Jarosław Iwaszkiewicz. Prominent PRL, który nigdy nie dostał Nobla

Jarosław Iwaszkiewicz słynął z uników wobec władzy. Gdy należało zająć stanowisko w jakiejś sprawie, z reguły był nieobecny: wyjechał albo właśnie zachorował. Trudno jednoznacznie orzec, czy naiwnie wierzył w socjalizm, kierował się wyrachowaniem, czy cechowała go jakaś słabość charakteru.

Publikacja: 28.02.2020 18:00

Jarosław Iwaszkiewicz przyjaźnił się z Antonim Słonimskim od czasów przedwojennych, gdy obaj działal

Jarosław Iwaszkiewicz przyjaźnił się z Antonim Słonimskim od czasów przedwojennych, gdy obaj działali w grupie literackiej Skamander. W czasach PRL Słonimski nazywał go „pisarzem posłusznego wzrostu” oraz „starszym panem bez godności”. Na zdjęciu rozmowa obu literatów w 1962 r.

Foto: Fotonova

Iwaszkiewicz nie pozwala o sobie zapomnieć, choć mija właśnie 40 lat od jego śmierci. Można nawet powiedzieć, że nadal pisze, wydawane są bowiem kolejne tomy jego korespondencji, m.in. z Pawłem Hertzem, z żoną Anną, listy do Jerzego Błeszyńskiego. Niebawem ukaże się obszerna korespondencja z Jerzym Lisowskim, redaktorem miesięcznika „Twórczość". Wyszła drukiem dwutomowa biografia „Inne życie" pióra Radosława Romaniuka, powstają liczne prace naukowe poświęcone życiu i twórczości Iwaszkiewicza.

Pamięć o nim sukcesywnie wzmacniało kino. Powstało ponad 20 adaptacji filmowych jego utworów. Andrzej Wajda uważał, że jego opowiadania mają to, co dla filmu jest najważniejsze: precyzyjną narrację i bogaty rysunek. A także operowanie skrajnościami, antynomiami: młodość i starość, życie i śmierć, piękno i brzydota, mroźna zima i gorące lato... Na ekran przeniósł najbardziej znane utwory Iwaszkiewicza „Brzezinę" i „Panny z Wilka" (1970, 1979). Jego dzieła ekranizowali Jerzy Kawalerowicz, Kazimierz Kutz, Izabela Cywińska, Andrzej Domalik, Janusz Majewski, Jerzy Domaradzki i Stanisław Różewicz.

Nieosiągalny Nobel

Dorobek literacki przyniósł mu przynajmniej pięć nominacji do literackiego Nobla, być może więcej. Archiwa Akademii Noblowskiej udostępniane są stopniowo (obecnie znane są te do roku 1969). W 1948 r. Maurice Bedel, prezes stowarzyszenia pisarzy francuskich, wyjawił Annie Iwaszkiewiczowej zamysł podjęcia starań na rzecz uzyskania nominacji dla jej męża. Pomysł podchwycił Jerzy Lisowski, przyszły redaktor naczelny „Twórczości", który zainteresował nim małżeństwo Editę i Irę Victora Morrisów, mające mocną pozycję na amerykańskim rynku wydawniczym i w lewicowych kołach intelektualnych Europy Zachodniej.

Ostatecznie po raz pierwszy jego nazwisko pojawiło się na liście nominowanych w 1957 r., a stało się to dzięki rekomendacji Charles'a Hyarta, profesora języka rosyjskiego z Uniwersytetu w Liege. Kolejną nominację uzyskał w 1963 dzięki inicjatywie Jeana Fabre'ego, profesora literatury francuskiej Uniwersytetu w Strasburgu. Widnieje na liście również w roku 1965 (obok Marii Dąbrowskiej), gdy laureatem został komunistyczny pisarz Michaił Szołochow. Werdykt wzbudził oburzenie, a co najmniej zdziwienie. Szołochow wygrał z takimi tuzami literatury, jak Władimir Nabokow, Pablo Neruda czy Jorge Luis Borges.

