Rosz HaSzana 2020. Komedia absurdu w Humaniu

Odległość od grobu cadyka odgrywa kluczową rolę. Zwyczajny dom w jego pobliżu może kosztować nawet 0,5 mln dol., dziesięć razy więcej niż w innych rejonach Humania. Wiele domów przerabia się na hostele dla pielgrzymujących tu chasydów, piętrowe łóżka stoją w nich poupychane jedno obok drugiego. W tym roku prawie wszystkie były puste.

Publikacja: 16.10.2020 18:00

Okolice grobu rabina Nachmana były typowym radzieckim blokowiskiem poprzetykanym jednorodzinnymi dom

Okolice grobu rabina Nachmana były typowym radzieckim blokowiskiem poprzetykanym jednorodzinnymi domami. Od paru lat przestrzeń między budynkami chaotycznie zarasta kioskami i blaszanymi budami

Foto: AFP

W połowie września ulica Puszkina w centrum Humania powinna wyglądać inaczej. Zamiast tłumów chasydów, którzy co roku pielgrzymują tu tysiącami, na ulicy roi się od policjantów. Co kilkanaście metrów stoją prezenterzy głównych stacji telewizyjnych i nadają na żywo relację, choć w zasadzie nie mają o czym mówić. Główni bohaterowie spektaklu nie przyjechali.

W tym roku tradycyjne obchody Rosz HaSzana, żydowskiego Nowego Roku, zostały ograniczone do minimum. W końcu sierpnia z dnia na dzień władze Ukrainy podjęły decyzję o zamknięciu granic. Szybko okazało się, że decyzja ukraińskiego rządu nie była podyktowana troską o zdrowie obywateli Ukrainy, lecz o dobre stosunki z Izraelem. Tam podczas pierwszej fali pandemii małe, zamknięte społeczności ortodoksów okazały się szczególnie podatne na zakażenia. Aby Nowy Rok żydowski nie okazał się dla wielu chasydów ostatnim, należało podjąć nadzwyczajne działania.

Atmosferę podkręcały nadchodzące w końcu października wybory samorządowe. Mer miasta Ołeksandr Cebrij jeszcze w sierpniu biwakował w śpiworze przed administracją prezydenta. Zbijał polityczny kapitał, żądając wprowadzenia zakazu wjazdu dla pielgrzymów.

Od końca sierpnia media izraelskie zwrócone są ku Ukrainie. Takiej uwagi nie poświęcały jej nawet podczas rewolucji godności w 2014 r. Równocześnie nie ma dnia, aby ukraińskie media nie pisały o chasydach. 9 września: grupa ortodoksów wszczyna przepychankę i usuwa płot przed grobem cadyka. Dwójka najbardziej krewkich zostaje deportowanych. 12 września: miejscowa restauracja przestaje wpuszczać chasydów, mają rzekomo roznosić wirusa. Policja wszczyna śledztwo przeciwko właścicielowi za dyskryminację ze względu na religię. 14 września: 1,5 tys. chasydów próbuje przedrzeć się przez granicę białorusko-ukraińską. Koczują w pasie przygranicznym, licząc na zmiłowanie ukraińskiej straży granicznej. Gotowi są na wszystko, nawet na przebranie się w kostiumy największego wroga – kozaków i śpiewanie hymnu Ukrainy na tradycyjną modłę nigunu. Aleksander Łukaszenko, dopiero co pokrzepiony przez Władimira Putina w Soczi, oferuje wielkoduszne wsparcie chasydom – bezpłatne autobusy do Humania w zamian za otwarcie granic.

Grób i blokowisko

Chasydzi bracławscy, którzy przyjeżdżają do Humania, mają swoje drogowskazy moralne. Ich cadyk, żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku rabin Nachman, odrzucał formalizm typowy dla rabinicznego judaizmu, podkreślał znaczenie radości w życiu i szukania w sobie świętości bez nadgorliwej koncentracji na przestrzeganiu tradycyjnych nakazów. Rewolucyjne poglądy dały mu status duchowego przywódcy, ściągającego tłumy wiernych, zwłaszcza z okazji Nowego Roku. „Bez względu na wszystko, po prostu postarajcie się być ze mną na Rosz HaSzana" – powiedział pod koniec życia. Mawiał także, że nie ma takiej przeszkody, której nie dałoby się przeskoczyć.

– Normalnie tu jest czarno, czarno od ludzi. Jeżdżą na ciężarówce, tańcują, cieszą się. A dzisiaj nikogo nie ma – mówi z żalem Wołodymyr, jeden z ostatnich nieżydowskich mieszkańców jednej z ulic w dzielnicy pielgrzymkowej. – W tym roku przyjechało tylko ok. 3 tys.

Wołodymyr był świadkiem rozwoju noworocznych obchodów. Za czasów radzieckich organizowane tajnie, od początku lat 90. ubiegłego wieku zmieniły się w największy żydowski festyn poza granicami Izraela. Jest również świadkiem, jak zmienia się jego ulica i całe miasto.

Stoimy niedaleko od „Uman Senter", supermarketu z koszerną żywnością, do jakiej przyzwyczajeni są goście z Izraela: kiszonki, knedle w słoiku, świeże chałki. Na ulicach w małych kioskach ukraińskie sprzedawczynie i sprzedawcy oferują dewocjonalia i upominki – matrioszki, zabawki, magnesy na lodówkę. Chcemy się skusić na smoothie, bo trudno stać w upale, ale ceny na Puszkina są wysokie jak w Izraelu.

Okolice grobu Nachmana były typowym radzieckim blokowiskiem poprzetykanym jednorodzinnymi domami. Od paru lat przestrzeń między budynkami chaotycznie zarasta kioskami i blaszanymi budami. Miejscowi właściciele wyprzedają swoje rodzinne siedziby deweloperom. Odległość od grobu odgrywa kluczową rolę. Zwyczajny dom może kosztować nawet 0,5 mln dol., dziesięć razy więcej niż w innych rejonach miasta. Na miejscu domów jednorodzinnych wyrosło już kilkanaście masywnych budynków mieszkalnych przeznaczonych wyłącznie dla chasydów, z synagogami, mykwami, prywatną ochroną na miejscu. Inne domy przerabiane są na hostele, piętrowe łóżka stoją w nich poupychane jedno obok drugiego. W tym roku prawie wszystkie są puste.

– Wczoraj wieczorem zadzwonili do mnie z Izraela, ostatecznie potwierdzili, że nie przyjadą. Wsio. – Wołodymyr do ostatniej chwili łudził się, że będzie inaczej. Od sześciu lat pracuje w chasydzkim domu sąsiadującym z jego własnym. – Elektryka, hydraulika, sprawy administracyjne. W skrócie cały dom na mojej głowie.

– Kiedyś, na samym początku, można było dobrze sprzedać mieszkanie i kupić za nie dwa inne w centrum miasta – mówi Oksana, sąsiadka Wołodymyra. – Ale teraz już nie. W bloku, który stoi najbliżej grobu cadyka, zostało tylko dziewięć mieszkań jeszcze niesprzedanych przez Ukraińców. W dalszych blokach jest różnie, trochę Ukraińców, trochę chasydów. My jednak wcale nie zamierzamy sprzedawać mieszkania i przeprowadzać się z tej dzielnicy. Myśmy się tu wychowali, nasze dzieci też. Nasi rodzice chcą dożyć tutaj swoich lat. Nam dobrze się tu żyje.

Oksana mieszka w jednym z bloków bardziej oddalonych od grobu. Grupy tańczących chasydów nie robią już na niej wrażenia. Przechodzi między nimi bez przystawania.

Luksus na horyzoncie

Rozwój oznacza nie tylko chaos w zabudowie i reklamozę, zjawiska typowe dla turystycznych centrów ukraińskich miast. Ortodoksyjna dzielnica Humania jest także polem działania niekontrolowanego biznesu. Ogromny plakat na jednym z hoteli, którego budowy nie dokończono, zawiera oskarżenie o oszustwo pod adresem pewnego miejscowego prawnika. Ten z kolei oskarża właścicieli budynku, spółkę ukraińsko-izraelską, o nielegalną zabudowę działki. Miejscowe media regularnie donoszą o przypadkach korupcji we władzach miejskich. Zwykli mieszkańcy, jak Oksana i Wołodymyr, przestają się liczyć od momentu, gdy sprzedadzą swoje mieszkania.

– O ile wcześniej miejscowi utrzymywali kontakty z chasydami, dostarczając usługi transportowe, wynajmując mieszkania, o tyle w ciągu ostatnich ośmiu, dziesięciu lat miejscowi są stopniowo wypierani. Biznes, hotele, koszerne jedzenie stają się chasydzkie. Mieszkańcy Humania dostarczają usługi, ale nie są już właścicielami. W miarę upływu czasu interakcji między pielgrzymami i niepielgrzymami jest coraz mniej i mniej – mówi Ałła Marczenko, doktorantka Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, dla której Humań jest jednocześnie przedmiotem badań i miejscem rodzinnym. – Część nowego biznesu jest wspólna, jednak znaczna część wpływów trafia już nie do Humania, ale np. do Kijowa. W tej sytuacji Humań staje się peryferyjny. To są wielkie interesy, szara strefa, niewidoczne w badaniach prowadzonych na podstawie oficjalnych dokumentów. – Marczenko wychowała się w Humaniu. Wspomina, jak na początku, gdy odradzały się pielgrzymki, przybycie chasydów traktowano jak pozytywne, ciekawe zjawisko. Chasydzi rozdawali dzieciom cukierki i gumy do żucia – wówczas towar luksusowy. W ostatnich latach, gdy obchody Nowego Roku stały się masowe, sytuacja zaczęła się zmieniać. Przed Rosz HaSzana w 2013 r. nad miejscowym stawem, który pielgrzymi wykorzystują do celów rytualnych, postawiono nielegalnie krzyż. Pretekstem była rocznica chrztu Rusi, choć tak naprawdę chodziło o symboliczne zdominowanie przestrzeni. Krzyż zresztą nie jest prawosławny, jak większość mieszkańców Humania (przeważnie niepraktykujących), lecz katolicki, bardziej dosłowny – z rozpiętym na nim ciałem Chrystusa.

Dwa lata później w mieście ustawiono, również z inicjatywy oddolnej, pomnik Iwana Gonty i Maksyma Żeleźniaka, przywódców Koliszczyny, kozacko-chłopskiego powstania z połowy XVIII w. Bunt miał zniszczyć społeczny ład ustanowiony przez Rzeczpospolitą, a jego ofiarami byli ucieleśniające go polska szlachta, Żydzi oraz katolickie duchowieństwo. Nachman z Bracławia przeniósł się przed śmiercią do Humania właśnie, aby być pochowanym blisko żydowskich ofiar Koliszczyny.

Zdaniem Marczenko obie inicjatywy niekoniecznie oddawały nastroje większości mieszkańców Humania. Różny był ich kontekst. Pomnik Gonty i Żelaźniaka powstał w okresie bezwładzy w mieście, po wybuchu wojny z Rosją. Dla mieszkańców para ucieleśniała wzór bohaterów walki wyzwoleńczej. Większość nie zastanawiała się, kim były ich ofiary. Z kolei krzyż nad stawem postawiono według niej w celu sprowokowania konfliktu z chasydami, a nie w jego rezultacie. W kształtowaniu nastrojów względem pielgrzymów wśród większości mieszkańców sprawy narodowościowe czy religii nie odgrywają największej roli. – Napięcie, które się pojawiło, ma przede wszystkim wymiar ekonomiczny. Nierówności ekonomiczne odciskają największe piętno na świadomości mieszkańców Humania. Przychodzisz na bazar, płacisz kopiejkami jak miejscowy, a na horyzoncie widzisz luksusowe hotele, które szybko się mnożą. Jak rozumiem, wywołuje to sprzeciw – tłumaczy Marczenko.

Media umacniają stereotypowe postrzeganie pielgrzymów, w uproszczony sposób relacjonując incydenty. W 2016 r. jeden z chasydów postrzelił przypadkowego mieszkańca, a grupa chasydów wszczęła bójkę przeciw interweniującym policjantom. Co najmniej raz do roku różne grupy niszczą krzyż nad stawem. Biorąc pod uwagę, że co roku do Humania przyjeżdżało ponad 40 tys. pielgrzymów, są to wypadki sporadyczne. Pod każdą wiadomością w internecie o śmierci lub aktach przemocy w dzielnicy pielgrzymkowej znaleźć można jednak setki agresywnych komentarzy.

Sytuację utrudnia demokratyzm judaizmu i brak jednego zwierzchnika, który stanowiłby powszechny autorytet czy przedstawiał pielgrzymów w mediach. Kontaktu z mediami czy mieszkańcami miasta zresztą chasydzi nie szukają. Ograniczone kontakty z nimi utrzymują również żydowscy Ukraińcy z dawnej lokalnej wspólnoty.

Bibi antysemita

Podczas dwudniowego święta, w tym roku przypadającego 19 i 20 września, porządku pilnuje niemal 700 funkcjonariuszy ukraińskiej policji. Kilkunastu z nich oddelegowano do pilnowania krzyża. Formalnie wejście na terytorium żydowskiej dzielnicy dostępne jest tylko dla zameldowanych na miejscu i dla dziennikarzy. Faktycznie jednak może wejść każdy, kto wygląda na chasyda. Staramy się do nich upodobnić: zakładamy skromne ubrania i nakrycia głowy, głośno rozmawiamy po hebrajsku. Chasydów i tak nie oszukamy, ale policjant się zawaha. Ta chwila wahania pozwala nam przejść przez punkt kontrolny.

W szabat przed południem ulica Puszkina jest prawie pusta. Część mężczyzn jeszcze się modli. Ci, którzy skończyli, śpieszą do domów i hoteli na śniadanie. Kobiety stanowią zdecydowaną mniejszość. Niektórzy rabini zniechęcają je do przyjazdu. Ortodoksyjna książeczka dla dzieci wydana w Izraelu pokazuje, jak kobieta z córką żegnają tatę, który odlatuje na świętowanie Rosz HaSzana do Humania. Od zeszłego roku nie ma już strefy modlitw dla kobiet w bezpośrednim sąsiedztwie grobu. Nieliczne panie spoglądają na święte miejsce przez wysoki płot.

– Nie znam nikogo, komu udało się przekroczyć granicę z Białorusią i przyjechać tutaj, ja sam jestem tu od miesiąca. Widziałem, że sytuacja robi się tutaj trudna, więc natychmiast kupiłem bilet do Kijowa – Icchak przez półtora roku pracował w hotelu dla chasydów w Dynowie, gdzie obsługiwał pielgrzymów przyjeżdżających na grób miejscowego cadyka. Gdy rozpoczęła się pandemia, stracił pracę i musiał wrócić do Jerozolimy. – Na Paschę byłem w Mea Szearim (ortodoksyjna dzielnica Jerozolimy – red.). Ulice były puste z obawy przed koronawirusem, puste! Ani żywej duszy na zewnątrz. Nikt nawet nie chodził do synagogi. Przyjeżdża policja, wyciągają ludzi z domów na ulice, aby nadać sprawie polityczne znaczenie w mediach. Policjanci nas biją – opowiada, żywo gestykulując. Chociaż ortodoksyjni Żydzi w Izraelu stanowią zdecydowaną mniejszość, zaledwie 6 proc. wszystkich mieszkańców, aż 21 proc. chorych na Covid-19 pochodziło z ich społeczności. Podczas pierwszej fali izraelska telewizja regularnie pokazywała skrupulatne policyjne kontrole w ortodoksyjnych dzielnicach Jerozolimy. Ujęcia, na których kontrolowani mieszkańcy krzyczą na policjantów „naziści!", rozeszły się po internecie jak wirus po ludziach. Ale jeszcze większy szok wywołało brutalne tłumienie protestów przeciw Beniaminowi Netanjahu. Poczucie odosobnienia wzmocniła dominująca wśród świeckich Izraelczyków obojętność na przemoc policji wobec ortodoksów.

– Wspierałem Bibiego – Icchak używa popularnego zdrobnienia od imienia premiera. – Ale stał się teraz problematyczny. Wszystkie te naloty to jego sprawka. Większość przestrzegała zasad bezpieczeństwa, chociaż oczywiście nie wszyscy.

– Bibi jest antysemitą, nie daje Żydom przyjechać do Humania. To przez niego zamknęli granicę – przerywa kolega Icchaka. – Ci, którzy mieszkają w Humaniu, nie wierzą w państwo, wierzą w rabina Nachmana!

– Tutaj jest zupełnie inaczej. Jest spokojnie. W Izraelu rząd i policja nie dają nam spokoju Przemieszkujemy tu sporo czasu i wciąż wracamy. To służy także naszym dzieciom – mówi mi później Rachel. Zanim zdąży powiedzieć coś więcej, jej dziecko odciąga ją do domu.

Znów bardziej religijnie

W Humaniu mieszka już na stałe kilkuset Żydów. Wywodzą się z ultraortodoksyjnego odłamu, który nigdy nie zaakceptował powstania państwa Izrael, wierząc, że może je zbudować tylko mesjasz. Wielu z nich odmawia służby wojskowej i wspiera Palestyńczyków, niewielu jednak decydowało się na powrót do kraju przodków, zwłaszcza jeśli ten kraj był miejscem ich zagłady. Ich motywacje są duchowe, polityczne, ale także ekonomiczne – z dziesięciorgiem dzieci życie na Ukrainie jest znacznie tańsze niż w Izraelu.

Doroczne pielgrzymki przyciągają publikę znacznie szerszą niż tworzą sami bracławscy chasydzi. Ich ahierarchiczna struktura jest atrakcyjna dla wszystkich tych, którzy potrzebują ucieczki od rygorów tradycyjnego judaizmu, ale chcą zachować duchową jedność z tradycją. Odnajdują się tu zarówno przedstawiciele ortodoksów, żydzi z Etiopii czy Jemenu, zwolennicy new age, jak i zbuntowana młodzież. Podczas Rosz HaSzana znikają etniczne podziały społeczne, które na co dzień wyznaczają ramy izraelskiego społeczeństwa. Pielgrzymka stała się na tyle masowa, że niektórzy rabini zaczęli do niej zniechęcać. „Wyznawcy złotego cielca również mieli duchowe doświadczenia" – kpił rabin Joel Ben-Nun. Inni postanowili konkurować z bracławskimi chasydami o wpływy.

Święto Rosz HaSzana powoli zaczęło zmieniać się w noworoczną fiestę pełną tańców, koncertów i darmowego jedzenia. Jeden z izraelskich dyplomatów ocenił, że w ubiegłych latach jedynie połowa pielgrzymów miała motywacje religijne. Reszta przyjeżdżała dla taniej rozrywki, alkoholu i narkotyków. Szczególnie drażliwa jest kwestia prostytucji. Nikt się do niej nie przyznaje. Prostytutki nie krążą po ulicach Humania, drogich hotelach dla dziennikarzy, zatłoczonych hostelach dla chasydów, ale wtajemniczeni wiedzą, że w potrzebie kroki trzeba skierować na przedmieścia...

Wydaje się jednak, że w tym roku zamknięcie granic Ukrainy przywróciło pierwotny, religijny charakter obchodom Nowego Roku. Grób cadyka gromadzi wokół siebie najbardziej oddanych, mieszkających tu na stałe wyznawców, i tych, którzy byli zdeterminowani przyjechać miesiąc wcześniej. Zamknięcie granic oddzieliło tysiące chasydów od grobu cadyka, ale wraz z nimi w domach pozostali ci, dla których obchody Nowego Roku stanowiły przede wszystkim weekendowy wypad w poszukiwaniu wrażeń, niekoniecznie duchowych.

