Dużo się zmieniło w relacjach pacjent–lekarz w ostatnich latach. Pacjenci, zwłaszcza młodzi, dużo czytają w internecie i przychodzą do lekarza z pewnym zasobem wiedzy o swoich dolegliwościach, ale tej wiedzy nie potrafią „przesiać", nie mając podstawowej wiedzy medycznej. Więc często fakty mieszają się z nieprawdziwymi przekonaniami i bardzo trudno jest przekonać taką osobę do własnej profesjonalnej opinii. Mam wrażenie, że autorytet lekarza w gabinecie został znacznie nadszarpnięty.
Na pewno dużym wyzwaniem dzisiaj jest współpraca z młodymi rodzicami, którzy są bombardowani informacjami na tematy związane z opieką nad niemowlęciem. Najtrudniejszym sparingpartnerem bywają młodzi tatusiowie. Oni wszystko wiedzą najlepiej i „pani nam tu nie będzie mówić". Bywa ostro. Pojawienie się pierwszego dziecka w rodzinie zupełnie zmienia jej architekturę, role – nie wszyscy są na to gotowi. Pojawia się dużo obaw, a do tego wiele młodych osób ma problem z wzięciem odpowiedzialności za podjęcie decyzji. Nie ma też rodzin wielopokoleniowych, w których babcia, mama czy teściowa mogły uspokoić debiutujących rodziców, że dany objaw jest czymś normalnym, a na pewno nie powodem do paniki. A przykłady rodziców spanikowanych normalnym zachowaniem dziecka można mnożyć. To się działo zawsze, ale na pewno tej niepewności w ostatnich latach przybywa. Rodzice zgłaszają się, że ich maleńkie dziecko często płacze, że budzi się w nocy, że oni nie wiedzą, jak mu pomóc, że na pewno coś mu jest. Trudno wytłumaczyć, że... niemowlęta po prostu często płaczą i budzą się w nocy. Zdarzają się rodzice przerażeni, że dziecko płacze przy szczepieniu, żądający: „proszę zrobić tak, żeby ono nie płakało". A dziecko w takiej sytuacji ma prawo czuć się zagrożone i w naturalnej reakcji zapłakać. Zdarza się, że rodzice oczekują, iż za sprawą lekarstwa objawy ustąpią po jednym dniu. Zapominamy, że wiele chorób ma swoją dynamikę, jak w tym powiedzeniu, że katar nieleczony trwa tydzień, a leczony siedem dni. Zdarzają się pytania o rzeczy pozamedyczne – jakie buciki kupić dziecku albo jaki wybrać wózek. Medykalizacja społeczeństwa jest zmorą naszych czasów. Każdą chorobę od razu chcemy traktować lekami, nie dajemy organizmowi czasu, by sam sobie z nią poradził. To rodzi patologie na wielu poziomach, bo znajduje się wielu chętnych, aby na te potrzeby odpowiedzieć i zrobić na tym biznes – jak choćby internetowe serwisy, w których można zamówić praktycznie dowolną receptę. To oczywiście ma jakieś plusy, ale niestety nadużywane – niszczy istotę medycyny. Nie powinno być zgody na to, że pacjent sam sobie stawia diagnozę i sam się leczy w zakresie leków dostępnych na receptę.
Tymczasem na stronach anglojęzycznych serwisów zdrowotnych można znaleźć tzw. symptom checkery, które pozwalają postawić wstępną diagnozę.
To dobre narzędzia dla społeczeństw dobrze wyedukowanych zdrowotnie, w innych niestety mogą wywoływać mnóstwo niepokoju i wizyt bez uzasadnionej przyczyny. Oczywiście, aplikacje mobilne do selekcji objawów często się przydają. Stosują je przede wszystkim osoby młode. Zawsze do takich diagnoz podchodzę poważnie. Staram się nie bagatelizować żadnych sygnałów, bo za każdym może kryć się realna choroba. Każdy lekarz powinien mieć w głowie, że niczego nie wolno mu bagatelizować. Wyszukiwanie diagnoz może jednak prowadzić do niepotrzebnej paniki i równie niepotrzebnych wizyt u lekarza. To truizm, ale bardzo ważne, by w jakiś sposób budować wiedzę zdrowotną społeczeństwa. Bo jeśli zatkamy system ludźmi, którzy ze swojej nadwrażliwości będą blokować wizyty, zabraknie pomocy dla tych, którzy jej potrzebują. Dane NIK sprzed kilku lat pokazują, że przeciętny Kowalski odwiedza swojego lekarza rodzinnego sześć razy w roku. To stanowczo za często! Lekarzy jest za mało, aby badać całe społeczeństwo kilka razy w roku. Tu raczej powinniśmy położyć nacisk na zachęcanie do badań przesiewowych, z których wykonywaniem nadal mamy ogromny problem.
Teraz autodiagnoz może być więcej, zwłaszcza że wiele osób podejrzewa u siebie covid albo powikłania pocovidowe.
Na obawy coraz częściej nakładają się realne dolegliwości. Pacjenci, nawet po łagodnym przechorowaniu zakażenia koronawirusem, dość długo dochodzą do stanu pełnego zdrowia. Skarżą się na zaburzenia koncentracji – tzw. mgłę pocovidową, zawroty głowy, duże osłabienie, obniżenie wydolności fizycznej, pogorszenie samopoczucia, także psychicznego.