Huda Szarawi. Odrodzenie intelektualne kobiet

Nasza delegacja wywołała wielkie poruszenie. Z ciekawością i uporczywością pytano nas, czy naprawdę jesteśmy Egipcjankami. Za każdym razem widziałyśmy zdumienie na twarzach – jakby zakwefiona Egipcjanka musiała być ignorantką i barbarzyńcą.

Publikacja: 08.01.2021 18:00

Huda Szarawi (1879–1947) byłą egipską działaczką polityczno-społeczną związaną z partią Wafd. Stała

Huda Szarawi (1879–1947) byłą egipską działaczką polityczno-społeczną związaną z partią Wafd. Stała się jedną z prekursorek feminizmu w Egipcie oraz współtwórczynią Egipskiej Unii Feministycznej

Foto: materiały prasowe

Latem 1909 roku pojechałam po raz pierwszy do Europy. Zgodnie z zaleceniami lekarza udaliśmy się do Francji na leczenie. Był z nami mój brat, jego żona, dzieci i moja matka. Popłynęliśmy jednym z niemieckich parowców, który spokojnie i bezproblemowo dowiózł nas w pobliże Neapolu. Z utęsknieniem i podekscytowaniem czekałam, by zobaczyć port. Gdy statek miał właśnie cumować, ujrzeliśmy małe łódki z muzykami śpiewającymi ludowe pieśni, którzy z pewnością liczyli na sympatię podróżnych i kilka dirhamów.

Widok tych łódek otoczonych chmarą małych dzieci, czekających na prezenty od podróżnych, był jednocześnie imponujący i zabawny. Gdy ktoś rzucił im do wody kilka lirów, zanurzały się, by je wyłapać. Sprzedawcy krążyli natomiast po nabrzeżu z muszlami, koralowcami, różnymi antykami, biżuterią itp.

Gdy zobaczyłyśmy, w jakim stanie byli ci ludzie, poczuliśmy się jak na Wschodzie. Widzieliśmy mianowicie, podobnie jak tam, brudne i bose dzieci z odkrytymi głowami. Na niektórych ulicach w oknach i na balkonach było rozwieszone pranie, czasem na sznurkach rozciągniętych pomiędzy domami na szerokość ulicy. W biednych dzielnicach widzieliśmy kobiety siedzące przed swoimi domami i rozczesujące włosy.

Spędziliśmy noc w Neapolu. Obejrzeliśmy wulkan Wezuwiusz i galerię. Wczesnym rankiem, gdy wyjrzałam przez okno mojego pokoju, zobaczyłam jeden z najbardziej niesamowitych krajobrazów. Słońce wyglądało zza szczytów pagórków niczym rozpalony płomień ognia.

Następnie parowiec zabrał nas do Marsylii. Ujrzałam ją przed sobą przybraną w inne szaty, różne od tych, które widziałam w Neapolu. Niebo było ciemne, a wzgórza otaczające port – szare. Statek zacumował rankiem. Spędziliśmy tam dzień. Marsylia to piękne miasto, radosne i pełne życia, szczególnie ze względu na charakter handlowy tego regionu. Moją uwagę zwróciło to, jak podobne zwyczaje mają jej mieszkańcy i ludzie ze wschodnich portów. Zamierzaliśmy obejrzeć zabytki tego miasta. Widzieliśmy galerie, muzeum, kościół Notre Dame – wspaniały zabytkowy, zbudowany na strzelistym wzgórzu (...).

Następnego dnia pojechaliśmy do Lyonu, w którym spędziliśmy dwa dni, oglądając sławne fabryki tekstylne i prężnie działające sklepy. Kupiliśmy w nich potrzebne ubrania. Lyon to miasto wybitnie europejskie. Nie widzieliśmy w nim niczego, co przypominałoby nam Wschód. Warto wiedzieć poza tym, że to jeden z największych ośrodków przemysłowych, handlowych i naukowych Francji.

Paryskie kwiaty i szorstkie maniery

Opuściliśmy Lyon i udaliśmy się do Paryża. Zatrzymaliśmy się tam w Princess Hotel na Champs Elysées, gdzie zarezerwowaliśmy nasze pokoje. Przeszliśmy przez szeroki, piękny plac Concorde, gdzie panował duży ruch. Zdziwiłam się obecnością egipskiego obelisku pośrodku placu, który głosił wielkość Egiptu i jego starożytną chwałę w miejscu uznawanym za symbol cywilizacji i nowoczesnej kultury. Stanowił wieczne przymierze trwałej, silnej przyjaźni, umacniającej więzi pomiędzy synami Nilu i Sekwany. Widziałam mężczyzn i kobiety: pieszych i pasażerów, pojedynczo i w grupach, przemierzających Champs Elysées w wybornych strojach i najpiękniejszych ozdobach. Pomyślałam, że to jakieś święto. Zapytałam brata, co to za okazja. Odpowiedział, że Paryż jest taki na co dzień.

Paryż zachwycił mnie nie tylko uroczymi budynkami i szerokimi ulicami, organizacją placów, układem parków i ładnymi ubraniami jego mieszkańców, ale także tym, że człowiek na każdym kroku znajdował coś, co karmiło jego umysł, poszerzało wyobraźnię, rozwijało percepcję i talent. Piękno i dobry smak przejawiały się tam we wszystkim i skłaniały człowieka do poszukiwania wiedzy o jego korzeniach.

Okazałości i wytworności dodawały powozy przejeżdżające pod Łukiem Triumfalnym przez środek pięknego Place du Tertre i rozrzucone po obu stronach ulicy duże hotele oraz eleganckie kawiarnie, pełne ludzi, w których grała muzyka. Na plac wychodził Princess Hotel, pensjonat w starym pałacu z dużymi, pięknie urządzonymi pokojami i korytarzami, wyposażonymi w luksusowe, cenne meble i sprzęty. Wynajęliśmy wspólnie z moim bratem osobne piętro i czuliśmy się w tym spokojnym miejscu prawie jak w domu.

Kolejnego dnia po przyjeździe do Paryża poszliśmy pooglądać tamtejsze duże sklepy i zamówić potrzebne rzeczy w znanych domach towarowych. Byłam bardzo zdumiona widokiem salonów odzieżowych, w których ubrania były prezentowane na pięknych, eleganckich dziewczynach. Pokazy nie tylko zachęcały do kupowania ubrań. Były także lekcją dla kupującej, umożliwiającą jej rozeznanie się w rzeczach niezbędnych do dopełnienia eleganckiej stylizacji oraz wybranie kolorów pasujących do jej włosów i cery.

Odbywało się to w dzień Festiwalu Kwiatów w Lasku Bulońskim. W alei akacjowej były tłumy spacerujących lub siedzących po obu stronach widzów. Przejeżdżały wozy ozdobione różnymi gatunkami kwiatów. Przed nimi i za nimi ciągnęły się powozy z paniami i panami w najpiękniejszych i najwytworniejszych strojach, którzy, przepojeni radością i euforią, rzucali kwiaty. Piesi i widzowie zbierali je i robili z nich bukiety. Europejczycy mają z natury zamiłowanie do kwiatów. Kochają je, traktują jak pokarm dla dusz. Nawet ubodzy nie odmawiają sobie takiego zakupu. Przypinają je do ubrania lub ozdabiają nimi domy (...).

Paryż to zapisana karta w dziejach Francuzów. Każdy Francuz, niezależnie od środowiska, z którego się wywodzi, zanim pójdzie do szkoły i zacznie się uczyć historii z książek, poznaje ją od najbliższych. Dlatego jest dumny z jego chwalebnej historii i pragnie tę chwałę uwiecznić. I nie tylko to. Francuzi odwiedzają zabytkowe pałace, historyczne place, salony wystawowe z antykami, domy nauki, muzea sztuki i świątynie, które są dla nich otwarte w dni wolne.

W Paryżu zauroczyło mnie wszystko, nawet szorstkie maniery pospólstwa. Nie były one pozbawione uroku, choć jednocześnie wyrażały ich bezpretensjonalny, niezmienny charakter. To ludzie wyjątkowo inteligentni i niezależni w sferze myśli i temperamentu, wytworów i cech, bez względu na ich wady. Dlatego zachowują swoją osobowość, są z niej dumni, szczycą się swoją wolnością i z oddaniem ją kultywują.