Po Szołochowie szanse Iwaszkiewicza na Nobla zmalały mimo kolejnych nominacji (tę z 1966 roku dzielił Iwaszkiewicz z Gombrowiczem). Członkowie Akademii Szwedzkiej obawiali się kolejnej fali krytyki. Świadczy o tym wizyta w Polsce sekretarza generalnego Akademii Szwedzkiej, który miał powiedzieć Iwaszkiewiczowi, że Szwecja rozważa przyznanie Nobla Gombrowiczowi lub Herbertowi. Według współpracownika SB Iwaszkiewicz okazywał pewne rozczarowanie, ponieważ polskie środowisko literackie wysuwało wówczas kandydatury jego, Jerzego Andrzejewskiego i Jana Parandowskiego.

Literacki Nobel znowu się oddalił z chwilą wręczenia Iwaszkiewiczowi w 1970 roku Nagrody Leninowskiej. Laureat nie był zachwycony. 28 kwietnia 1970 zanotował w dzienniku: „Nagroda Leninowska spadła na mnie jak śnieg w lecie. Nie oczekiwałem tego zupełnie, tym bardziej że moja aktywność pokojowa bardzo opadła".

Po raz kolejny kwestia Nobla pojawiła się jesienią 1979 roku, kilka miesięcy przed śmiercią pisarza. Paweł Hertz informował go w liście z 25 listopada 1979, że Juliusz Żuławski, ówczesny prezes PEN Clubu, zgłosił kandydaturę autora „Panien z Wilka" do Akademii Szwedzkiej. Hertz pisał: „Prawdę mówiąc, trudno o lepszą niż Twoja kandydaturę, nie tylko polską". Z kolei Wojciech Żukrowski zwierzał się Iwaszkiewiczowi: „Pociesza mnie trochę (chińska pociecha), że i Graham Greene też w kolejce czeka. (...) Przeciw tobie kopcą koledzy, jak to zwykli robić Polacy, z czystej zawiści, a że reżimowy pisarz, że fasada rządu, że poseł".

O Noblu dla Iwaszkiewicza wypowiedział się w nieco innej tonacji Czesław Miłosz w „Roku myśliwego": „Starzejąc się, każdy pisarz lubi spodziewać się, że tomy książek na półce przyniosą mu wawrzynowy wieniec, tym bardziej Jarosław". Wątpił jednak, że tak się stanie. „Na eksport to on nie jest" – oceniał. Uważał, że jego poezja była słabo przetłumaczalna na język angielski, tym bardziej, „im bardziej była jego własna, czyli sensualna, zarówno przez asocjacje polskich słów, jak przez towarzyszącą im muzykę". Miłosz przekonał się o tym, gdy tłumaczył jeden z jego wierszy na potrzeby antologii „Postwar Polish Poetry".

Homo politicus

Iwaszkiewicz przyciąga uwagę również swoją biografią i uwikłaniem w politykę czasów PRL. Wprawdzie do partii nigdy nie należał, ale był posłem na ówczesny Sejm. Rzeczywiście nie podpisywał listów protestacyjnych i petycji skierowanych do władz, jeśli dotyczyły one ogólnych kwestii ustroju czy polityki społecznej. Jednocześnie do historii przeszły uniki Iwaszkiewicza wobec władzy. Gdy należało zająć stanowisko w jakiejś sprawie, z reguły był nieobecny: wyjechał albo właśnie zachorował. Tak było m.in. z Listem 34 (protestem przeciw cenzurze), po którego ogłoszeniu pisarz wysłał pismo do ministra kultury Tadeusza Galińskiego, w którym sprzeciwiał się szykanowaniu jego sygnatariuszy i groził ustąpieniem ze stanowiska prezesa Związku Literatów Polskich (doradzała mu to żona), po czym nazajutrz, 30 marca 1964, uciekł do Rzymu, co sam przyznał w dzienniku. Józef Tejchma, były PRL-owski minister kultury, w jednej ze swoich publikacji zanotował żart: „Frelek mówi, że musi się coś wydarzyć, bo Iwaszkiewicz wyjechał na Sycylię".

Trudno jednoznacznie orzec, czy naiwnie wierzył w socjalizm, czy kierował się wyrachowaniem. Czy cechowała go jakaś słabość charakteru, czy towarzyszyła mu obawa przed ujawnieniem bądź sfingowaniem „afery" obyczajowej na tle homoseksualnym. Z pewnością leżało mu na sercu dobro podwarszawskiego Stawiska, rodzinnego domu ofiarowanego przez teścia Stanisława Wilhelma Lilpopa w 1928 roku. „Mówiono" – pisze Czesław Miłosz w „Roku myśliwego" – „że Jarosław pójdzie na niejedno, żeby uratować Stawisko. Chyba to prawda, ale należy to uznać za część jego gospodarskiej troski".

Swoista „miękkość" Iwaszkiewicza na pewno nie wynika z chęci bycia drukowanym. Po wojnie był już pisarzem dojrzałym, cenionym. Duża część jego dorobku literackiego powstała jeszcze przed wojną, m.in. „Panny z Wilka", „Brzezina", „Czerwone tarcze", „Młyn nad Utratą", sztuka o Chopinie „Lato w Nohant", która przyniosła mu ogromną popularność i niemało pieniędzy.

Po wojnie komuniści niewątpliwie chcieli mieć u swego boku pisarza o dobrym przedwojennym rodowodzie literackim, wszechstronnie wykształconego, swobodnie poruszającego się w różnych środowiskach zarówno w kraju, jak i za granicą. Był idealnym człowiekiem do reprezentowania kultury polskiej. Stał się więc obiektem kuszenia, ale czy fakt, że uznano go za „swojego", oznacza, iż kuszeniu uległ?



Jarosław bez teczki

Zrozumienie motywów postępowania Iwaszkiewicza nie jest łatwe. W IPN nie zachowała się jego teczka, a wiedza budowana na opowieściach może być tylko domysłem. Rosyjska badaczka Tamara Agapkina przejrzała radzieckie archiwa w poszukiwaniu informacji o kontaktach Iwaszkiewicza z Rosjanami w latach 1945–1959. Wówczas uczestniczył w zjazdach pisarzy radzieckich, wygłaszał przemówienia, spotykał się z radzieckimi notablami. W artykule wydrukowanym w dwumiesięczniku „Strony" (2011, nr 2) napisała, że pilnował pewnych warunków brzegowych, których nie chciał przekraczać.

Na II Zjeździe Pisarzy Radzieckich wszedł w polemikę z Nikołajem Tichonowem, przewodniczącym Związku Pisarzy ZSRR, dla którego literatura polska i przyjaźń pisarzy rosyjskich z polskimi istniała zaledwie od 1945 r. Iwaszkiewicz zaś przywołał tradycje dekabrystów, przyjaźń Żeromskiego z Gorkim, uwagi Lwa Tołstoja o pięknych i szlachetnych postaciach polskich rewolucjonistów, którzy ginęli „za waszą i naszą wolność". Postulował również, by tłumaczyć na język rosyjski Marię Dąbrowską, Zofię Nałkowską czy Mieczysława Jastruna, a nie pisarzy, których poziom artystyczny nie może dać czytelnikowi radzieckiemu właściwego wyobrażenia o polskiej literaturze.

Robert Papieski, tłumacz przywołanego tekstu Agapkiny oraz autor „Glosy" do tego tekstu, uznaje wystąpienie Iwaszkiewicza za śmiałe – zważywszy na miejsce i czas: „Polski pisarz przyznał sobie prawo do krytycznej oceny radzieckiej polityki wydawniczej, a przyjazne relacje między pisarzami polskimi i rosyjskimi wywodził nie od roku 1945, ale od pierwszych dziesięcioleci XIX wieku, niwecząc tym samym propagandowe zabiegi radzieckich ideologów. Poza tym żaden z wymienionych przez Iwaszkiewicza Polaków nie był rusofilem, przeciwnie, każdy z nich zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie wynika dla Polski z sąsiedztwa Rosji".

