Właściwie nie tak dawno, bo kilka pokoleń wstecz, atom był niepodważalnie uważany za najmniejszą z cząsteczek. Dzisiaj podzielił się na cały kosmos złożony z tego, co jest, i z tego, czego nie ma, a jednak posiada siłę sprawczą. Inaczej mówiąc, olbrzymie tunele i maszyneria pracują na to, żeby pojąć zjawisko materii.
Dla amatora to nie jest takie proste. Znacznie łatwiej uzmysłowić sobie, że pokonaliśmy też wiele pozamaterialnych zjawisk, przynajmniej na poziomie codziennym. Każda książka na przykład była materią. Wiele z nich składało się na wiele kilogramów i sporą masę. Dzisiaj tysiące książek możemy trzymać w leciutkim pendrivie, który można schować w dłoni. Swoista rewolucja w dziedzinie materii.
To samo dotyczy czasu i przestrzeni. Nie musimy ruszać się z miejsca , żeby być, a nawet wpływać na to, co dzieje się tysiące kilometrów od nas. Mało tego, niemal każdy z nas może tę przestrzeń pokonać niezależnie do wiedzy czy stanu finansów. Inna rzecz, że wszystko to zależne jest od zwyczajnej wtyczki do prądu, który jest cichym władcą świata od pokoleń. Nie ma co ukrywać, że działamy na prąd i gdyby nas odłączyć, cała cywilizacja się wyzeruje, nie będzie jej po prostu.
Niezależnie od tego materię mamy opanowaną – jeśli wierzyć nauce. Niedawno zadałam pytanie, które zaskoczyło moją dobrą znajomą ze sfer naukowych. Zapytałam mianowicie, czy koronawirus jest rzeczą. Wiem, że nie jest organizmem, czyli zjawiskiem samowystarczalnym, nie jest też formą białka, jednak skoro możemy ustalić jego wielkość (ma średnicę od 60 do 140 nanometrów), jeśli w jakiś sposób możemy go narysować i uczynić z niego paradoksalnie piękny obraz, to znaczy, że słowo „rzecz" nie jest zupełnie bez sensu.