Jednakże, gdy zaczęłam odwiedzać Paryż, odczułam bolesne konsekwencje tej radykalnej wolności. Sądziłam, że zarówno mały, jak i duży członek tego narodu, niezależnie od warstwy społecznej, z której się wywodzi, ma równie dużo wyczucia i dobrego wychowania. Nawiasem mówiąc, pamiętam, jak chciałam po raz pierwszy odwiedzić jeden z dużych sklepów Paryża. Był to akurat dzień obniżek cen na towary i zastałam przy drzwiach tłumy klientów. Przez grzeczność przystanęłam obok, by umożliwić wchodzącym przejście, jak to jest w zwyczaju w krajach Wschodu. Sądziłam, że gdy przyjdzie moja kolej, odpłacą mi tą samą grzecznością. Niestety nikt na mnie nie zwrócił uwagi. Popchnęła mnie wzburzona fala ludzkich ciał, rzuciła mną i powaliła. Łzy spływały mi po policzkach od tego straszliwego wyścigu. Potem znalazłam się przed ladą otoczoną przez oglądające kobiety i mężczyzn. Grzecznie wyciągnęłam rękę po kawałek materiału, który mi się spodobał, ale nagle wyrwała mi go jedna z kobiet tak brutalnie, że byłam bliska płaczu. Jednak zdusiłam w sobie emocje, żeby się ze mnie nie śmiali i nie kpili. W końcu wyszłam ze sklepu, chwyciwszy pod pachę dwa wiosła, przy pomocy których próbowałam wyratować się z tej ściśniętej masy ludzkiej.

Choć takie zachowania z początku nie spodobały mi się, ostatecznie zrozumiałam, że przepychają się w życiu łokciami narody odrodzone. To dowód ich przewagi, nawet jeśli jest przejawem egoizmu. Pojęłam też, że tolerancja Wschodu i jego subtelność, mimo kryjących się w nich szlachetności i uprzejmości, są przyczynami zapóźnienia i rozkładu (...).

Klub dla pań

Po moim powrocie z Europy w Egipcie miały miejsce doniosłe wydarzenia. 20 lutego 1910 roku młody człowiek o nazwisku Ibrahim Nasif al-Wardani, należący do Partii Narodowej, zastrzelił wiceministra Butrusa Ghalego Paszę, gdy tamten opuszczał Ministerstwo Spraw Zagranicznych o godzinie 1 po południu (...). Jeśli chodzi o wydarzenia społeczne, w tym czasie pojawiły się pierwsze oznaki odrodzenia intelektualnego kobiet z klasy wyższej – w ślad za wspomnianym „skokiem" towarzyszącym wykładom na uniwersytecie. Wobec tego dostrzegłam konieczność założenia dla nich klubu, w którym mogłyby się spotykać w celu prowadzenia społecznych i intelektualnych debat. Przedstawiłam ten pomysł księżniczkom i poprosiłam je o opiekę nad projektem, na co chętnie przystały. Ustaliłyśmy datę zebrania w moim domu w celu uzgodnienia szczegółów tego pomysłu.

Z drugiej strony pozostawałam w kontakcie z francuską pisarką, Mademoiselle Clement, z którą ciągle korespondowałam. Zapoznałam ją w listach z moimi zamysłami. Obiecała, że jeśli moje projekty dojdą do skutku, to specjalnie przyjedzie do Egiptu, by wziąć w nich udział i poprowadzi wykłady o tematyce społecznej.

Przekazałam jej dobrą wiadomość, że jeden z tych cennych zamysłów – założenie klubu dla pań – jest o krok od realizacji, i poprosiłam, by w określonym czasie pojawiła się na pierwszym spotkaniu. Przyjechała. Zebranie odbyło się w moim domu pod honorowym patronatem księżniczki Aminy Halim (wnuczka księcia Muhammada Abd al-Halima Paszy, syna Muhammada Alego, córka księcia Abd al-Halima Paszy) i z udziałem egipskich oraz zagranicznych księżniczek. Utworzono komitet pod nazwą „Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Intelektualnego Kobiet".

Mademoiselle Clement rozpoczęła serię wykładów w moim domu i na Uniwersytecie Egipskim. Inną członkinią komitetu była początkująca pisarka, panna Majj (palestyńsko-libańska poetka, pisarka, tłumaczka i feministka, prowadziła salon literacki w Kairze), na arabską sekretarkę komitetu wyznaczono zaś panią Labibę Haszim (jedna z pionierek ruchu feministycznego, prowadziła wykłady dla kobiet na Uniwersytecie Kairskim), właścicielkę pisma „Fatat asz-Szark" (pismo o profilu naukowo-literacko-historycznym).

Posypały się listy gratulacyjne i powitalne. Projekt spotkał się z życzliwym przyjęciem. Miało to miejsce w kwietniu 1914 roku.

Następnie musiałam zacząć szukać lokalu na siedzibę klubu, którego nie ośmieliłyśmy się określać tą nazwą. Byłoby to naruszeniem tradycji, która nie pozwalała kobiecie odetchnąć i znaleźć dla siebie forum, gdzie spotykałaby przyjaciółki i działaczki społeczne. Z nadejściem lata wiele księżniczek i pań wyjechało jak zwykle do Europy tylko po to, aby po powrocie do kraju wznowić pracę nad realizacją nowego projektu. (...)

Radość i przerażenie

W marcu 1923 roku otrzymałyśmy zaproszenie od Międzynarodowej Unii Kobiet do wzięcia udziału w kongresie w Rzymie. Centralny Komitet Kobiet Al-Wafdu (kobieca przybudówka partii Al-Wafd al-Misri – Delegacja egipska – egipska partia działająca w latach 1919–52 o profilu narodowowyzwoleńczym, utworzona z myślą o wyjeździe na konferencję pokojową do Paryża) był wówczas wyróżniającą się organizacją kobiecą, dlatego pomyślałam o uformowaniu z jego członkiń stowarzyszenia Egipski Związek Kobiet (EZK). Do udziału w kongresie wysłano delegację, w skład której weszłam ja, moja koleżanka – pani Nabawijja Musa (jedna z czołowych egipskich działaczek ruchu narodowego i feministycznego wywodząca się z klasy średniej, jedna z pierwszych absolwentek szkoły dla dziewcząt As-Sanijja, jako pierwsza Egipcjanka zdała egzamin maturalny i została kuratorką szkolną, w latach 1910–11 prowadziła wykłady dla kobiet na Uniwersytecie Egipskim) i panna Siza Nabarawi (znana egipska działaczka feministyczna i publicystka). Wtedy po raz pierwszy głos egipskich kobiet wybrzmiał za granicą.

Powiem szczerze, że pomimo radości z zaproszenia, byłam przerażona tą wielką odpowiedzialnością, obawiałam się niepowodzenia. Ale wiara w Boga utwierdzała nas w przekonaniu, że zanosimy przesłanie dotąd niedocenionych egipskich kobiet. Tym bardziej że była to okazja do zdementowania oszczerstw, które narosły za granicą na temat naszego ruchu narodowego (...).

Z podniesionym czołem

Na kongresie zwróciłyśmy uwagę na to, że w sali konferencyjnej powiewają flagi państwowe. Niestety, nie znałyśmy protokołu i nie przygotowałyśmy swojej. Poprosiłyśmy więc studentów z tamtejszej misji egipskiej, by wykonali flagę z półksiężycem i krzyżem. Zrobili ją w większym rozmiarze. Gdy się zorientowali, spuentowali przypadek: „Egipt jest najstarszym narodem, więc jego flaga musi być największa". Gdy zaprezentowano ją przewodniczącej konferencji, ta uśmiechnęła się. Była bardzo poruszona, gdy ją przed nią rozwinęliśmy. Kazała ją umieścić po lewej stronie podium, jako przeciwwagę dla flagi włoskiej z prawej. Przez to znalazła się w znakomitym miejscu, tuż za flagą państwa organizującego kongres. Tym sposobem zostałyśmy wyróżnione i wzbudziłyśmy uznanie. Był to czynnik, który odegrał najważniejszą rolę w zdjęciu z ruchu narodowego odium religijnego ekstremizmu.

W Rzymie zdałyśmy sobie sprawę z tego, jak duży wpływ na odrodzenie Zachodu mają Europejki. Z drugiej strony, mimo że nasza delegacja była najmniej liczna, wywołała wielkie poruszenie i spotkała się ze wspaniałym przyjęciem, gdyż przerosłyśmy ich oczekiwania. Z ciekawością i uporczywością pytano nas, czy naprawdę jesteśmy Egipcjankami. Za każdym razem, gdy je o tym zapewniałyśmy, widziałyśmy na ich twarzach zdumienie. Tak jakby było zupełnie normalne, że zakwefiona kobieta egipska jest ignorantką i barbarzyńcą. Widząc, jak realizujemy nasze przesłanie, które z zadowoleniem przyjęły i poparły, zmieniły zdanie na nasz temat. Zaprosiły nas do przyłączenia się do działań Międzynarodowego Sojuszu Kobiet w charakterze jego reprezentanta na Egipt. Od tego czasu jest to punkt zapalny naszego stowarzyszenia jako członka międzynarodowej organizacji feministycznej. Jest ono związkiem o charakterze międzynarodowym i narodowym, uznanym w Egipcie i zagranicą. Zobowiązałyśmy się rozwijać za przykładem kobiet europejskich i doprowadzić do tego, by nasz kraj zajął wysoką pozycję wśród rozwiniętych narodów. I byśmy mogły rzetelnie i uczciwie pełnić służbę społeczną i humanitarną, której wymagał od nas program Międzynarodowego Sojuszu Kobiet. Wróciłyśmy z podniesionymi głowami, przekonane, że oddałyśmy wielką przysługę naszej ojczyźnie i płci.

Nasze stowarzyszenie przystąpiło do Międzynarodowego Sojuszu Kobiet, by walczyć o przyznanie kobietom praw politycznych i cywilnych, ale także w celu pracy nad propagowaniem zasad pokoju i umacnianiem jego podstaw. Wysiłki działaczek nabrały charakteru powszechnego i jest to wielkie zwycięstwo Egipcjanek XX wieku.

Wielu błędnie interpretowało podstawową zasadę Związku Kobiet dotyczącą domagania się równości w zakresie praw politycznych. Wyobrażano sobie, że celem uzyskania przez nie wolności i równouprawnienia jest zdjęcie hidżabu i rywalizowanie z mężczyznami na polu polityki i pracy. Prawda jest taka, że nie oznaczało to ingerowania w sprawy czysto polityczne i partyjne, tylko uzyskanie prawa do samostanowienia i egzekwowania go tak, by radziły sobie np. w sytuacjach społecznych i ekonomicznych, zwłaszcza tych dotyczących kobiet i dzieci. Zdjęcie hidżabu było jednym z niezbędnych środków prowadzących do celu. Nie wynikało zaś z wielkiej chęci przeciwstawienia się tradycji, popisania się czy rywalizowania z mężczyznami, o co były pomawiane i fałszywie oskarżane.

Spotkanie z Mussolinim

Podczas Międzynarodowego Kongresu w Rzymie udało nam się trzykrotnie spotkać z signorem Mussolinim. Po raz pierwszy – gdy przewodniczył sesji inauguracyjnej w sali kongresowej. Po raz drugi – gdy zorganizował przyjęcie dla delegatek na Kapitolu i trzeci – po zakończeniu prac kongresu, gdy uczestniczące w kongresie delegatki udały się na spotkanie z nim w Pałacu Prezydenckim – z nadzieją, że przyzna Włoszkom prawo głosu.

Przywitał nas i uścisnął rękę każdej. Gdy przyszła moja kolej i zostałam mu przedstawiona jako przewodnicząca delegacji egipskiej, wyraził sympatię wobec Egiptu i powiedział, że z zainteresowaniem obserwuje ruchy wyzwoleńcze w Egipcie, a także wysiłki Egipcjan i Egipcjanek na rzecz niepodległości ich kraju. Mówił o swoich dążeniach do zacieśnienia relacji, które wiążą Włochy z Egiptem i innymi państwami śródziemnomorskimi. Pochwalił naszą imponującą przeszłość, jego starożytną cywilizację oraz dobre stosunki i odwieczną przyjaźń między oboma państwami. Wyraził także nadzieję na jej odnowienie oraz długotrwałe więzi.

Ten gest zasługiwał na uznanie, dlatego wyraziłam wdzięczność za tę postawę. Ja z kolei zaczęłam mówić o minionej i teraźniejszej świetności Włoch, po czym powtórzyłam swoją nadzieję na przyznanie Włoszkom praw politycznych. 

Fragment książki Hudy Szarawi „Egipcjanka. Wspomnienia Hudy Szarawi" w przekładzie Agnieszki Piotrowskiej, która ukazała się nakładem Biblioteki Polsko-Arabskiej.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Latem 1909 roku pojechałam po raz pierwszy do Europy. Zgodnie z zaleceniami lekarza udaliśmy się do Francji na leczenie. Był z nami mój brat, jego żona, dzieci i moja matka. Popłynęliśmy jednym z niemieckich parowców, który spokojnie i bezproblemowo dowiózł nas w pobliże Neapolu. Z utęsknieniem i podekscytowaniem czekałam, by zobaczyć port. Gdy statek miał właśnie cumować, ujrzeliśmy małe łódki z muzykami śpiewającymi ludowe pieśni, którzy z pewnością liczyli na sympatię podróżnych i kilka dirhamów.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich