W Wydawnictwie Uniwersytetu Łódzkiego (we współpracy ze Stowarzyszeniem Instytut Literacki Kultura) ukazało się właśnie monumentalne trzytomowe dzieło „»Mam na Pana nowy zamach...«. Wybór korespondencji Jerzego Giedroycia z historykami i świadkami historii 1946–2000", efekt kilkuletniej archiwalno-źródłoznawczej pracy profesorów Sławomira M. Nowinowskiego i Rafała Stobieckiego. W przypadku edycji tak specyficznego źródła historycznego, jakim są prywatne listy, zasadność przedsięwzięcia wydawniczego zawsze mierzy się rangą i znaczeniem samych korespondentów. Osoba i dzieło redaktora Giedroycia dla polskiej historii, ale także szerzej, dla europejskiej historii XX stulecia, są doprawdy bezcenne ze względu na zakres i unikatowość prowadzonych działań, opartych przecież jedynie na sile oddziaływania słowa drukowanego na sprawców historii. A właśnie Jerzy Giedroyc jest w tym wyborze korespondencji z lat 1946–2000 najważniejszym punktem odniesienia: jako inicjator i adresat tej wyjątkowej wymiany myśli, za pomocą sztuki epistolarnej, prowadzonej przez ludzi, którzy byli świadkami najważniejszych wydarzeń XX stulecia, lub – występując w roli historyków – stali się depozytariuszami tego świadectwa, a w pewnym sensie nawet strażnikami polskiej pamięci historycznej. Lista nazwisk jest tu imponująca i obejmuje kilkaset pozycji, z najważniejszymi politykami z kraju i emigracji oraz czołowymi postaciami polskiej historiografii.
Dzięki publikacji tej korespondencji widzimy, jak gigantyczną pracę Jerzy Giedroyc wykonywał na co dzień, by „Kultura" i „Zeszyty Historyczne" mogły się regularnie ukazywać i być na takim poziomie, na jakim przez całe lata się utrzymywały. Uchwycenie i opisanie tej sieci kontaktów uznaję za wielki sukces badawczy historyków łódzkich. A przecież cały czas towarzyszyła mi przy lekturze tej korespondencji myśl, że na tę imponującą sieć kontaktów Giedroycia z historykami i świadkami historii nakładają się przecież sieci pozostałe: korespondencja z politykami i dyplomatami, z literatami i ludźmi kultury, z wojskowymi i z duchownymi, z działaczami gospodarczymi i przedstawicielami środowisk akademickich; z kraju i z emigracji; z Polakami i reprezentantami kilkunastu innych narodów, co czyni z Redaktora nie tylko jednego z największych epistolografów w XX wieku, ale także pokazuje, że networking nie został wynaleziony dopiero w dobie internetu! Giedroyc skutecznie go praktykował co najmniej od 1946 roku.
Zbawić siebie
Publikowana korespondencja przede wszystkim jednak pokazuje, czym dla Giedroycia było to, co dziś określa się mianem polityki historycznej, a co dla niego było po prostu wyciąganiem lekcji z dziejów narodowych w połączeniu ze stałym wymogiem definiowania na nowo polskiej racji stanu w zmieniającym się otoczeniu międzynarodowym, zarówno europejskim, jak i globalnym. W polityce historycznej chodzi bowiem o świadomość racji stanu, a nie o wykorzystywanie historii do manipulowania świadomością historyczną rodaków.
W liście do Wacława Jędrzejewicza z 22 stycznia 1964 roku pisał: „Znajomość sąsiadów nigdy nie była mocną stroną polskiej inteligencji, ale dziś jest znacznie gorzej niż przed wojną. A sytuacja międzynarodowa, a specjalnie przemiany, które zachodzą w samym Związku Sowieckim i demokracjach ludowych, wymagają bardziej niż kiedy indziej znajomości naszych sąsiadów".
Te trzy tomy korespondencji znakomicie dokumentują wymiar wewnętrzny, nieoficjalny, skrywany uprawianej przez Redaktora polityki historycznej. Czynią to – jak piszą autorzy we „Wprowadzeniu" – „niejako od kuchni. Publikowane listy wydobywają napięcia i konflikty, mówią wiele o sposobach działania Giedroycia, pokazują kulisy zrealizowanych i niezrealizowanych pomysłów". To właśnie w listach ujawnia się przed nami Giedroyc jako rzeczywisty kreator polityki historycznej. Historycy łódzcy słusznie zauważają, że pojęcie takiej polityki „najlepiej syntetyzuje nie tylko najważniejsze cele, ale także idące za nimi inicjatywy podjęte przez Jerzego Giedroycia i grono jego najbliższych współpracowników".