Tomaszewski przytoczył też rozmowę z przedstawicielem agencji Kyoto News, który po zakończeniu imprezy przyznał: „My, Japończycy, mamy dość bogatą historię, lecz na dobrą sprawę po raz pierwszy nasz naród zetknął się bezpośrednio z przedstawicielami innych narodów. Świat do nas przyjechał. Przeciętny Japończyk, który nigdy nie wychylił nosa poza swoje wyspy, teraz codziennie spotykał na ulicy, stadionie, w metrze i autobusie Europejczyków, Amerykanów, Murzynów. To było fascynujące przeżycie dla przeciętnego Japończyka".
Impreza okazała się dla miejscowych także spektakularnym sukcesem sportowym, bo zdobyli aż 16 złotych medali i zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej – lepsi byli tylko Amerykanie oraz ZSRR. Gospodarze błyszczeli w konkurencjach gimnastycznych oraz sportach walki, a ich drużyna zdobyła mistrzostwo olimpijskie w debiutującej na igrzyskach siatkówce kobiet, pokonując w decydującym meczu ekipę Związku Radzieckiego. Jedynym lokalnym judoką, który nie wywalczył złota, był Akio Kaminaga. Jego porażka z Holendrem Antonem Geesinkiem zszokowała kibiców.
Zawody zaczęły się 10 października, żeby uniknąć wakacyjnych upałów. Japonię odwiedziło 5133 sportowców z 93 krajów, czyli dwukrotnie mniej, niż ma przylecieć do Tokio w tym roku. Radziecka gimnastyczka Łarysa Łatynina zdobyła pięć złotych krążków, śrubując swój rekord olimpijskich zdobyczy do 18 medali. Jej wynik dopiero w 2012 roku poprawił Michael Phelps. Mniej miejsc na podium niż Łatynina – bo cztery – wywalczył amerykański pływak Don Schollander, ale wszystkie jego medale były złote. Pierwszym w historii igrzysk biegaczem, który obronił złoto w maratonie, był Etiopczyk Abebe Bikila, który cztery lata wcześniej w Rzymie biegł boso. Teraz miał już buty.
Polacy zaczęli igrzyska od falstartu, bo dresy Polsportu, które założyli na ceremonię otwarcia, zostawiały na koszulkach czerwone plamy. „Szli ładnie, ale wyglądali brzydko, gdyż naszym mistrzom mody nie udały się stroje. Na czerwonej bieżni fatalnie wyglądały ceglaste marynarki" – pisał Tomaszewski. Pecha miał zasłużony działacz lekkoatletyczny Witold Gerutto, bo jeden z 8 tysięcy gołębi wypuszczonych z klatek przez gospodarzy pobrudził mu marynarkę. Później było już znacznie lepiej, bo biało-czerwoni wywalczyli 23 krążki. Lepiej nasza kadra spisała się tylko w Montrealu (26) i Moskwie (32).
Popis dali pięściarze ze szkoły Feliksa Stamma, którzy stawali na podium aż siedem razy, a Mazurka Dąbrowskiego słuchali Józef Grudzień, Jerzy Kulej oraz Marian Kasprzyk. Ten ostatni w finale od pierwszej rundy walczył ze złamanym kciukiem. Bił rywala i lewą, i prawą pięścią, a w szatni miał tak spuchniętą dłoń, że trener nożyczkami rozcinał mu rękawicę.