Awantura z koreańskim piosenkarzem pop Jeonem Jungkookiem w tle, zakończona zwolnieniem reportera Adama Federa i przeprosinami prowadzącej program Dzień Dobry TVN Anny Kalczyńskiej, odbiła się szerokim echem w mediach, i to nie tylko w Polsce. Przypominając, Feder przeprowadził sondę uliczną, w której pokazywał przechodniom zdjęcie młodego Koreańczyka o wyglądzie dosyć dziewczyńskim (zdjęcie miała przedstawiać Jungkooka, jak się potem okazało, agencja pomyliła je z innym piosenkarzem), sugerując, że jak na mistera świata jest mało męski. Z czym sondowani się zgadzali. Potem jeszcze prowadząca Kalczyńska dołożyła żartobliwy komentarz, że pan Jungkook istotnie odbiega od ideału męskiej urody, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.
Tylko tyle i aż tyle. Bo chociaż większość oglądających ten program zgodzi się z sugestią obojga dziennikarzy, to jednak okazało się, że publiczne ujawnianie tego poglądu jest niewłaściwe, dyskryminacyjne i nieetyczne. TVN uderzyła się w piersi.
Witamy w świecie no gender, gender fluid czy gender neutralny – jak mówią Anglicy. Przypisanie komuś płci może być grzechem ciężkim, może urazić, bo, a nuż, dana osoba myśli o sobie co innego. Jesteś panem, panią, czy jeszcze kimś innym?
Rozwój sytuacji w postrzeganiu tego zjawiska ostatnio mocno przyspieszył. Choćby tak niewinna rzecz jak toalety. Trzecia płeć już upomniała się o swoje. W Szwecji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych w wielu budynkach publicznych nie buduje się toalet męskich i damskich. Zastępuje się je toaletami „gender neutral". Jak donosi „New York Times", ma je już Whitney Museum of American Art na Manhattanie. All Gender Restrooms powstały na skutek nacisku społeczności LGBT, która uważa, że ich zabiegi o neutralne płciowo toalety to kontynuacja walki, którą wcześniej przeszli Afroamerykanie. Ale takie rzeczy nie tylko w Ameryce. W listopadzie kupowałam przez internet bilety na wystawę Francisa Bacona w Centrum Pompidou w Paryżu. Przy wypełnianiu formularza należało wybrać jedną z trzech możliwości tytułu: monsieur, madame, madame monsieur.
Unisex i niebinarny
W świecie mody tendencja ta przekroczyła już binarny podział mężczyzna-kobieta i zainstalowała się w płynności na dobre. Różowy dla dziewczynek i niebieski dla chłopców to już historia. Ale co to właściwie znaczy „no gender"? „To znaczy przejście od chłopca do dziewczyny, aby objąć wielość tożsamości" – tłumaczyła dziennikowi „Le Figaro" Alice Pfeiffer, profesor gender studies w London School of Economics. Pani profesor twierdzi, że dzisiaj pojęcie „no gender" nie jest rewindykacją przeszłości ani prowokacją, jest po prostu doświadczeniem pokolenia milenialsów, które wychowało się na internecie i w małżeństwach jednopłciowych. „Kiedy facet pozuje w spódnicy, nie ma w tym nic szokującego, nie traci nic na męskości" – dodaje pani Pfeiffer, skądinąd autorka książka „Je ne suis pas Parisienne" (Nie jestem paryżanką), w której z pozycji skrajnie feministycznych demaskuje medialny, to prawda, że niezbyt mądry, ale nieszkodliwy mit rozpowszechniony w mediach kobiecych. Przewinieniem nieszczęsnej paryżanki jest to, że nie musi prostować włosów, nie nosi chusty, jeździ na rowerze, bo zapewne mieszka w dobrej dzielnicy. W ogóle jest kulturowym przeżytkiem, bo na dodatek jest hetero. A głównym zarzutem wobec niej jest to, że mieszka w Paryżu. Gdyby mieszkała w Zambii czy w Maroko, nie była hetero, ale w chuście byłaby bardziej uniwersalistyczna.