3 lipca 1923 r. na świecie witała ją o pięć lat starsza siostra Nawoja, 33-letnia matka Anna z Rottermundów i 53-letni ojciec Wincenty, który z początku myślał, że Wisława będzie Wicusiem, stąd jej drugie imię. Pierwsze brzmiało bowiem Maria, a w domu mówiono na nią „Ichna" (od Marychny). Wcześnie nauczyła się czytać, ale w gimnazjum nie była prymuską, bardzo dobry miała tylko ze sprawowania i z religii. Charakteryzowało ją „specyficzne poczucie humoru i ironiczny dystans do rzeczywistości" – od kiedy tylko nauczyła się posługiwać ołówkiem i piórem. „Młodą rymotwórczynię wyraźnie bawiło udawanie patosu, używanie archaizacji, stosowanie inwersji składniowej – i korzystała z tych środków obficie". „Zdarzyło jej się poczęstować zaproszoną przez rodziców damę orzechami i powiedzieć, że to «dobre na rozumek»" – rodzice nie byli rozbawieni.

Wychowana w katolickiej rodzinie i zakonnym gimnazjum, z domu w Krakowie przeprowadziła się w 1948 r. do męża Adama Włodka do Domu Literatów na Krupniczej. Poznała go w lutym 1945 r., kiedy przyniosła swoje wiersze do redakcji „Dziennika Polskiego". „Włodek odgrywał w swoim środowisku rolę «prawodawcy» nowej literatury" i Szymborska przez pewien czas podzielała jego ideały. „Nie lubiła pytań o socrealistyczny okres twórczości" – pisze biografka i dodaje: „trudno mi zrozumieć powody, dla których przez kilka lat kroczyła w ideologicznym orszaku". „Nie potrafili być razem, ale też nie rozstali się nigdy całkowicie" – opisuje autorka i rozumie siłę ich relacji. Jeśli Szymborska pisała do kogoś „wszystko", to tylko do Włodka, mimo rozwodu w 1954 r. Ale kiedy umierał w szpitalu, „nie zdecydowała się widzieć go takiego – w gorączce, w malignie, tracącego świadomość". Miał wtedy 64 lata, ona – 63. Ustanowionej przez siebie po Noblu nagrodzie dla młodych pisarzy dała jego imię i wtedy, jak pamięta autorka biografii, „posypały się pod jego (i jej) adresem lawiny oskarżeń".

Szymborska miłości przekształcała w przyjaźnie i całe życie potrafiła „trzymać fason". Miała „wyjątkowy dar zamieniania traumatycznych przeżyć w wielką poezję" i teatralizacji życia – otaczała się zazwyczaj ludźmi, którzy potrafili tę grę podjąć, a mimo to nie należała do mitotwórców – o słynnym Domu Literatów Krupniczej, który znała na wylot, mówiła niechętnie. „Wisławę wyróżnia sztuka zwycięskiego wychodzenia z trudności, kryzysów, nieszczęść. W jaki sposób ją posiadła – to tajemnica jej osobowości".

Autorka wielokrotnie przytacza fragmenty z „powstałej w imponującym tempie" biografii autorstwa Anny Bikont i Joanny Szczęsnej, w której odpytywały noblistkę z życia. W swojej książce Gromek-Illg opowiada potoczyście, wciągająco, pokazując poetkę na tle znajomych, przyjaciół i rodziny. Zastanawia się nad motywacjami jej działań, przemilczeniami – także uczuciowymi. Na stronie 415 ponad 600-stronicowej biografii pojawia się Kornel Filipowicz. Poznali się, gdy ona miała 44 lata, on – 54. „Jak opowiedzieć o człowieku, który w historii życia Szymborskiej był prawdopodobnie najważniejszą postacią?" – pyta autorka, a ja polecam zajrzeć do biografii Filipowicza napisanej przez Justynę Sobolewską. Konfrontacja jest interesująca i wcale nieoczywista.