Żyjąc na płynnej planecie, możemy być pewni tylko jednego: zmian. Podnosi się poziom mórz, kontynenty pełzną po ziemskim płaszczu, wskutek erupcji wulkanów powstają i znikają lądy, a huragany, tajfuny i tsunami nacierają na wybrzeża, rujnując miasta. W obliczu tak niepewnej przyszłości jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest budować domy, drogi, wodociągi, elektrownie, lotniska – wszystko, co jest nam potrzebne do godnej, cywilizowanej egzystencji – w taki sposób, by były zdolne przetrwać katastrofę. Ich struktury muszą być na tyle mocne, by oprzeć się trzęsieniom ziemi czy powodziom, lecz byłoby jeszcze lepiej, gdyby potrafiły same się reperować. Dzięki temu nasze miasta zyskałyby elastyczność i odporność na zmiany klimatu. Może się to wydawać fantazją, lecz przecież od milionów lat tak właśnie funkcjonują wszystkie żywe organizmy. Weźmy za przykład drzewo: w razie uszkodzenia przez burzę potrafi się naprawić, wypuszczając nowe gałęzie. Także nasza skóra, jeśli zatniemy się nożem, zasklepia się bez naszej ingerencji. Czy miasta nie mogłyby się samodzielnie uzdrawiać na podobnej zasadzie?
Lejek Parnella
W 1927 roku profesor Thomas Parnell z University of Queensland przeprowadził eksperyment, by sprawdzić, co się stanie z kawałkiem smoły umieszczonym w lejku. Po wielodniowej obserwacji stwierdził, że obiekt zachowuje się jak ciało stałe i pozostaje dokładnie tam, gdzie go położono. Lecz z biegiem miesięcy i lat zaczął bardzo wolno spływać przez lejek, zachowując się jak ciecz. Jej pierwsza kropla spadła w 1938 roku, kolejna w 1947, trzecia w 1954 i tak dalej, aż do dziewiątej w 2014 roku. To zachowanie bardzo zaskakujące jak na materiał, który wydaje się zupełnie twardy, gdy jedziemy po nim samochodem. Co tu się dzieje?
Okazało się, że smoła jest materiałem znacznie ciekawszym, niż to się śniło inżynierom materiałoznawstwa. Sprawia wrażenie nudnej, czarnej brei, którą wydobywa się z ziemi lub pozyskuje jako produkt uboczny rafinacji nafty. W rzeczywistości jest to dynamiczna mieszanka węglowodorów, która powstawała przez miliony lat z rozłożonej maszynerii komórkowej żywych organizmów. W wyniku ich rozkładu powstają złożone cząsteczki, które – choć nie należą już do żywego systemu – samorzutnie organizują się w wewnętrznie powiązane struktury. W typowej temperaturze mniejsze molekuły smoły mają dość energii, by przemieszczać się przez jej wewnętrzną architekturę, co nadaje materiałowi cechy płynu. Smoła jest więc cieczą, choć ekstremalnie lepką – dwa miliardy razy bardziej niż masło orzechowe – i to dlatego tak długo ściekała przez lejek Parnella.
Swój specyficzny ostry zapach smoła zawdzięcza cząsteczkom siarki, pierwiastka kojarzonego zwykle z cuchnącymi substancjami organicznymi. Kiedy przechodzimy czy przejeżdżamy obok robotników wylewających świeży asfalt, nie tylko widzimy, ale i czujemy, że rozgrzewają smołę. W ten sposób molekuły zyskują więcej energii na poruszanie się, a więc przepływ, jednocześnie jednak łatwiej się ulatniają. Dlatego materiał zaczyna wydzielać mocniejszy zapach, podobnie jak napoje, które po podgrzaniu roztaczają wyraźniejszy aromat.