Siedmiu Symeonów. Jak bracia Owieczkinowie doprowadzili do katastrofy

W 1988 roku jazzujący bracia Owieczkinowie z Irkucka postanowili porwać samolot i uciec nim do Londynu, co skończyło się katastrofą.

Publikacja: 06.11.2020 10:00

Zespół Siedmiu Symeonów powstał w 1983 r. Talenty muzyczne swoich siedmiu synów odkryła ich matka Ni

Zespół Siedmiu Symeonów powstał w 1983 r. Talenty muzyczne swoich siedmiu synów odkryła ich matka Ninel, a do powstania zespołu doprowadził nauczyciel Władimir Romanienko

Foto: Malinovskiy/SPUTNIK/EAST NEWS

Ninel (anagram nazwiska Lenin) Siergiejewna nie miała w życiu lekko: jej ojciec zginął podczas II wojny światowej, matkę zastrzelił pijany strażnik kołchozu za kradzież kilku ziemniaków. Sama trafiła do sierocińca, tułała po ludziach dobrej i złej woli. Wreszcie poślubiła Dmitrija Owieczkina, któremu urodziła 12 dzieci (jedno zmarło po porodzie), za co otrzymała sowieckie wyróżnienie dla prawilnej Matki Bohaterki. Wielodzietnej rodzinie przydzielono domek na przedmieściach syberyjskiego Irkucka i osiem akrów ziemi. Było ciasno – dzieci spały po dwoje w jednym łóżku – ale własno. Sąsiedzi o Owieczkinach opowiadali, że nie utrzymywali z nimi żadnych relacji, żyli w odosobnieniu. Ich izolację i jedność w działaniu porównywano z fanatyzmem sekty. Mówiono o wilkach w owczej skórze.

W 1984 roku zmarł ojciec Dmitrij – był alkoholikiem i w amoku potrafił strzelać z broni palnej do dzieci, którym Ninel kazała wtedy kłaść się na podłodze lub ziemi. Ponoć to najstarsi Owieczkinowie sami wymierzyli sprawiedliwość: nie postawiono im zarzutów, śledztwo mówiło o samoobronie. Po śmierci męża Ninel – cierpiąca na serce i astmę – samotnie chowała jedenaścioro dzieci (siedmiu synów i cztery córki), które były jej bezwzględnie posłuszne: po szkole pracowały w polu; pomagały w obrządku krów, kur i królików; nosiły wodę ze studni. Zajęte obowiązkami, nie miały czasu na zbytki. „Byliśmy grzeczni, nigdy nie piliśmy alkoholu i nie paliliśmy papierosów, nie chodziliśmy na dyskoteki. Matka była surowa, ale czuła" – mówiło jedno z nich i nieważne które, bo Ninel wychowała wszystkich, aby wobec świata byli bezwzględni i zawsze trzymali się razem.

* * *

Najstarsza Ludmiła wyszła za mąż i zamieszkała w Czeremchowie, 150 kilometrów na północ od Irkucka. Pozostałe córki – Olga, Tatiana i Juliana – musiały pogodzić się z tym, że pozostaną w cieniu siedmiu braci, cerując im ubrania i wspierając w rozwoju muzycznego talentu. Odkryła go Ninel i zainwestowała weń wszystko, co miała – skromne dochody z pensji sprzedawczyni w sklepie monopolowym i jeszcze skromniejsze zyski z przydomowych plonów. Kupowała za to sprzęt grający i zapisała Owieczkinów do Regionalnego Kolegium Muzycznego na wydział instrumentów dętych.

Tam spotkał ich nauczyciel Władimir Romanienko, który zaopiekował się samoukami, przyswoił trochę wiedzy i techniki. Za jego namową w 1983 roku założyli oni zespół Siedmiu Symeonów – nazwę wymyślił Wasilij, który zaczerpnął ją ze starej baśni o siedmiu braciach Symeonach pomagających samotnej matce w gospodarstwie, których car zabiera na swój dwór i kształci każdego w innej dziedzinie, by z pomocą zdobytych umiejętności porwali dla niego księżniczkę, co też czynią – szczęśliwy władca poślubia wybrankę i zwraca siedmiu braciom wolność.

