam.

Bo się boisz?

Bardzo. Krzyczę na nią ze strachu o nią. Nie chcę się tak zachowywać, ale to silniejsze ode mnie.

Czy siostry cię wspierają?

Ta, która mnie wychowywała, wie od zeszłego roku. Mówi mi: „Sylwia, nie możesz tak żyć. Idź dalej. To było. Minęło".

Nie rozumieją?

Nie mają bladego pojęcia, jak to jest. Nie wiedzą, że to wraca. To nigdy nie mija.

Kto cię najlepiej rozumie?

Mąż. Ale nawet on nie jest w stanie zrozumieć do końca. Najbardziej rozumie mnie dziewczyna, którą poznałam na facebookowej grupie. Ona przeszła przez to samo. Jej stan jest straszny. Codziennie się wspieramy. Gadamy ze sobą od prawie roku. Codziennie. Dzielimy się dobrymi i złymi dniami. Bardzo chcę to pokonać. Jestem w stanie już spojrzeć w oczy pierwszemu swojemu oprawcy. Stanąć z nim twarzą w twarz. To wielki przełom. Powiedz, czego osoby takie jak ty najbardziej potrzebują od ludzi, którzy nie mają takich doświadczeń? Na pewno nie potrzebujemy użalania się nad nami. To nam nie pomaga.

A co wam pomaga?

Żeby ktoś zrozumiał, że to, co nam się przydarzyło, to nie jest przeszłość. My cierpimy nadal. To nie jest wydarzenie sprzed lat. Żyje w nas każdego dnia. Jakby dotknęło nas przed chwilą. To odciska na naszym życiu takie piętno, że nie jesteśmy w stanie normalnie radzić sobie z codziennością. Nie oceniajcie nas. To może być twoje dziecko. Niebezpieczeństwo może czyhać nawet w sąsiednim pokoju.

Myślisz, że gdyby mama po pierwszej rozmowie z tobą wygarnęła sąsiadowi: „Ty gnoju, córka właśnie mi powiedziała, co jej zrobiłeś", to twoje życie wyglądałoby zupełnie inaczej?

Na pewno. Od razu dostałabym wsparcie. Wiedziałabym, że ktoś chce mi pomóc. Ktoś mi ufa. Wierzy, że mała dziewczynka nie była w stanie zrobić nic złego. Nikogo sprowokować. (...)

Dzieci nie znają twojej historii. Jak je uczulasz na niebezpieczeństwa?

Andżelika miała bardzo bliską przyjaciółkę. Jej tata nie do końca nam przypasował. Powiedziałam córce, że musi pamiętać o tym, że wujek nawet w zabawie nie ma prawa dotknąć jej za nóżkę czy jakkolwiek inaczej. Mówimy, by pamiętała, że nigdy żaden mężczyzna nie ma prawa jej tknąć. Ona o tym wie. Kiedyś przybiegła i mówi: „Wujek chciał, żebyśmy przebrały się w stroje baletnic, ale powiedziałam, że ja nie mogę tego zrobić". Może to po prostu była zabawa. A może właśnie jeden z takich wujków... Bardzo miłych, uczynnych, kochanych... Do rany przyłóż. Tacy są nasi potencjalni oprawcy. Tu nie chodzi o to, żeby straszyć, ale żeby uświadamiać własne dzieci.

Czy myśli samobójcze chodzą ci jeszcze po głowie, czy czujesz się już na tyle silna, że tego nie zrobisz?

Nigdy nie mówię nigdy. To jest niezależne ode mnie. Ja nie chcę. Wierzę w swoją rodzinę. Trzymam się rękami i nogami. To nasz mózg nami kieruje. Robimy to, co on chce. Mimo że próbujemy się przeciwstawiać. Ja próbuję. Otwieram się. Jestem już w stanie mówić o pewnych rzeczach głośno. Nawet na moim zdjęciu profilowym na Facebooku jest zakładka #MeToo. Bardzo wielu ludzi nie ma pojęcia, co oznacza ten hashtag. To ważne, żeby ludzie wiedzieli o takich rzeczach. Żeby o nich głośno mówić.

Fragment książki Anny Matusiak-Rześniowieckiej i Katarzyny Borowskiej „Molestowane. Historie bezbronnych", która ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera

Miałam jedenaście lat, kiedy targnęłam się na swoje życie. Moi bracia chorowali. Jeden miał schizofrenię wczesnodziecięcą, drugi padaczkę po zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych. Brali w związku z tym bardzo dużo leków. Ja te wszystkie leki połknęłam. Nie wiem, co się ze mną działo. Obudziłam się po kilku dniach w szpitalu, z którego zostałam później skierowana do szpitala psychiatrycznego. To normalna procedura po próbie samobójczej. Tam zaczęli pracować ze mną psychologowie, którzy starali się ze mnie wydobyć, skąd to się wzięło. Za pierwszym razem im się nie udało. Wpychali we mnie tony leków. Gdy wyszłam ze szpitala, próbowałam o tym rozmawiać z mamą. Niestety, skończyło się fiaskiem. Kompletnie mnie nie słuchała. Kompletnie.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi