Zwierzęta skrajnie nieśmiałe
Trzeba mieć szczęście i znaleźć się w odpowiednim miejscu, żeby wyraźnie usłyszeć melodię wielorybiej pieśni, jej nuty jednak wplatają się w morski szum otoczenia i każdy może wychwycić je w dowolnym oceanie, jeśli tylko zanurzy głowę pod wodę. Analiza oceanicznego hałasu w poszukiwaniu tych dźwięków stała się nawet metodą stosowaną przez cetologów w szacowaniu rozmiaru populacji najrzadszych wielorybów – naukowcy nasłuchują stworzeń, które nie zawsze da się zaobserwować. Każdy gatunek ma swój głos i własną długość fal, jakby dysponował kanałem radiowym przeznaczonym na prywatne dyskusje.
W 1989 roku hydrofony w Pacyfiku po raz pierwszy wychwyciły zew najbardziej samotnego wieloryba na świecie. Wydawał on dźwięki charakterystyczne dla płetwali, ale na częstotliwości pięćdziesięciu dwóch herców, a więc odpowiadającej najniższej nucie, jaką da się zagrać na tubie. Były to brzmienia o wiele za wysokie dla innych przedstawicieli tej rodziny, które komunikują się na częstotliwościach od dziesięciu do trzydziestu pięciu herców. W konsekwencji płetwal od dziesięcioleci śpiewa, mówi i nieustannie wzywa współplemieńców, lecz nie uzyskuje żadnej odpowiedzi. Błądzi osamotniony po oceanicznych bezmiarach i tylko hydrofony co roku słyszą jego wołanie. Nikt nie wie, skąd wziął się jego nietypowy głos. Niektórzy sądzą, że jest hybrydą płetwala błękitnego i płetwala zwyczajnego, inni uważają, że cierpi z powodu jakiejś deformacji, jeszcze inni – że urodził się głuchy, przez co nigdy nie zdołał skorygować brzmienia swojego głosu. Nikt nie wie, czy w ogromie mórz natknął się kiedyś na inne wieloryby ani co czuł, gdy je widział, ale nie mógł z nimi porozmawiać. Nikomu nie udało się go zaobserwować, mimo że dzięki wydawanym przez niego odgłosom możemy co roku prześledzić trasę jego samotnej wędrówki. Z punktu widzenia człowieka samotny wieloryb istnieje wyłącznie za pośrednictwem swojej pieśni, tej samej, która odizolowała go od współziomków – pieśni, którą bez przerwy z nadzieją wysyła w próżnię Pacyfiku.
Po Atlantyku pływa cały gatunek waleni, który wydaje niezidentyfikowane dźwięki, a jego reprezentantów nikt nigdy nie widział. Badania nad strukturą tych odgłosów wskazują, że stworzenia należą do rodziny wali dziobogłowych, zwierząt skrajnie nieśmiałych. Na powierzchni nie wydmuchują pióropuszy pary wodnej, a na widok zbliżających się statków pośpiesznie nurkują. To rodzina złożona z dziwacznych waleni – te nieliczne gatunki, których przedstawicieli udało się przelotnie zaobserwować, mają długie, brązowe, nakrapiane ciała i kły podobne do tych u dzika. Polują na kalmary na głębokości dochodzącej nawet do dwóch tysięcy dziewięciuset metrów, co stanowi rekord wśród ssaków morskich. To właśnie głosy tych dyskretnych zwierząt ujawniły najwięcej informacji na temat ich zachowania i pozwoliły człowiekowi lepiej je poznać, a nawet odkryć ów gatunek, który do tej pory pozostaje nieuchwytny! Ocean obfituje w takie ukryte historie, w lękliwe stworzenia, które chcą jedynie snuć swoje opowieści. Pełno w nim nieśmiałych istot w swoich samotnych nawoływaniach ukrywających cuda, którymi nie mają odwagi się dzielić.
Wrzawa z baru
Wśród morskiego hałasu ponad niskie tony wzbija się śpiew. Gdy tylko zbliżymy się do brzegu lub rafy, usłyszymy istny chorał, w którym mieszają się rozmaite brzmienia, rytmy i skale muzyczne. To rybi chór.
Bardziej rozszczebiotane niż leśne ptaki, ryby wypełniają morze różnorodnym świergotem, każda na swój sposób.