W Toskanii wiele fabryk i laboratoriów także działa pełną parą. Giuseppe z Prato, który pracuje w zakładzie produkującym T-shirty, głównie na eksport, opowiada: – Kiedy przyjeżdżam, w naszym laboratorium rozmawia się o kolorach, wybieramy wzory na lato, atmosfera jest taka, jakby nic się nie stało. Czysty surrealizm, bo my nie wiemy, czy cokolwiek sprzedamy, czy dostaniemy wypłatę, czy fabryka przetrwa. Na dodatek, zupełnie obok naszego zakładu, działa inny, wcale niemały, w którym do niedawna pracował człowiek, który był zarażony koronawirusem. Nic o chorobie nie powiedział i interesu nie zamknięto. Kiedy właściciel w końcu się o tym dowiedział, fabrykę zamknięto, na... jeden dzień, po czym wszyscy wrócili do roboty.
* * *
15 marca, w niedzielę, akcja, która przypomniała mi stan wojenny w Polsce. O godzinie 19.00 cała kamienica ma wygasić światła i wystawić świeczki na parapety albo balkony. Z opóźnieniem otwierają się okna, pojawiają się świeczki, lampiony, ludzie wychodzą na balkony, ktoś zaczyna grać na pokrywkach, z jakiegoś okna dochodzą odgłosy hymnu, po chwili pół kamienicy wali w pokrywki, pół klaszcze w dłonie. Po 10 minutach hałas ustaje, ale młodzi ludzie z trzeciego piętra włączają płytę Twinkle Brothers, do okien dochodzi słodkawy zapach marihuany.
Ale dzisiaj nikogo to nie irytuje, sąsiadka z dołu nie krzyczy: basta, basta! A miłośnicy trawy i reggae, z kamienicy z naprzeciwka, których owa sąsiadka czasami upomina, że za głośno rozmawiają, krzyczą, że mogą zrobić jej zakupy. – Kto wie, może przez tego wirusa będziemy narodem prawdziwie zjednoczonym – mówi mi Licia, która mieszka w Madonna di Campiglio. – Może zatrze się wreszcie różnica między północą i południem? Ja nagle odkryłam, że mam masę przyjaciół, z którymi nie rozmawiałam od miesięcy. Nareszcie znalazłam czas, żeby odpowiedzieć na listy, żeby spokojnie zadzwonić. Wczoraj ze znajomymi na Skypie robiliśmy focaccię. Mam znajomych, którzy w ten sposób uczą się teraz muzyki, ba, nawet wspólnie czytają książki. Ja nie mogę usiedzieć w domu, mieszkam też w okolicach, gdzie nie mieszka za dużo ludzi, w zasadzie w górach, zatem w miarę często jeżdżę rowerem albo chodzę po okolicznych dolinach. Zauważyłam rzecz wspaniałą, że ci, którzy wychodzą, pozdrawiają się dzisiaj serdeczniej niż dotychczas, oczywiście na odległość, jakby chcieli powiedzieć: odwagi, to nie potrwa długo.
W Madonna di Campiglio, jak twierdzi Licia, też się śpiewa, chociaż na początku ludzie trochę się wstydzili. – Północ to nie południe. Tutaj ludzie mają więcej rezerwy. Ale pomysł wypalił. Że piosenkę Celentano w Rzymie słabo śpiewali? Tutaj im wyszło wspaniale.
Ale przyszłość nie rysuje się jednak optymistycznie. Licia pracuje w sektorze turystycznym i ma świadomość tego, że upadnie wiele firm, wielu ludzi zostanie bez pracy. – Sezon w Dolomitach trwa cały marzec, a teraz wszystko zamknięte na głucho. Na szczęście mieszkam w jednym z najbogatszych regionów Europy i nic z dnia na dzień się tutaj nie zawali.
Trydent – Górna Adyga, prowincja, w której leży Madonna di Campiglio, to region, gdzie, według rankingów rzymskiego uniwersytetu La Sapienza żyje się we Włoszech najlepiej, na pierwszym miejscu od lat figuruje w nim Bolzano, na drugim zaś sam Trydent.
Licia: – Mam nadzieję, że za kilka tygodni wszystko powróci do normy i turyści znowu zaczną do nas przyjeżdżać. Jestem pewna, że znowu będzie gwarno, pojawią się alpiniści, rodziny z dziećmi, wypełnią się bary i restauracje. I znowu będziemy narzekać, że jest ich wszystkich za dużo.
* * *
16 marca internet obiega informacja o księdzu z Lombardii, który zorganizował dosyć osobliwą mszę, w której fizycznie nie uczestniczył nikt, na ławkach zaś ułożone zostały fotografie wszystkich wiernych, którzy zazwyczaj przychodzą do świątyni.
Don Giuseppe Corbari z miasteczka Giussano (prowincja Monza i Brianza) mówił dla gazety „Il Giorno": „Wszystko to stało się przypadkiem, w środę, jak każdego ranka, odprawiałem mszę, której moi wierni słuchali dzięki parafialnemu radiu i czułem ból serca, patrząc na kościół, widząc te wszystkie puste ławki. Kościół jest zamknięty od miesiąca. Po zakończeniu nabożeństwa (...) wpadłem na ten pomysł i przekazałem go wszystkim. Poprosiłem o przesłanie zdjęć mailem i stopniowo zacząłem je drukować. Niektórzy zostawiali fotografie przed kościołem. Zdjęcia swoich dziadków przynosili też młodzi ludzie".
Don Giuseppe mówi z ironią, że nie bardzo czuje nowoczesne technologie, ale dodaje jednocześnie, że jest bardzo zaskoczony tym, jak wielki odzew zyskała jego akcja na Facebooku. „Cieszę się, że mój pomysł dał ludziom trochę dobrego humoru".
Dowiaduję się, że zakupów online nie można już zrobić, nie są podawane nawet najbliższe wolne terminy. W mniejszych miejscowościach dla odmiany można robić zakupy tylko za pomocą sieci. W abruzyjskim Collelongo od wczoraj przez megafony informuje się mieszkańców, że jedyny sklep został zamknięty i wszystkich prosi się o korzystanie z internetu, który, nawiasem mówiąc, nie działa tutaj za dobrze, bo miasteczko leży w górach, na wysokości 900 metrów n.p.m.
Alessandro, fryzjer, którego spotkałem w sklepie, nie ma złudzeń. – To dopiero początek. Nie wierzę w szybki koniec pandemii... – mówi.
Piotr Kępiński, krytyk literacki, eseista, poeta. W zeszłym roku ukazała się jego książka „Po Rzymie. Szkice włoskie" (Forma). Mieszka w Rzymie