Nieżydowscy sąsiedzi, którzy mieszkają najbliżej grobu, okazują się mieć wyjątkowo dużo tolerancji dla świętujących przybyszy. – Jak się ich przed Rosz HaSzana więcej zbierze w sklepie, kilkunastu, to oni mogą się nieodpowiednio zachowywać. Ale przecież są też tacy Ukraińcy, co za granicą, jak się zbiorą, się źle zachowują. Ale w trakcie roku jest tu spokojnie – twierdzi Oksana przy wtórze córki i innych sąsiadów.

Powiązanie przyjazdu chasydów z pandemią wzmocniło jednak zbiorowe obawy przed pielgrzymami wśród ogółu (niechasydzkich) mieszkańców Humania. Nawet jeśli większość z nich również lekceważy zalecenia lekarzy i nie nosi masek.

– Mieszkańcy Humania wiele dowiadują się z mediów, nie chodzą osobiście do dzielnicy pielgrzymek – tłumaczy Marczenko. I przewiduje: – Wydaje mi się, że główne konflikty jeszcze przed nami. I konflikty te nie będą z zewnątrz sterowane, ale z wewnątrz. Dlatego że niezadowolenie narasta od środka. W zeszłym roku prowadziłam treningi ze wzajemnego zrozumienia, ale rozumiem, że te treningi to kropla w morzu w porównaniu do tego, co ludzie oglądają w mediach i doświadczają z niektórymi pielgrzymami w przestrzeni miasta.

Przed Nowym Rokiem opowiadano sobie nowy żart: „przychodzi ksiądz do rabina i pyta: u was jest już 5781 rok, a nie pamięta rabin, jak zakończył się 2020?". Ale tak naprawdę nie ma powodu do śmiechu. Ukraińskim władzom udało się utrzymać kontrolę nad granicami. Nie udało się jednak powstrzymać pandemii. We wrześniu średnia dzienna liczba zachorowań wzrosła w kraju z 2 do 4 tys. i w październiku nadal rośnie.

Nie wiadomo też, czy uda się powstrzymać narastające podziały w samym Humaniu. Wszystko przypomina kiepską komedię absurdu – mer miasta w śpiworze, chasydzi przebrani za kozaków, język hebrajski i izraelskie produkty pośród prowincjonalnych blokowisk. Jednak frustracja mieszkańców i nierówności spowodowane przekształceniem miasta w biznesową złotą żyłę stopniowo narastają podgrzewane przez media, polityków i nieformalne układy. Humań jest Ukrainą w miniaturze, ale z wyrazistym „innym", którego można obwinić za własne problemy.

Vladyslava Moskalets zajmuje się historią Żydów, wykłada na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie

Tomasz M. Jankowski zajmuje się historią społeczną, jest uczestnikiem postdoktoranckiego programu Lesser Stiftung

W połowie września ulica Puszkina w centrum Humania powinna wyglądać inaczej. Zamiast tłumów chasydów, którzy co roku pielgrzymują tu tysiącami, na ulicy roi się od policjantów. Co kilkanaście metrów stoją prezenterzy głównych stacji telewizyjnych i nadają na żywo relację, choć w zasadzie nie mają o czym mówić. Główni bohaterowie spektaklu nie przyjechali.

W tym roku tradycyjne obchody Rosz HaSzana, żydowskiego Nowego Roku, zostały ograniczone do minimum. W końcu sierpnia z dnia na dzień władze Ukrainy podjęły decyzję o zamknięciu granic. Szybko okazało się, że decyzja ukraińskiego rządu nie była podyktowana troską o zdrowie obywateli Ukrainy, lecz o dobre stosunki z Izraelem. Tam podczas pierwszej fali pandemii małe, zamknięte społeczności ortodoksów okazały się szczególnie podatne na zakażenia. Aby Nowy Rok żydowski nie okazał się dla wielu chasydów ostatnim, należało podjąć nadzwyczajne działania.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich