Mózg w wielkim mieście

W Nowym Jorku czy Tokio ludzie mijają się niemo na ulicach, jakby się poruszali każdy w osobnym tunelu czasoprzestrzennym, a żywo reagują dopiero wówczas, gdy czują zagrożenie albo nowe możliwości i związane z nimi korzyści.

Publikacja: 26.06.2020 10:00

Mózg w wielkim mieście

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek

Pamiętacie scenę z „Taksówkarza", w której Travis Bickle (Robert De Niro) rozmawia ze sobą w lustrze? „You talkin' to me?" („do mnie mówisz?") – powtarza zawadiacko, by dodać sobie animuszu przed zabójstwami, których ma wkrótce dokonać w ramach samozwańczej i w jego odczuciu szlachetnej misji czyszczenia Nowego Jorku z moralnych śmieci, od kandydata na prezydenta począwszy, a na alfonsach skończywszy. To nie tylko kultowa scena w historii kinematografii, lecz także pojemna psychologiczne ilustracja wielkomiejskiej mentalności, studium instynktu, w jaki wyposaża swojego mieszkańca moloch, by uchronić go przed szaleństwem, rozpaczą i śmiercią.

Robię te notatki w kawiarni na środkowym Manhattanie, podczas gdy za szybą stary czarnoskóry sprzedawca wycinanek z papieru siedzi na hydrancie i wyczekuje klientów. Bez trudu dostrzegam magiczny świat na jego plastikowym stole; trójwymiarowe, trzęsące się na wietrze diabelskie koła Coney Island, Statua Wolności, Empire State Building...

Nagle dwójka dzieci doskakuje do stołu, komentują, pokazują palcami, dotykają ciekawsko, przepychają się ruchliwe jak nożyczki. Sprzedawca z trudem prostuje kości, podchodzi do stoiska, odpowiada na pytania, tłumaczy, jego twarz zapala się dziecięcym uśmiechem. Po chwili pojawia się modelkowata blondynka, zwiewna jak bibuła, matka chłopców, wymienia ze starym zdanie lub dwa, zerkając w stronę przejścia dla pieszych. Pojawia się zielone, kobieta niczym samica pingwina popycha dzieciaki w stronę jezdni. Sprzedawca zastyga, z ust zwisa mu skrawek zdania. Połyka go, po czym wydobywa z siebie misterne origami wściekłości. Wulgarną pieśń żalu, boleśniejszą dla moich uszu tym bardziej, że jej nie słyszę.

Czy jego uśmiech, gdy wierzył jeszcze, że coś sprzeda, był fałszywy? Nie. Czy jego złość jest udawana? Też nie. Mieszkańcy wielkich miast mają trójwymiarowe emocje z papieru. Robią z nich wycinanki, żeby nie zwariować.

Usta do uśmiechu

Kilka lat temu w metrze przyglądałem się dziewczynie siedzącej naprzeciw. Na przestrzeni kilkunastu przystanków ani razu na mnie nie spojrzała, chociaż mój wzrok wołał o spotkanie. A może właśnie dlatego. Lecz gdy spytałem ją, co ciekawego mógłbym obejrzeć w okolicy, nagle stała się konkretną osobą, jakby się zmaterializowała z chmury możliwości w byt z krwi i kości, komunikatywny, funkcjonalny i przyjazny jak aplikacja po ostatniej aktualizacji. Poświęciła mi 20 minut, szukając dla mnie atrakcji w swoim telefonie, a później jeszcze trzy dni i noce z rzędu, podczas których materializowała się i update'owała tyle razy, że czułem się, jakbym miał romans z całym miastem.

Psychologowie od lat intensywnie badają wpływ życia w wielkim mieście na ludzki mózg. Wśród mieszkańców metropolii odsetek osób cierpiących na zaburzenia lękowe i afektywne jest dużo wyższy niż wśród mieszkańców prowincji i może wynosić nawet 39 proc. Ciało migdałowate w mózgu mieszkańca miasta reaguje na sytuacje stresowe – zagrożenia, ale także wyzwania – dużo szybciej i silniej. Mózg ma w miejskiej dżungli ogromną pracę do wykonania, z jednej strony musi być w ciągłym pogotowiu, przetwarzając tysiące bodźców, z drugiej zaś – pozostawać w swoistym znieczuleniu czy otępieniu, pozwalającym oszczędzać energię.

To dlatego w Nowym Jorku czy Tokio ludzie mijają się niemo na ulicach, jakby się poruszali każdy w osobnym tunelu czasoprzestrzennym, a żywo reagują dopiero wówczas, gdy coś przyciągnie ich uwagę, gdy nastąpi zagęszczenie komunikacyjne, gdy staną przed wyzwaniem, jakim jest interakcja społeczna. Mieszkaniec metropolii zaczyna być uważny albo gdy czuje zagrożenie, albo nowe możliwości (wyzwania) i związane z nimi korzyści („Journal of Experimental Psychology": „Human Perception and Performance"). Właśnie dlatego byłem niewidzialny dla mojej piękności z nowojorskiego metra, póki nie przełączyłem jej z trybu stand by na kanał podróżniczy, a potem jeszcze na wiele innych kanałów.

Naukowcy dowiedli, że nawet śmiech wymuszony prowadzi do poprawy nastroju. Ciało jest zatem w stanie narzucić emocjom swoją wolę. Ćwiczenia takie stosuje – przeważnie nieświadomie – mieszkaniec molocha po to, by z nadmiaru wrażeń nie umrzeć na atak paniki albo na depresję. Ćwiczy tak intensywnie, że nawyk staje się częścią jego natury. Gdy chce się ucieszyć, układa usta do śmiechu z takim zapamiętaniem, że śmiech mu się w końcu udziela. Podobnie kiedy jest zły – hiperbolizuje swoją złość, teatralizuje ją (jak sprzedawca wycinanek z papieru), przez co staje się ona wyrazista jako znak, skuteczna jako „uwolnienie", a przez to mniej toksyczna i szkodliwa społecznie. Właśnie dlatego reakcje aktora wielkomiejskiej sceny są wyolbrzymione w kierunku optymizmu, entuzjazmu i euforii z jednej strony, oraz oburzenia i złości z drugiej.

Teatr i schizofrenia

Siedzę właśnie w McDonaldzie i patrzę znad swojej ohydnej kanapki na faceta, który wcina taką samą z rozkoszą wymalowaną keczupem na twarzy. „Zrozum – mówię do siebie – ile on nad tym pracował, żeby mu smakowało, ucz się od niego, zacznij od energicznego poruszania żuchwą i pożądliwego skanowania wzrokiem kolejnych kęsów, zbieraj skrawki sałaty, które spadły na tacę. Widzisz? Zaczyna ci smakować".

Ale rola musi być – jak to rola – połowiczna, aktor nie może całkowicie się z nią utożsamić, bo wtedy rola zaczyna swój demoniczny spektakl. Zaczyna się schizofrenia, tak częsta wśród mieszkańców metropolii. Kojarzycie scenę z „Twin Peaks", gdy sierżant Cooper zamienia się w lustrze w Killera Boba? To coś zupełnie innego niż „You talkin' to me?" z „Taksówkarza".

Zdaniem zespołu neurobiologów i psychiatrów pod kierunkiem prof. Andreasa Meyera-Lindenberga z Uniwersytetu w Heidelbergu przykolankowa przednia część zakrętu obręczy (pgACC) odpowiedzialna za procesy społeczne (m.in. rozpoznawanie oczekiwań ze strony otoczenia, szacowanie zysków i strat) jest szczególnie aktywna u mieszkańców metropolii. Mamy już zatem drugi, obok ciała migdałowatego, obszar mózgu współczesnego człowieka, w którym zamieszkało miasto. Do myślenia daje fakt, że te same obszary uczestniczą w rozwoju schizofrenii.

Granica między kontrolowanym odgrywaniem ról (co w różnym stopniu robi każdy z nas) a zwielokrotnieniem jaźni jest cienka. Człowiek jednak miał już sporo czasu, by się – na płynnym rynku pracy, w zderzeniu z przedstawicielami różnych kultur, języków, wyznań, orientacji seksualnych, wreszcie tworząc na portalach społecznościowych alternatywne wersje siebie – nauczyć zarządzać sobą jako teatralną trupą. Kto wie, być może bohaterowie mojej opowieści przystosowali się już do życia w wielkomiejskim kalejdoskopie do tego stopnia, że ich mózgi „obeszły" schizofrenię dzięki opanowywaniu kolejnych ról i teatralizacji własnych zachowań? Twórczo wykorzystały „możliwości" tkwiące w chorobie, lecz nie popadły w nią dzięki temu, że dostatecznie często stawały przed lustrem i pytały: „You talkin' to me?". 

Tadeusz Dąbrowski jest poetą, eseistą i krytykiem literackim, redaktorem dwumiesięcznika literackiego „Topos". Nakładem PIW ukazał się właśnie jego najnowszy tom poezji „Scrabble"

Pamiętacie scenę z „Taksówkarza", w której Travis Bickle (Robert De Niro) rozmawia ze sobą w lustrze? „You talkin' to me?" („do mnie mówisz?") – powtarza zawadiacko, by dodać sobie animuszu przed zabójstwami, których ma wkrótce dokonać w ramach samozwańczej i w jego odczuciu szlachetnej misji czyszczenia Nowego Jorku z moralnych śmieci, od kandydata na prezydenta począwszy, a na alfonsach skończywszy. To nie tylko kultowa scena w historii kinematografii, lecz także pojemna psychologiczne ilustracja wielkomiejskiej mentalności, studium instynktu, w jaki wyposaża swojego mieszkańca moloch, by uchronić go przed szaleństwem, rozpaczą i śmiercią.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich