Igrzyska w Tokio. Strach zamiast dumy

Pierwsze igrzyska olimpijskie w Tokio, które odbyły się 1964 roku, były spotkaniem kultur i symbolem odrodzenia Japonii po wojennej traumie. Tegoroczne z powodu koronawirusa są dla gospodarzy przede wszystkim ciężarem.

Publikacja: 16.04.2021 18:00

Polska kobieca sztafeta 4x100 m na najwyższym stopniu podium igrzysk w Tokio 1964

Polska kobieca sztafeta 4x100 m na najwyższym stopniu podium igrzysk w Tokio 1964

Foto: Keystone/Hulton Archive/Getty Images

Zawody, które rozpoczną się 23 lipca, przeprowadzone zostaną w bezprecedensowym reżimie sanitarnym: z regularnymi badaniami, ograniczoną możliwością poruszania się, limitowanym pobytem w wiosce olimpijskiej i bez dopingu zagranicznych kibiców.

To już postanowiono, ale nie wiadomo, czy zawody zobaczą nawet japońscy kibice, bo choć superkomputer Fugaku już kilka miesięcy temu badał transmisję koronawirusa w warunkach stadionowych, to decyzji o otwarciu trybun dla miejscowych wciąż nie ma.

Gości z zagranicy na igrzyskach zabraknie.

Może to i dobrze, bo Japonia, zamiast pokazać się światu jako pionier technologii oraz wzór gościnności, zaprezentowałaby raczej społeczeństwo strachu. Dziś, według różnych sondaży, nawet czterech na pięciu mieszkańców kraju chce odwołania lub kolejnego przełożenia igrzysk. Miejscowi boją się kolejnej fali zakażeń, więc pierwszy raz w dziejach olimpizmu wstęp na trybuny podczas zawodów może być ograniczony lub wręcz niemożliwy.

Koszty organizacji rosną. Budżet igrzysk to dziś 15,4 mld dolarów, czyli dwukrotnie więcej, niż planowano. Realna kwota jest jeszcze wyższa. Dziś do wydatków trzeba doliczyć przełożenie igrzysk, a od zysków odjąć część wpływów ze sprzedaży biletów.

Sztafeta z ogniem olimpijskim wystartowała pod hasłem „Igrzyska odrodzenia", bo ruszyła z J-Village, czyli ośrodka sportowego, gdzie przez lata selekcjonowano odpady po katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie.

Jeszcze w ubiegłym roku wielu działaczy i polityków zapewniało, że impreza w Tokio będzie symbolem zwycięstwa nad koronawirusem, ale już wiadomo, że tak się nie stanie. Szczepienia w kraju gospodarza igrzysk się ślimaczą. Tamtejsze władze dopiero niedawno zaczęły podawać pierwszą dawkę seniorom i przewlekle chorym, przez co Japończycy odporność populacyjną osiągną najwcześniej jesienią.

Debiut satelity

Olimpijski ogień wróci do Tokio po 57 latach. Poprzednie igrzyska, które zorganizowali Japończycy, także były symbolem odrodzenia, tyle że po wojennych zniszczeniach. Najważniejszą sportową imprezę pierwszy raz zorganizował kraj nienależący do kultury zachodniej. Wcześniej olimpijczycy rywalizowali tylko w Europie, USA oraz Australii, czyli kraju anglosaskim. Japończycy, którzy dzięki sportowym zawodom chcieli pokazać światu, że definitywnie zerwali z izolacjonizmem, zachwycili organizacją, zaprezentowali się jako kraj nowoczesny oraz postawili kolejny krok w kierunku gospodarczej ekstraklasy.

Igrzyska z 1964 roku były dla Japończyków finałem ostatniego etapu rekonstrukcji po porażce w drugiej wojnie światowej oraz trwającej siedem lat amerykańskiej okupacji. Odbudowa trwała dwie dekady. Znicz olimpijski podczas ceremonii otwarcia zapalił „Atomic Bomb Boy", czyli Yoshinori Sakai, który urodził się 60 km od Hiroszimy tego samego dnia, kiedy Amerykanie zrzucili na miasto bombę atomową.

Pierwotnie stolica Japonii miało organizować najważniejszą sportową imprezę w 1940 roku, ale wojna sprawiła, że na wniosek ministerstw zdrowia, skarbu i handlu gospodarze się wycofali. Tokio prawo organizacji igrzysk ponownie wywalczyło w roku 1959 podczas sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) w Monachium, pokonując Detroit, Wiedeń i Brukselę. To była dla Japończyków druga próba z rzędu. Poprzednie głosowanie Tokio przegrało w przedbiegach i olimpijczycy w 1960 roku pojechali do Rzymu.

Gospodarze zaprezentowali się światu jako liderzy technologii. Stoper podczas zawodów pływackich uruchamiany był przez wystrzał startera, a zatrzymywało go dotknięcie przez zawodnika ściany basenu. Organizatorzy pierwszy raz w dziejach igrzysk użyli fotokomórki i zaczęli robić zdjęcia ostatnich metrów biegu (fotofinisz). Kibice wreszcie doczekali się transmisji z igrzysk. Cztery lata wcześniej telewizja wysyłała taśmy z nagraniami. Teraz nadawcy, dzięki współpracy z NASA, skorzystali z satelity. Japończycy część przekazu – głównie najważniejszych dla gospodarzy zawodów sumo i judo – mogli obejrzeć w kolorze.

Dwa dni przed imprezą przez miasto przetoczył się tajfun, wymiatając z Tokio kurz i śmieci. Wcześniej z ulic zniknęli żebracy i prostytutki. Władze wyłapały i zabiły także 200 tys. bezdomnych psów i kotów. To szokujące, zwłaszcza że mówimy o mieście, gdzie za panowania szoguna Tsunayoshiego Tokugawy (1680–1709) obowiązywał edykt o litości wobec żywych stworzeń. Nie tylko karał śmiercią za przestępstwa wobec zwierząt, ale także nakazywał obywatelom zwracać się do psów „O-inu sama", czyli „Czcigodny panie psie".

Najlepsi sportowcy świata przyjechali do miasta, które wielokrotnie musiało powstawać z popiołów. Trzęsienie ziemi z 1932 roku oraz ogromne pożary, które nastąpiły po nim, zrujnowały Tokio i przyniosły ponad 100 tys. ofiar. Niektórzy członkowie rządu rozważali nawet przeniesienie stolicy w inne miejsce. Minęło 13 lat i podczas nalotów dywanowych kierowanych przez Curtisa LeMaya amerykańskie bombowce zrzuciły na miasto 6 ton napalmu. Zginęło 80–100 tys. osób, a ciała zabitych z ruin usuwano przez 25 dni.

Faktycznie były to igrzyska odbudowy, skoro aż dwie trzecie budżetu przeznaczono na infrastrukturę. Powstał osiągający zawrotną na tamte czasy prędkość 210 km/h pociąg Shinkansen, kompleks drewnianych domków przeznaczony wcześniej na zakwaterowanie okupujących miasto amerykańskich żołnierzy przerobiono na wioskę olimpijską.

Gospodarze mogli sobie pozwolić na inwestycje, bo okres powojenny był czasem ekonomicznego cudu. Rząd rozpoczął budowę sektora finansowego, starał się ograniczyć inflację. Nie bez znaczenia była pomoc okupantów, którzy po wojnie w ramach planu Marshalla przekazali Japończykom równowartość dzisiejszych 25 mld dolarów. Industrializacja, reformy, napływ zachodnich technologii oraz wzrost popytu wewnętrznego sprawiły, że już po igrzyskach – w 1968 roku – tamtejsza gospodarka była drugą największą na świecie.

Kraj już podczas konfliktu koreańskiego (1950–1953) był dla Amerykanów zapleczem produkcyjnym. Napływ zamówień oraz zniesienie restrykcji sprawiły, że produkcja w wielu sektorach wróciła do poziomu sprzed drugiej wojny światowej. Japończycy dołączyli do światowej ekstraklasy w produkcji stali, statków czy tworzyw sztucznych. Rosnący eksport zaczął napędzać rozwój kraju.

Spotkanie kultur

Wizyta w Japonii dla dziennikarzy z Polski była zderzeniem z zupełnie innym światem. „Wszystko tu pachnie inaczej: ulice, pościel, jedzenie, nawet benzyna, nawet papier – wspominał w książce „Rok olimpijski" Bohdan Tomaszewski, który podczas pobytu w Tokio niejednokrotnie też zabłądził. – Ulice nie mają nazw ani numeracji. Wszystko, co człowiek dostrzeże, jest obce i niezrozumiałe. Napisy na frontach domów, autobusach, szyldach sklepowych – to fantazyjne, niezrozumiałe znaki. Po pół godzinie ogarnia najpierw bezradność, a potem zniechęcenie. Na szczęście nastrój ratuje niezwykła wprost uprzejmość ludzi" – pisał legendarny sprawozdawca radiowy.

Tomaszewski przytoczył też rozmowę z przedstawicielem agencji Kyoto News, który po zakończeniu imprezy przyznał: „My, Japończycy, mamy dość bogatą historię, lecz na dobrą sprawę po raz pierwszy nasz naród zetknął się bezpośrednio z przedstawicielami innych narodów. Świat do nas przyjechał. Przeciętny Japończyk, który nigdy nie wychylił nosa poza swoje wyspy, teraz codziennie spotykał na ulicy, stadionie, w metrze i autobusie Europejczyków, Amerykanów, Murzynów. To było fascynujące przeżycie dla przeciętnego Japończyka".

Impreza okazała się dla miejscowych także spektakularnym sukcesem sportowym, bo zdobyli aż 16 złotych medali i zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej – lepsi byli tylko Amerykanie oraz ZSRR. Gospodarze błyszczeli w konkurencjach gimnastycznych oraz sportach walki, a ich drużyna zdobyła mistrzostwo olimpijskie w debiutującej na igrzyskach siatkówce kobiet, pokonując w decydującym meczu ekipę Związku Radzieckiego. Jedynym lokalnym judoką, który nie wywalczył złota, był Akio Kaminaga. Jego porażka z Holendrem Antonem Geesinkiem zszokowała kibiców.

Zawody zaczęły się 10 października, żeby uniknąć wakacyjnych upałów. Japonię odwiedziło 5133 sportowców z 93 krajów, czyli dwukrotnie mniej, niż ma przylecieć do Tokio w tym roku. Radziecka gimnastyczka Łarysa Łatynina zdobyła pięć złotych krążków, śrubując swój rekord olimpijskich zdobyczy do 18 medali. Jej wynik dopiero w 2012 roku poprawił Michael Phelps. Mniej miejsc na podium niż Łatynina – bo cztery – wywalczył amerykański pływak Don Schollander, ale wszystkie jego medale były złote. Pierwszym w historii igrzysk biegaczem, który obronił złoto w maratonie, był Etiopczyk Abebe Bikila, który cztery lata wcześniej w Rzymie biegł boso. Teraz miał już buty.

Polacy zaczęli igrzyska od falstartu, bo dresy Polsportu, które założyli na ceremonię otwarcia, zostawiały na koszulkach czerwone plamy. „Szli ładnie, ale wyglądali brzydko, gdyż naszym mistrzom mody nie udały się stroje. Na czerwonej bieżni fatalnie wyglądały ceglaste marynarki" – pisał Tomaszewski. Pecha miał zasłużony działacz lekkoatletyczny Witold Gerutto, bo jeden z 8 tysięcy gołębi wypuszczonych z klatek przez gospodarzy pobrudził mu marynarkę. Później było już znacznie lepiej, bo biało-czerwoni wywalczyli 23 krążki. Lepiej nasza kadra spisała się tylko w Montrealu (26) i Moskwie (32).

Popis dali pięściarze ze szkoły Feliksa Stamma, którzy stawali na podium aż siedem razy, a Mazurka Dąbrowskiego słuchali Józef Grudzień, Jerzy Kulej oraz Marian Kasprzyk. Ten ostatni w finale od pierwszej rundy walczył ze złamanym kciukiem. Bił rywala i lewą, i prawą pięścią, a w szatni miał tak spuchniętą dłoń, że trener nożyczkami rozcinał mu rękawicę.

Józef Szmidt obronił mistrzostwo olimpijskie w trójskoku, choć przed igrzyskami przeszedł operację kolana. Chorąży reprezentacji Waldemar Baszanowski wygrał konkurs podnoszenia ciężarów w wadze lekkiej, a Egon Franke – rywalizację florecistów. Mógł zostać nawet podwójnym mistrzem olimpijskim, ale pod koniec turnieju drużynowego złamał klingę i dokończył walkę z Rosjaninem Jurijem Sisikinem bronią Witolda Woydy. – To był błąd. Powinienem poprosić o swój floret, który miałem w worku – opowiadał po latach „Przeglądowi Sportowemu". Przegrał, więc Polacy musieli się zadowolić drugim miejscem.

Trzy medale zdobyte w Tokio były pierwszymi w karierze Ireny Szewińskiej, wówczas startującej jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Kirszenstein. Największa gwiazda polskiego sportu przywiozła do kraju srebrne krążki za bieg na 200 metrów i skok w dal oraz złoto wywalczone w sztafecie 4x100 metrów. Polki – Kirszenstein, Teresa Ciepły, Halina Górecka oraz Ewa Kłobukowska – pobiły rekord świata, pokonując między innymi Amerykanki, które w toku przygotowań stosowały sterydy anaboliczne. MKOl pierwsze testy antydopingowe podczas igrzysk przeprowadził dopiero cztery lata później, przy okazji imprezy w Meksyku.

Igrzyska koronawirusa

Niewykluczone, że w przyszłości najczęściej wspominanymi zawodami w dziejach olimpizmu będą jednak te, które Tokio ugości za trzy miesiące. Japończycy prawo organizacji dostali kilka miesięcy po trzęsieniu ziemi i tsunami, które doprowadziły do awarii w Fukushimie. Dołączyli tym samym do azjatyckiej sztafety, bo zimowe igrzyska w 2018 roku zorganizował Pjongczang, a prawo goszczenia tych zawodów w 2022 roku wywalczył Pekin.

– To dowód, że organizacja igrzysk jest postrzegana w Azji jako wyznacznik rozwoju – wyjaśniał na łamach „Forbesa" kierownik katedry Korei w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych Uniwersytetu Georgetown Victor Cha.

Premier Japonii Shinzo Abe w 2013 roku zapowiedział, że igrzyska będą dla kraju bodźcem do dźwignięcia się z 15-letniej deflacji. Miały być też lekiem na zranioną dumę kraju, który trzy lata wcześniej stracił pozycję drugiej gospodarki świata na rzecz Chin. Przedstawiciele technologicznych gigantów obiecywali reporterowi „New York Timesa" okulary z autonomicznym tłumaczem przekładającym japońskie napisy na jeden z kilkudziesięciu języków, wszechobecne ładowarki bezprzewodowe oraz seniorów w robotycznych kombinezonach ułatwiających poruszanie, a amerykański „Newsweek" pisał o autonomicznych pojazdach, które dowiozą kibiców na olimpijskie obiekty.

– Igrzyska to zarówno święto sportu, jak i szansa na pokazanie technologicznych innowacji – zapewniał dyrektor wykonawczy komitetu organizacyjnego Toshiro Muto. Impreza miała pokazać, podobnie jak ta z 1964 roku, jaka Japonia będzie w przyszłości. 57 lat temu Tokio zaskoczyło świat nie tylko gościnnością – to faktycznie było miasto przyszłości. Teraz gospodarze wymarzyli sobie stolicę jako tętniący życiem ideał nowoczesnego smart city spod znaku 5G i 8K.

Japończycy zorganizują igrzyska neutralne klimatycznie. Napędzi je energia pochodząca wyłącznie ze źródeł odnawialnych, wszystkie odpady trafią do przetworzenia. Medale zrobiono z metali odzyskanych z 6 mln telefonów komórkowych przekazanych podczas trwającej dwa lata publicznej zbiórki. Pochodnia olimpijska płonie dzięki paliwu wodorowemu, które nie emituje dwutlenku węgla. Sportowcy w wiosce spać będą na łóżkach z tektury – podobno są one w stanie utrzymać ciężar zawodnika sumo. Podium na każdym obiekcie powstanie dzięki plastikowi pochodzącemu z recyklingu, 90 proc. oficjalnej floty to będą pojazdy elektryczne.

Igrzyska w Tokio ocenimy jednak przede wszystkim przez pryzmat tego, czy oszczędzi je koronawirus. Nawet najbardziej wyśrubowane procedury nie pomogą, kiedy na końcu zawiedzie człowiek, a przecież wioska olimpijska to zawsze tygiel kilkunastu tysięcy sportowców z różnych części świata.

Izolacja 600 osób w hotelu Grand Hyatt przed tenisowym Australian Open to scenariusz, który podczas igrzysk łatwo sobie wyobrazić. Jeden przypadek koronawirusa w niewłaściwym miejscu i czasie może zrujnować lata ciężkiej pracy. Dziś największym marzeniem organizatorów oraz olimpijczyków jest to, żeby igrzyska odbyły się bez takich przeszkód. Wtedy będą sukcesem.

Zawody, które rozpoczną się 23 lipca, przeprowadzone zostaną w bezprecedensowym reżimie sanitarnym: z regularnymi badaniami, ograniczoną możliwością poruszania się, limitowanym pobytem w wiosce olimpijskiej i bez dopingu zagranicznych kibiców.

To już postanowiono, ale nie wiadomo, czy zawody zobaczą nawet japońscy kibice, bo choć superkomputer Fugaku już kilka miesięcy temu badał transmisję koronawirusa w warunkach stadionowych, to decyzji o otwarciu trybun dla miejscowych wciąż nie ma.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich