Baza jest jak niewielka wioska i jak na wioskę przystało, sąsiedzi dobrze się znają. Mieszkają tu od kilkunastu, czasem kilkudziesięciu lat, choć tylko na wiosnę, mniej więcej od marca do maja, w najwyższym sezonie wspinaczkowym na Everest. Od lat zajmują te same miejsca na lodowcu: Himex Russela Brice'a na samym początku bazy, Seven Summit Treks Mingmy, Tashiego i Dawy Sherpów – na drugim końcu. Sąsiedzi witają się ze sobą, uśmiechają, rozmawiają o pogodzie, odwiedzają się, wpadają na kawę lub coś mocniejszego, zapraszają się na kolację. Najczęściej się lubią, choć niektórzy tylko stwarzają pozory, żeby utrzymać poprawne stosunki z sąsiadami. Często stanowią dla siebie konkurencję. Ważne jednak, żeby ze sobą współpracować, a nie walczyć, bo ostatecznie sąsiedzi mają wspólny cel – wprowadzić swoich gości na Everest, skutecznie i bezpiecznie, a potem całych i zdrowych odesłać z powrotem do domów. Niestety, nie zawsze się to udaje. Są sąsiedzi, których nikt nie lubi, których uważa się za zagrożenie, a sposobu ich działania się nie pochwala.
Goście mieszkańców bazy zmieniają się co roku. Zjawiają się w wiosce raz i nigdy więcej nie wracają. Przeważnie. Są i tacy, którzy przyjadą po raz drugi, trzeci, może nawet czwarty – dopóki nie uda im się osiągnąć celu wizyty. Jednak gdy w końcu odniosą sukces lub ostatecznie zrezygnują, też już nie wrócą. A pojedynczy zginą na górze i zostaną tutaj na zawsze. Gospodarze będą wracać przez lata. Za rok też będą się mniej lub bardziej lubić, odwiedzać, rozmawiać o pogodzie.
Z czasem będę miała w bazie coraz więcej znajomych. Z dnia na dzień będę się czuła coraz bardziej u siebie. W małej wiosce odciętej od świata łatwo się zaprzyjaźnić. Jesteśmy na siebie skazani, więc warto być miłym. Podoba mi się to, że ktoś mi pomacha, zawoła, przywita się, uściśnie, zaprosi na kawę, na kolację, do której poda wino. Cieszę się, że mam z kim porozmawiać, pośmiać się i trochę poobgadywać innych – robić wszystko to, co robią mieszkańcy małych wiosek. Bo pomimo że panujące tu warunki są dalekie od normalności, można się postarać, żeby przez ten krótki czas życie w bazie przypominało codzienność.
Jest 10.00, wybieram się na spacer po bazie. Codziennie gdzieś chodzę, albo na rekonesans, albo w odwiedziny do kogoś, ale dziś będzie inaczej. Ten spacer będzie miał charakter badawczy. Planuję zmierzyć bazę. Wkładam na rękę wcześniej naładowany zegarek Garmin i z obozu Imagine ruszam na początek bazy.
Za początek uznaje się wielki głaz z przytwierdzoną do niego żółtą tabliczką z napisem „Welcome to Everest / Sagarmatha Base Camp". Poniżej podana wysokość: 5364 m n.p.m. Za ten głaz turyści nie mają wstępu. Dalej mogą iść jedynie członkowie wypraw, tragarze i jaki, choć o tych ostatnich tabliczka nie wspomina.