Siedmiu Owieczkinów – zgodnie z ruską bajką i matczynym wychowaniem – w graniu również się uzupełniało: Wasilij – perkusja, Dmitrij – trąbka, Oleg – saksofon, Aleksander – kontrabas, Igor – pianino, Michaił – puzon, Siergiej – banjo. Początkowo wykonywali co prawda repertuar klasyczny i ludowy, ale zmieniła to muzyka Louisa Armstronga i od tej pory liczył się tylko jazz. Romanienko uważał, że najbardziej utalentowany był Michaił, „biały na zewnątrz i czarny w środku", który świetnie czuł muzykę, choć grał na małym instrumencie od cyrkowego liliputa. Najmłodszy Siergiej był jeszcze dzieckiem, najstarszy Wasilij miał 20 lat, więc bracia kradli sympatię publiczności.

Grali tyleż radośnie, co amatorsko. Mimo to wygrywali festiwale w Rydze, Tbilisi i samej Moskwie, dzięki czemu stali się rozpoznawalni nie tylko na Syberii. W 1985 roku ponownie wystąpili w Moskwie w Irkuckich Dniach Kultury i zaproponowano im naukę w miejscowej Akademii Muzycznej Gnessin. Elitarną szkołę opuścili jednak szybko, bo uznali, że nie mają tam wiele do zrobienia. Według nauczycieli byli aroganccy, uważali się za wyjątkowych muzyków, którym brak jedynie światowego uznania. Może zadziałał prowincjonalny kompleks albo wygórowane ambicje matki? Siedmiu Symeonów odrzuciło wtedy także usługi Romanienki, bo woleli sami iść po swoje.

W tym czasie Władimir Eisner i Frank Herz nakręcili dla radzieckich kronik dokument „Siedmiu Symeonów" o cudownych muzykach z Syberii i ich idylli przy wspólnym graniu, któremu oddają się po pracy w polu. Ninel poczuła wtedy szansę na zarobek i postawiła warunek, aby filmowcy zapłacili za jej sztuczne zęby. Udało się, ale po premierze narzekała, że Owieczkinowie zostali upokorzeni na ekranie, bo nie są chłopami, lecz artystami.

Ten sam materiał wykorzystano w półtoragodzinnym filmie „Było sobie Siedmiu Symeonów" z 1989 roku, który opowiadał o katastrofie, do jakiej doprowadziła rodzina i – jakby na życzenie matki – zmieniono w nim wymowę wcześniejszych scen: podważono wiejską sielskość i anielskość, co stało się nieznośnym ciężarem życia nie do udźwignięcia, który doprowadził Owieczkinów do porwania samolotu i późniejszego dramatu.

* * *

W 1986 roku sowieckie władze doceniły Owieczkinów, przyznały dwa mieszkania w Irkucku, gdzie sprowadzili się, porzucając pracę na roli. Wciąż jednak żyli skromnie, bo sława nie przekładała się na zysk, żaden z braci nie posiadał wyuczonego zawodu, do tego zabroniono im płatnych koncertów jako prywaty niegodnej mieszkańców komunistycznego raju. A oni marzyli o kapitalizmie: własnej kawiarni w centrum miasta, w której graliby jazz, gdzie Ninel z córkami gotowałyby, jak potrafią najlepiej. Taki biznes w ZSRR nie był jednak możliwy, bo pierestrojka – z poślizgiem na syberyjskim śniegu – dopiero pukała do drzwi. Owieczkinowie rozumieli, że urodzili się w niewłaściwym miejscu na ziemi.

Utwierdziło ich w tym przekonaniu muzyczne tournée po Japonii w 1987 roku, gdy po raz pierwszy (i ostatni) wyjechali za granicę. Trafili do Kanazawy, partnerskiego miasta Irkucka, koncertowali także w Tokio – łącznie spędzili tam trzy tygodnie. Jazzujący bracia byli sami, Ninel z córkami musiały zostać w domu, aby – zgodnie z sowiecką doktryną – odwieść obieżyświatów od ewentualnego zamiaru pozostania na obczyźnie. Rzeczywiście, Siedmiu Symeonów chciało dotrzeć do amerykańskiej ambasady w Japonii i poprosić tam o azyl, ale właśnie w obawie o rodzinę w kraju nie zdecydowali się na ten krok.

Oleg pisał do domu: „Mamy dobre wieści. Japonia to kraj wspaniały, niezwykły, osobliwy i piękny. Dni minęły jak we śnie". Nic dziwnego, że zachłysnęli się dobrobytem: sklepami pełnymi towarów; podświetlanymi chodnikami, które myto detergentami; świeżymi kwiatami w toaletach hotelu Pearl of Asia. Ponoć angielska firma fonograficzna zaproponowała im umowę, ale do ZSRR wrócili z niczym poza frustracją. I przy rodzinnym stole kombinowali, jak znów znaleźć się w lepszym świecie. Uradzili, że nie mają szans na legalny wyjazd, czerwona partia nie wypuści ich razem, więc – pomysł miał pochodzić od Olega – muszą porwać samolot.

Cóż za desperacja! Owieczkinom wydawało się, że zagranica z otwartymi ramionami przyjmie terrorystów, którzy narażali życie innych, żeby zmienić własne. A przecież od razu po wylądowaniu gdziekolwiek aresztowano by ich i wydalono do ZSRR, gdzie zostaliby osądzeni i skazani. Bracia nie zdawali sobie też sprawy, że na Zachodzie wzbudzą jedynie chwilowe zainteresowanie jako ciekawostka zza żelaznej kurtyny, bo nawet w Japonii bardziej doceniano ich braterskość i jedność niż muzyczny kunszt. Chęć wyrwania się z szarzyzny i beznadziei była jednak większa, kości zostały rzucone.

Zwłaszcza że Wasilij skończył służbę (o ironio – lotnictwo dalekiego zasięgu) w Irkucku, choć sowiecka tradycja mówiła o wojsku daleko od domu, co wskazuje na wyjątkowe potraktowanie. Kolejni dorastający Owieczkinowie też mieli iść w kamasze i należało się spieszyć. Pierwsze oznaki, że rodzina planuje terrorystyczną akcję, pojawiły się w lutym 1988 roku, miesiąc przed terminem, gdy Owieczkinowie poprosili sąsiada myśliwego o pożyczenie broni. Tłumaczyli, że zaproszono ich na polowanie z notablami i chcą się podszkolić. Zdobyli też proch i testowali jego moc na miejskich nieużytkach; w miejskim ogrodzie wysadzili brzozę.

17 lutego, w ramach niezbędnego rekonesansu, Dmitrij i Aleksander polecili do Moskwy, potem pociągiem do Leningradu i kolejnym samolotem do Irkucka: sprawdzali trasę i lotniskowe procedury. Spostrzegli, że futerał z kontrabasem jest za duży do skanowania w maszynie do wykrywania metalu i mundurowi sprawdzają go pobieżnie. Powiększyli go jeszcze i zbudowali podwójne dno, aby obok instrumentu schować ładunek wybuchowy własnej roboty, dwa obrzyny ze strzelb i 100 sztuk amunicji.

Powoli wyprzedawali wszystko, co posiadali: meble, dywany, sprzęt radiowy, aparat telefoniczny, rzeczy osobiste. Ich irkuckie mieszkanie zostało doszczętnie ogołocone, zostały jedynie tapety, śmiecie i garnek ze skwaśniałym kapuśniakiem na kuchence, co po wszystkim odkryli zdumieni agenci KGB. 2 marca Olga zamknęła jeszcze konto osobiste w kasie oszczędnościowej, bo niewymienialne ruble też zabrali na pokład, ale spłonęły razem z innymi kosztownościami.

* * *

8 marca 1988 roku Siedmiu Symeonów, ich trzy siostry i matka Ninel wsiedli do samolotu TU-154, numer CCCP-85413, lot 3739 z Irkucka do Leningradu. Udawali, że udają się na kolejny występ. Zgodnie z przewidywaniami nikomu nie przyszło do głowy sprawdzać futerał niesiony przez Aleksandra, więc znana i lubiana rodzina bez problemu przemyciła broń. Co prawda oferowano umieszczenie instrumentu w luku, ale Ninel dopłaciła za nadbagaż i ładunek został w kabinie. Świadkowie opowiadali, że w czasie lotu Owieczkinowie zachowywali się przyjaźnie – grali w szachy i pokazywali rodzinne fotografie.

Po godzinie 13.00 i międzylądowaniu w Kurganie, gdzie samolot nabrał paliwa, bracia przystąpili do akcji. Najpierw stewardesie Tamarze Żarkinie podali kartkę, aby piloci zmienili kurs na Londyn, bo inaczej wysadzą samolot. „Czy to żart?" – zapytała, ale broń starczyła za odpowiedź. „Jesteście pod naszą kontrolą" – napisano do załogi, choć kartki nie ma w aktach sprawy, bo również spłonęła i obrany kierunek na Londyn wcale nie jest pewny.

Rosyjski kulturoznawca Konstanty Usenko w książce „Oczami radzieckiej zabawki" (Wydawnictwo Czarne, 2006) mimochodem wspomina „syberyjski rodzinny jazzband Siedmiu Symeonów i jego nieudaną próbę porwania samolotu do Izraela, zakończoną krwawą łaźnią". Zaintrygowało to jego kolegę Adama Moryca, który poświęcił Owieczkinom tekst w efemerycznym piśmie „Utopia" – poza tym w polskiej prasie temat nie zaistniał. On też powtórzył Izrael jako cel, co pojawiło się w dokumentach procesowych. W ZSRR pisano również o „jakimkolwiek kraju kapitalistycznym", byle nie z bloku wschodniego.

Nie wiadomo czemu, ale zaraz po przejęciu samolotu jedna z sióstr z rodziny Owieczkinów nakleiła na ścianie kabiny dwa kawałki taśmy, które utworzyły krzyż. Może chodziło o zastraszenie pasażerów? Kapitan samolotu wysłał z kolei sygnał SOS do kontroli ruchu lotniczego, gdzie zdecydowano o przyznaniu porwanemu TU-154 eskorty wojskowego myśliwca, którego pilot otrzymał rozkaz zniszczenia maszyny, gdyby próbowała opuścić kraj bez pozwolenia. Piloci posiadali co prawda pistolety Makarowa i w razie niebezpieczeństwa mieli prawo strzelać, ale woleli poczekać na szczegółowe instrukcje z ziemi. O godzinie 15.30 kontrolę nad operacją przejęło KGB i zdecydowało o podjęciu negocjacji z terrorystami.

Inżynier lotu Innocenty Stupakow miał ich przekonać, żeby uwolnili wszystkich pasażerów w zamian za dodatkowe tankowanie samolotu i lot do fińskiej Kotki przy sowieckiej granicy, bo Londyn był za daleko. Owieczkinowie nie chcieli ustępstw, ale w końcu zgodzili się na taką propozycję. Stewardesa Żarkina przekonywała ich do tego i uspokajała, gdy koła samolotu dotknęły ziemi o 16.05. Była to jednak sowiecka baza wojskowa Wiszczewo pod Leningradem (już nie istnieje). Owieczkinowie przez okna zobaczyli hangar z naprędce wymalowanym napisem „Air Force", lecz tuż obok zaparkowaną ciężarówkę ze słowem „łatwopalne" w cyrylicy i sołdata w znajomym mundurze. Wtedy zdali sobie sprawę, że zostali oszukani i Dmitrij strzelił w głowę stewardesie (została odznaczona Orderem Czerwonego Sztandaru, jej ciało rozpoznano dzięki stopionemu zegarkowi; była jedyną ofiarą porywaczy).

Ninel ostrzegła załogę: „Na waszym sumieniu są jedne zwłoki, będzie więcej". I rozkazała synom szturmować kokpit, choć próba nie powiodła się. Bracia przez interkom zagrozili pilotom, że zaczną strzelać do pasażerów, jeśli samolot nie zostanie zatankowany i natychmiast nie odleci do Finlandii. Gdy zobaczyli pompy z paliwem, wypuścili na zewnątrz inżyniera Stupakowa, aby otworzył zbiorniki. Ninel („Zachowywała się jak wilczyca" – zeznawali pasażerowie) ponownie zażądała startu: o 18.42 samolot zaczął krążyć po pasie, co dla służb było sygnałem do rozpoczęcia operacji Nabat (Alarm). Zamiast jednostki specjalnej do szturmu wysłano jednak zwykłych milicjantów bez doświadczenia, więc akcja skończyła się masakrą – nawet w aktach sądowych pisano o nieudolnym i chaotycznym odwecie.

Najpierw milicjanci zrobili taki hałas w kokpicie, że Owieczkinowie zostali ostrzeżeni o ich obecności na pokładzie. Potem otworzyli drzwi do kabiny pilotów i zaczęli strzelać w stronę pasażerów – zranili kilkoro, w tym Igora w nogę, ale Wasilij i Dmitrij też strzelali i odparli atak. Wtedy zaatakowano ogon samolotu i znów otworzono ogień, raniąc kolejne osoby (w tym Siergieja).

Bracia wiedzieli, że zostali otoczeni i sprawa jest przegrana. Wcześniej uradzili, że w razie niepowodzenia wysadzą się w powietrze, aby uniknąć sowieckiego więzienia. Dmitrij zawołał więc wszystkich, razem z Wasilijem i Olegiem podeszli do Aleksandra, który siedział w ostatnim rzędzie z bombą na kolanach. Igor nie odpowiedział na wezwanie, zamknął się w toalecie. Najmniejszy Siergiej płakał i krzyczał, aby nie detonować ładunku, bo nie chce umierać. Ninel zacisnęła mu usta dłonią: „Zamknij się, bo będzie gorzej". A Dmitrij odpalił ładunek. Po lekkiej eksplozji nikt jednak nie został ranny, wypadła jedynie szyba, zapaliły się spodnie Aleksandra i poszycia foteli.

Bracia biegali po pokładzie jak szaleni. Nie wiedzieli, co robić. Aleksander i Oleg popełnili samobójstwo, po nich zabił się Dmitrij. Ninel, zdając sobie sprawę z krytycznej sytuacji, poprosiła Wasilija o śmierć („Oderwało jej połowę czaszki"), który potem zastrzelił się sam. Michaił zeznawał, że najstarszy brat chciał także zastrzelić i jego, szukał nabojów w ubraniach Dmitrija, ale został mu tylko jeden i przeznaczył go dla siebie. Wcześniej powiedział Oldze, aby zabrała z samolotu najmłodsze rodzeństwo.

W wywołanym pożarze pasażerom udało się wyłamać drzwi awaryjne samolotu, które jednak nie były wyposażone w trap do schodzenia, więc ludzie skakali prosto na betonową płytę lotniska, łamiąc nogi, ręce i kręgosłupy. Do tego bezładnie ostrzeliwała ich spanikowana milicja, która w ten sposób raniła 20–30 osób (z 76 pasażerów), wielu czyniąc niepełnosprawnymi do końca życia. Śmierć poniosły trzy osoby, które udusiły się w dymie. Z zabitą stewardesą i pięcioma Owieczkinami dało to tragiczny bilans dziewięciu ofiar. Samolot spłonął.

* * *

Pierwsza informacja o nieudanym porwaniu pojawiła się 36 godzin później w agencji Tass, za którą także w Polsce pisano o „rodzinnym gangu na pokładzie samolotu". Dochodzenie trwało sześć miesięcy, by wreszcie 6 września hol lotniska w Irkucku zmienić w prowizoryczną salę sądową i rozpocząć pokazowy proces Igora i Olgi, jedynych pełnoletnich Owieczkinów, którzy przeżyli masakrę. Śledczy winę zrzucali na Ninel, którą przedstawiono jako władczą kobietę, wychowującą dzieci w chciwości. Przypomniano, że jako sprzedawczyni alkoholu spekulowała nim we własnym domu w czasach prohibicji. Jeszcze w 1985 roku miała za to wytoczoną sprawę sądową, lecz po pierwszych sukcesach Siedmiu Symeonów została uniewinniona. Igor i Olga w zeznaniach bronili jednak matki, która o wszystkim miała dowiedzieć się dopiero w samolocie.

Oboje mówili, że nie myśleli o innych pasażerach, kiedy planowali porwanie. Olga przyznała się do winy i poprosiła o złagodzenie kary – była w siódmym miesiącu ciąży. Skazano ją na sześć lat więzienia, po trzech latach i porodzie za kratami wyszła na wolność. Potem urodziła jeszcze jedno dziecko, na targu w Irkucku handlowała rybami i piła za dużo – w 2004 roku w trakcie libacji zabił ją mąż. Jej dzieci, podobnie jak pozostałych Owieczkinów – Tatianę i Julianę, Michaiła i Siergieja – przekazano na wychowanie do niemającej nic wspólnego z porwaniem ich najstarszej siostry Ludmiły. Wiadomo, że Juliana w wieku 16 lat urodziła dziecko i też piła. Wyszła nieszczęśliwie za mąż, chorowała psychicznie, dwa razy rzuciła się pod samochód i dostała rentę inwalidzką. Powtarzała, że lot do Leningradu zniszczył jej życie. Tatiana wyszła za mąż, jej los jest nieznany.

Igor w procesie zmieniał zeznania i obwiniał Romanienkę. Nie wytrzymał jednak konfrontacji przed sądem z byłym nauczycielem i przyznał, że go oczernił. Dostał karę ośmiu lat więzienia, podobnie jako Olga wyszedł w połowie wyroku. Grywał potem jazz w restauracjach razem z Siergiejem, który z kolei próbował wstąpić do irkuckiej szkoły muzycznej, gdzie wcześniej uczyli się jego starsi bracia, ale rektor odmawiał, powołując się na złą sławę nazwiska i brak talentu. Kula z 1988 roku pozostała w jego udzie, bo ze względu na młody wiek lekarze jej nie usuwali. Co działo się dalej z Siergiejem – nie wiadomo. Igor wrócił za kratki za handel narkotykami, gdzie został zabity przez współwięźniów.

Jeszcze w 1999 roku Igora oburzył film „Mama" o Owieczkinach, zagroził nawet pozwem reżyserowi Denisowi Ewstigniejewowi, który opowiedział własną wersję dramatu: Ninel nazywa się Polina i ma sześcioro potomstwa, które zakłada zespół muzyki ludowej i – dla poprawy marnego losu – porywa samolot. Nikt jednak nie ginie, lecz sąd skazuje matkę na 15 lat więzienia, zaś jej dzieci rozprasza po kraju. Najstarszy syn, aby uniknąć oskarżenia o porwanie, udaje chorobę w zakładzie psychiatrycznym i w finałowej scenie Polina ponownie skrzykuje pozostałych, by uwolnić brata zamkniętego w szpitalu.

* * *

Życie to nie film: Michaił, najbardziej utalentowany z Owieczkinów, rozwiódł się z żoną i – po występach w petersburskim zespole jazzowym Easy Winner – postanowił dopiąć swego i wyjechać na Zachód. Udało mu się jako jedynemu z Siedmiu Symeonów. Osiadł w Hiszpanii, gdzie występował w ulicznym zespole Jinx Jazz Band w Barcelonie. Dziesięć lat temu, po udarze mózgu, trafił jednak do centrum rehabilitacji. O graniu nie było mowy. Rozgoryczony nie utrzymywał też kontaktu z rodziną. W Rosji pisano, że marzył o powrocie do Irkucka, ale przyjaciel z zespołu śmieje się z tego – jak można chcieć wrócić na Syberię?

Przyjaciel czasem spotyka się z Michaiłem, choć koronawirus nie pozwala na częste wizyty w przytułku, gdzie mieszka – odwiedził go we wrześniu, a potem pod koniec października z okazji 46. urodzin muzyka. Opowiada, że Michaił mówi teraz powoli i cicho. Nigdy publicznie nie dzielił się przeżyciami, bo rosyjskie media szukały sensacji i wypisywały „gówniane" historie. Dawno temu po kielichu zdarzało mu się czasem opowiadać historię rodziny Owieczkinów, która jednak za każdym razem brzmiała nieco inaczej.

Ninel (anagram nazwiska Lenin) Siergiejewna nie miała w życiu lekko: jej ojciec zginął podczas II wojny światowej, matkę zastrzelił pijany strażnik kołchozu za kradzież kilku ziemniaków. Sama trafiła do sierocińca, tułała po ludziach dobrej i złej woli. Wreszcie poślubiła Dmitrija Owieczkina, któremu urodziła 12 dzieci (jedno zmarło po porodzie), za co otrzymała sowieckie wyróżnienie dla prawilnej Matki Bohaterki. Wielodzietnej rodzinie przydzielono domek na przedmieściach syberyjskiego Irkucka i osiem akrów ziemi. Było ciasno – dzieci spały po dwoje w jednym łóżku – ale własno. Sąsiedzi o Owieczkinach opowiadali, że nie utrzymywali z nimi żadnych relacji, żyli w odosobnieniu. Ich izolację i jedność w działaniu porównywano z fanatyzmem sekty. Mówiono o wilkach w owczej skórze.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich