Gra jest symulatorem przetrwania. W trybie „piaskownicy" nie oferuje żadnych celów poza jednym: przeżyciem. W tym celu należy regularnie jeść i pić oraz chuchać i dmuchać na swoje zdrowie. Na szczęście rzeki i jeziora pełne są ryb, a gęstwiny zwierząt. Gdzieniegdzie można też natknąć się na pożywne owoce i grzybki, choć nie brakuje też tych szkodliwych, mogących powalić nawet najsilniejszego człowieka. Wielu prawideł natury trzeba się nauczyć, najlepiej drogą ciągłych eksperymentów. W ten sposób odkryje się na przykład, że bakterii z zakażonej wody można się całkiem łatwo pozbyć.




Alternatywne tryby rozgrywki – wyzwania i kampania – wzbogacają błądzenie po lesie o wątek fabularny. W tej drugiej bohater wyrusza do dżungli w poszukiwaniu leku na tajemniczą chorobę. Szybko okazuje się, że musi również poradzić sobie z indiańskim plemieniem oraz odnaleźć uprowadzoną ukochaną, z którą kontakt ma przez krótkofalówkę. Historia jest emocjonująca i zmusza do działania.

Jednocześnie „Green Hell" przywołuje pierwotnego ducha przetrwania. Spodoba się więc tym, którzy w młodości należeli do harcerstwa, a obecnie fascynują się kolejnymi produkcjami z udziałem Beara Gryllsa. Dziś trzeba szukać elektronicznych substytutów, by doświadczyć tego, z czym nasi przodkowie (czy raczej przodkowie Brazylijczyków) zmagali się na co dzień.