Tytuł „Jarmark" pasuje jak ulał – to prawdziwy festyn różnorodności: parę tzw. storytellingów, w tym konceptualny tryptyk „Łańcuch", nieco czystej rozrywki, garść krytycznych wspomnień z lat 90., ale też „kilka domorosłych obserwacji społecznych" – opinia własna rapera. Trochę można się w tym pogubić, ale na pewno płyta nie pozostawia obojętnym. Muzycznie jest dość bezpieczna – głównie to modne, nowoczesne bity, dobrze wyprodukowane, ale w klimacie raczej już osłuchanym przez młodego odbiorcę. Wyróżnia się, zresztą pod każdym względem, „Polskie tango" (prod. Lanek) – bardzo polityczny singiel wypuszczony na samym finiszu kampanii prezydenckiej. Bo jak na Hemingwaya przystało, Taco wyruszył relacjonować wojnę domową, tyle że z mniejszym zapałem rewolucyjnym niż Ernest. Bo choć zdecydowanie krytykuje polsko-polską nawalankę, to uderza w obie strony, czasem z takim symetryzmem („Panie, to Wyście!"), za jaki Tomasz Lis bez wahania banuje na Twitterze.
Może nie odkrywa Ameryki, jednak w kategorii „Artyści o Polsce" wypada dojrzale. Zgoda, to domorosłe obserwacje, ale przy poziomie politycznych wypowiedzi innych polskich artystów raper brzmi jak profesor nauk społecznych, co zresztą celnie wyśmiewa w „Influenzie" ze świetną zwrotką Mielzky'ego. Taco dobrze wszedł w rolę głosu pokolenia. Mówi to, co młodzi myślą: o polityce, Kościele, relacjach międzyludzkich, a nawet (coraz częściej) pornografii. I ubiera ich obawy w słowa, które z płyty na płytę potrafi coraz lepiej wyrapować. Może tylko tym razem słabiej trafia do słuchaczy nieco starszych. ©?