Przyszłość sztucznej inteligencji nie będzie oznaczać kontaktu ludzi z zimnymi maszynami wyciągniętymi z antyutopijnych wizji, które dzisiaj generują Hollywood i Netflix jako główny komunikat o sieciach neuronowych. Wierzę, że zamiast potworów będziemy mieć do czynienia z systemami w jakiś sposób zharmonizowanymi z człowiekiem. Dojdziemy do technologicznej symbiozy, do współistnienia krzemu i białka, rozumianego jako podstawowy budulec ciała. Nawet jeśli będą to systemy hybrydowe, rekomendowane przez transhumanistów, i tak będą one stanowić pozytywne przekroczenie możliwości człowieka. Nie chcę, aby ludzkość podążała drogą zaproponowaną przez Elona Muska, który ogłosił: „Albo tak, albo wcale". W jego wizji chodzi o absolutną integrację nas, ludzi, ze sztuczną inteligencją. Z tej fuzji powstaje nadczłowiek. Tej nowej ideologii technokratycznej nie można odrzucić. Nie ma alternatywy – wizja nie przedstawia drugiej, niezależnej ścieżki, takiej, że SI rozwija się swoją drogą, a ludzie swoją.
Ta druga ścieżka zakładałaby, że na Ziemi zostanie zrealizowana wizja symbiotyczna. Maszyny modelowane na wzór człowieka będą się rozwijać pod naszą kontrolą, ale też pozwolimy im na autonomię pracy i pełne wykorzystanie możliwości. W końcu po to powstały. Pokażą swoją odmienność, wyspecjalizowaną wyższość nad człowiekiem w dziedzinach, w których my osiągnęliśmy już maksimum swoich możliwości. Dlaczego nie? Ludzie nie potrafią na przykład dojść do porozumienia i przyjąć jednolitego podejścia do zmian klimatycznych, a SI prędzej niż ONZ wymyśliłaby wspólne rozwiązanie.
Paweł Oksanowicz: Czy to oznacza, że trzeba będzie się pogodzić z faktem, iż w jakiejś dziedzinie algorytmy będą od nas lepsze, ale i tak wszyscy na tym skorzystamy?
Aleksandra Przegalińska: Taka droga wydaje mi się rozsądniejsza – to może być najlepsze wykorzystanie ludzkiego i technologicznego, obliczeniowego potencjału. Takie podejście wiąże się poza tym z demokratyzacją technologii, a nie z jej narzucaniem. W wizji Elona Muska jest zaszyta elitarność: dostęp do rozwiązań SI będą mieli nieliczni, więc nieliczni z niej autentycznie skorzystają. I jest to wizja szalenie niebezpieczna dla harmonijnego rozwoju świata. A można przecież rozwijać świat w sposób zrównoważony, co pokazało umasowienie komunikacji i telefonów komórkowych. Dziś każdy używa smartfona – od prezydenta USA po programistę mieszkającego na Syberii. W naszej części świata żyjemy w zdemokratyzowanym społeczeństwie. Wszyscy piją coca-colę, kawę z plastikowych kubków, jedzą podobne przekąski. Sporo latam po świecie i obserwuję ludzi o bardzo różnym statusie materialnym. Korzystamy z bardzo podobnych technologii, mamy podobne zwyczaje, ubiory. W skalowaniu SI chodzi więc o równy dostęp, bazę, dzięki której wszyscy mogą korzystać z funkcjonalnej SI. Chyba że technologię przejmie wojsko – wtedy nie zdziałamy zbyt wiele, bo zetkniemy się z realnym niebezpieczeństwem ograniczenia dostępu do niej.
Na razie jesteśmy na takim etapie rozwoju, że autonomiczne samochody są blisko, właściwie za zakrętem. Sieć neuronowa jest już w stanie rozpoznawać obiekty i myli się coraz rzadziej. To przede wszystkim ona pracuje w takim autonomicznym samochodzie. Różne jej warstwy odpowiadają za różne zadania. Jedna będzie odpowiedzialna za analizę kształtów na drodze, druga za widzenie nocą, trzecia za rozpoznawanie natężenia ruchu i tak dalej. Przywołuję to rozwiązanie, bo jest już ono bardzo sprawne. To jest pierwszy krok do demokratyzacji sztucznej inteligencji. Autonomiczne samochody pozwolą nam uwierzyć w siłę tego wynalazku ludzkości.