Bracia Safdie, twórcy intensywnego, hipnotyzującego i pełnego napięcia „Good Time" z 2017 r., swym nowym filmem robią krok, który ma szansę przenieść ich z odmętów kina niezależnego prosto do mainstreamu. Inspirując się opowieściami ojca, który w branży kamieni szlachetnych pracował najpierw jako chłopiec na posyłki, a następnie jako handlarz, po raz kolejny wrzucają widza do świata lęków, niepokojów i ryzyka. Świata, którego bohaterowie – niczym w efekcie kuli śnieżnej – spadają z każdą chwilą coraz niżej.
Howard Ratner (Adam Sandler) prowadzi sklep jubilerski, zabezpieczony lepiej niż niejedna forteca. Skarbów ma zresztą sporo. Interesy robi ze wszystkimi, niezależnie od rasy, wyznania czy profesji. Jest człowiekiem ze stale zaciskającą się pętlą na szyi – może nie codziennie ociera się o śmierć, ale już na pewno o kilka dodatkowych siniaków. To facet uzależniony nie tylko od ryzyka, ale również od hazardu. Zadłużony u wszystkich większych graczy na rynku.
Ścigających go wierzycieli Ratner próbuje spłacić w sposób najgorszy z możliwych, czyli znów stawiając zarobione pieniądze u bukmacherów. Im wyższe kwoty, tym większe niebezpieczeństwo czyha nie tylko na niego, ale również na bliskie mu osoby. Zabiera jednym, by oddać drugim, zastawiając pułapkę na samego siebie.
Gdy pewnego dnia udaje mu się w pokrętny sposób sprowadzić prosto z Etiopii czarny opal – rzadki, cenny i mieniący się wieloma barwami klejnot, bohater śmie przypuszczać, że oto karty wreszcie zaczynają mu sprzyjać. Tym bardziej że na kamieniu można się nieźle dorobić, a chrapkę nań ma nie kto inny, jak sam Kevin Garnett (w tej roli sam koszykarz), jeden z czołowych graczy NBA, naiwnie wierzący, iż minerał ma właściwości magiczne, mogące zapewnić mu zwycięstwo na parkiecie.