Efekt przeciwstawienia się Tichonowowi był taki, że nazwisko Iwaszkiewicza zniknęło z radzieckich pozjazdowych sprawozdań, a w późniejszych latach w jego radzieckich notach biograficznych pomijano fakt uczestnictwa w II Zjeździe Pisarzy.

Wywołał zgrzyty również podczas III Zjazdu Pisarzy Radzieckich w maju 1959 roku. Wiktor Borisow, ówczesny konsultant Komisji Zagranicznej Związku Pisarzy Radzieckich, w notatkach ze spotkań z pisarzem ujawnił: „Iwaszkiewicz był niezmiernie zdziwiony i jawnie niezadowolony, kiedy się okazało, że z tekstu jego wystąpienia, opublikowanego w »Litieraturnoj Gazietie«, wykreślono słowa o »niezależności myśli twórczej«. Powiedział, że »przyzwoici ludzie tak nie postępują« i oznajmił, że nazajutrz opublikuje pełny tekst swojego wystąpienia w »Życiu Warszawy«". Tak też się stało.

Przynajmniej część czytelników zauważała, że Iwaszkiewicz często posługiwał się językiem ezopowym tam, gdzie nie można było mówić wprost. Potrafił przechytrzyć cenzurę erudycyjnymi nawiązaniami i aluzjami, zrozumiałymi dla oczytanych i wtajemniczonych. W 1954 roku, podczas wspomnianego zjazdu pisarzy, wygłosił wspomnienie o zmarłej kilka dni wcześniej Zofii Nałkowskiej. Przemawiał m.in. słowami Johna Donne'a, angielskiego mistyka z okresu wczesnego baroku, którego sentencję Ernest Hemingway uczynił mottem powieści „Komu bije dzwon". Zarówno na mistykę angielską, jak i na powieść, w której pod postacią Karkowa został sportretowany rozstrzelany w 1940 roku podczas czystek Michaił Kolcow, Moskwa nie była jeszcze przygotowana.

Podobny chwyt Iwaszkiewicz zastosował w wierszu „Premio Taormina" z tomu „Śpiewnik włoski" (1974), gdzie rzeczywistą bohaterką jest Anna Achmatowa, formalnie występująca pod imionami Anna Andriejewna. Jako atrybut bohaterki poeta wprowadza „strusie pióro, które zawadziło o budę dorożki". Tym samym zwodniczo sugeruje, że tłem historycznym utworu jest wiek XIX. Ale każdy, kto pamięta pierwszą linijkę wiersza Achmatowej „Spacer", wie, że wersy Iwaszkiewicza nawiązują do tego właśnie liryku. Poza tym cały wiersz Iwaszkiewicza, łącznie z tytułem, dotyczy przyznania Achmatowej w 1964 roku nagrody Etna-Taormina i podróży poetki na Sycylię, by tę nagrodę odebrać. Cały ten kamuflaż służy temu, by móc bezkarnie napisać: „co oni wiedzieli o ojczyźnie Anny/ o chłodach Carskiego Sioła/ o panichidach za samobójców/ o więzieniach o kołach polarnych". „Onymi" są tutaj zachodnie elity intelektualne, fetujące rosyjską poetessę, lecz niemające wyobrażenia o cierpieniu i rozpaczy, przez jakie przeszła autorka „Requiem".

Paweł Hertz w liście z 5 czerwca 1974 roku pisał do Iwaszkiewicza: „I ten wiersz o Achmatowej, tak jak ten wiersz o Mickiewiczu, mówią więcej o sprawie wspólnej nam wszystkim niż wiele deklamacji i oburzeń, i protestów. Może trzeba jakiejś większej mądrości, niż ją miewa inteligent czy intelektualista polski, żeby mieć świadomość, że w Polsce »korona jest cierniowa«".

Strategia przetrwania

Pewne jest, że Iwaszkiewicz odczuwał odpowiedzialność za polską kulturę. Miał się za jej gospodarza, który ma dbać o warunki do rozwoju. Dla jej dobra – uważał – nie można ryzykować skutków konfrontowania się z władzą. Zawsze jest „jakaś władza" i trzeba się z nią liczyć i układać dla wyższego dobra. 8 stycznia 1962 zanotował w dzienniku: „Ostatecznie cała moja polityka jest obliczona na bardzo daleką metę. A przede wszystkim na zapewnienie wpływów polskiej literaturze (...) – i to można osiągnąć tylko za pomocą zgody, zgody z partią i pisarzami radzieckimi, czeskimi – oczywiście i zgody na Zachodzie, a nie (...) traktowanie jako osobistej złośliwości innego zdania".

Nie konfrontował się z władzą, ale reagował w obronie konkretnych osób. Gdy Kazimierz Orłoś wydał „Cudowną melinę" za granicą, a w Polsce objęto go zakazem druku, Iwaszkiewicz pisał do władz i wielokrotnie interweniował w jego sprawie. Podobnie było z innymi pisarzami, choćby ze Zdzisławem Najderem czy Zbigniewem Herbertem, który w liście z 29 listopada 1971 pisał do Iwaszkiewicza: „Tobie zawdzięczam, że przyjąłeś mnie do Grona. Przechowuję także w księdze pamięci wszystkie Twoje akty dobroci i przyjaźni w ciągu wielu lat okazywane młodszemu koledze (...), a także jak matkowałeś mi w Paryżu, kiedy wygłaszałem żałosny referacik na spotkaniu poetów i krytyków (było wówczas ze mną źle). Wszystko to, a także inne sprawy zostaną kiedyś dokładnie opisane".

Jego strategię przetrwania w systemie i rolę doceniała znaczna część pisarzy. Regularnie co trzy lata wybierali go na prezesa Związku Literatów Polskich na kolejne kadencje. W sumie piastował tę funkcję przez 24 lata. Taka postawa kosztowała go wiele. Antoni Słonimski, przyjaciel z wczesnych skamandryckich lat, określił go mianem „pisarza posłusznego wzrostu" oraz „starszym panem bez godności". Były także mniej radykalne oceny. Melchior Wańkowicz w notatkach więziennych pod hasłem „Iwaszkiewicz" napisał: „Należy rozróżnić pisarza i prezesa. W swoim pisaniu jest zupełnie inny".

Tomasz Burek pisał o dwoistości Iwaszkiewicza, w której spoczywał jego własny świat, „...ukołysany, zda się, pogodną rezygnacją, bezradnym przyzwoleniem". Jan Józef Szczepański uznawał go za „pisarza wielkiego formatu" z niekwestionowanym autorytetem w środowisku, dla władz człowiek kompromisu, dla Związku Literatów Polskich przynosił korzystne rezultaty, „amortyzując najdrastyczniejsze zagrożenia, wynikające z licznych absurdów polityki kulturalnej".

Natomiast Leszek Kołakowski zwrócił uwagę na jego cechy czysto ludzkie: „Był po prostu bardzo dobrym człowiekiem w najprostszym tego słowa znaczeniu, bardzo uczynnym, do pomocy gotowym we wszystkich nieszczęściach i niedolach bliźnich". Rzeczywiście, zwłaszcza pod koniec życia, gdy odsunął się od aktywności publicznej, odgrywał rolę swoistej instancji odwoławczej w doraźnych problemach środowiska. Tym samym do końca pozostał zakładnikiem zarówno pisarzy i ich problemów, jak i władzy zainteresowanej „spokojem" w środowisku literackim. 

Beata Izdebska-Zybała pracuje w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku

Iwaszkiewicz nie pozwala o sobie zapomnieć, choć mija właśnie 40 lat od jego śmierci. Można nawet powiedzieć, że nadal pisze, wydawane są bowiem kolejne tomy jego korespondencji, m.in. z Pawłem Hertzem, z żoną Anną, listy do Jerzego Błeszyńskiego. Niebawem ukaże się obszerna korespondencja z Jerzym Lisowskim, redaktorem miesięcznika „Twórczość". Wyszła drukiem dwutomowa biografia „Inne życie" pióra Radosława Romaniuka, powstają liczne prace naukowe poświęcone życiu i twórczości Iwaszkiewicza.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich