Poniżej postaram się je pokrótce omówić, przedstawiając w zarysie możliwe scenariusze ich wpływu.
Bogaci i racjonalni
Badania, jakie prowadziliśmy w ALK nad 22 europejskimi krajami OECD, obejmujące okres od 1999 do 2017 r., wskazują ponad wszelką wątpliwość, że polityka gospodarcza i społeczna w rozwiniętych demokracjach staje się coraz bardziej emocjonalna. Zbiorowe ludzkie emocje: nadzieje, lęki, oczekiwania stają się elementami gry o władzę i przekładają się na realizowaną przez rządy politykę. W krajach racjonalnych (jak np. Austria, Niemcy, Francja, kraje skandynawskie) oczekiwania społeczne nie wykraczają poza granice racjonalności. W krajach emocjonalnych (np. Grecja, Włochy, Portugalia, Hiszpania, Węgry czy Zjednoczone Królestwo) nadmierne aspiracje prowadzą do zbyt ambitnej polityki, nadmiernego zadłużenia i kryzysów. W badanym okresie wiele krajów (np. Włochy, Hiszpania, Słowacja) przesunęło się w stronę polityki emocjonalnej. Tej tendencji nie można jednak z pewnością okrzyknąć „mega trendem" na nadchodzące stulecie. Grupa krajów racjonalnych pozostaje bowiem względnie stabilnym „klubem rozsądnych i bogatych". Co więcej takie wyzwania, jak pandemie, kryzysy klimatyczne itp., wymuszą zapewne zwrot w kierunku racjonalizmu. Konflikt między racjonalizmem a emocjami pozostanie jednak z nami na trwale.
Ratowanie planety
Ogromna większość kompetentnych badaczy zgadza się z opinią, że narastający poziom ekonomicznej, technicznej i biologicznej aktywności człowieka stanowi poważne zagrożenie dla planety. Grozi to nieodwracalnymi zmianami, które czynią naturalne środowisko człowieka (klimat, zasoby wody i zasoby biologiczne) coraz mniej przyjaznym i coraz trudniejszym do życia. W najbardziej rozwiniętych krajach, które zarówno w przeszłości, jak i obecnie, produkują najwięcej zanieczyszczeń, nie ma powszechnej zgody na rezygnację z osiągniętego poziomu życia, konsumpcji i zysków w imię ratowania planety przed nadchodzącą katastrofą.
Równocześnie kraje biedniejsze, które wchodzą na ścieżkę rozwoju, nie chcą i nie mogą stosować droższych technologii bardziej przyjaznych środowisku, bo to opóźniłoby ich pogoń za wymarzonym bogatym światem. Jest to ogromne pole dla narastających konfliktów zarówno międzynarodowych jak i wewnętrznych, i nie rysuje się żadna koalicja ponad partykularyzmami zdolna wymusić radykalnie ostrzejsze normy ochrony środowiska naturalnego.
Pragmatyzm biznesu
Nie ma wątpliwości, że zwycięski do niedawna pochód globalizacji uległ w ostatnich latach pewnemu spowolnieniu, a być może nawet odwróceniu, na przykład poprzez skrócenie łańcuchów dostaw i geograficzną koncentrację dostawców wokół odbiorców finalnych. Składa się na to szereg przyczyn. Po pierwsze, coraz bardziej popularne ideologie „nowego nacjonalizmu" (zawarte w takich sloganach jak „America first") prowadzą do praktyk protekcjonistycznych, które wywołują inne praktyki protekcjonistyczne na zasadzie odwetu. Po drugie, technologia i logistyka pozwalają minimalizować koszty, nie szukając odległych krajów o tańszej sile roboczej. Po trzecie wreszcie, konflikty, katastrofy naturalne, pandemie itp. silniej uderzają w rozciągnięte łańcuchy dostaw.
Równocześnie jednak globalny rynek jest czynnikiem o kolosalnej sile rażenia, ujednolicając popyt i jego wahania, promując globalne marki i globalne firmy panujące nad całymi sektorami światowej gospodarki, zwłaszcza w dziedzinie nowych technologii. Ten globalny rynek opiera się na globalnej nauce i technice, których nie da się zawłaszczyć przez jakiekolwiek państwo, nawet tak potężne jak USA. Globalizacja niesie olbrzymie strumienie pieniądza, zdolne zgruchotać wszelkie tamy. Nadchodzące stulecie będzie więc niekończącą się próbą sił między globalizacją a deglobalizacją.