Co naprawdę zaskakuje po lekturze tych 500 stron? Otóż Kornhauser jawi się w swych szkicach jako niestrudzony polemista, celujący w bardzo zawoalowany język, barwny i gęsty. To autor specjalizujący się w rozmaitych szkołach ironii i posługujący się niezliczoną liczbą odmian ciętej riposty.

Kornhauser stający w polemiczne szranki z erudycyjnym zapleczem zawsze jednak ma na uwadze dobro samej literatury. Jego głos jest wart namysłu, choć wciąż pozostaje mało donośny, nieznany dla młodszego pokolenia krytyków. Poeta i eseista traktuje literaturę jako przestrzeń dla zawiązywania się wspólnoty, którą spajać ma przede wszystkim podobna wrażliwość. Jednocześnie jest otwarty na punkty widzenia innych, honoruje różne głosy, przyzwalając na polifonię (nie mylić z kakofonią). Sam autor określił to tak: „Pisać nie dla wszystkich, ale pisać, mając na uwadze wszystkich".




Kornhauser jest czytelnikiem uważnie poszukującym charakterystycznego głosu każdego autora, jego literackiego tembru i akcentu. Dobry pisarz, jego zdaniem, to ten, który potrafi odejść od zastanych form i skonfrontować się z arsenałem tradycji. Świat trzeba definiować wciąż na nowo, a nie kopiować, bo nie potrzebujemy zdublowanego obrazu rzeczywistości. Ta bowiem nieustannie domaga się artykulacji, a jak przekonuje Julian Korhnauser, nic tak nie otwiera oczu jak wiersz.