A może polska Cerkiew wcale nie jest zależna od Moskwy?

Kto nadał autokefalię polskiej Cerkwi prawosławnej? Mimo sowieckich starań i pozorów wygląda na to, że Moskwa tego formalnie nigdy nie uczyniła. Ale polscy hierarchowie zachowują się tak, jakby wojny w Ukrainie nie było.

Aktualizacja: 25.03.2022 13:06 Publikacja: 25.03.2022 10:00

Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej nadał autokefalię ukraińskiej Cerkwi 5 stycznia 2019 r. w Stam

Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej nadał autokefalię ukraińskiej Cerkwi 5 stycznia 2019 r. w Stambule, podpisując tzw. tomos w towarzystwie kijowskiego patriarchy Epifaniusza

Foto: Onur Coban/Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM/pap

Skąd wzięła się autokefalia, czyli niezależność Cerkwi prawosławnej w Polsce? Począwszy od Wikipedii, we wszystkich ogólnodostępnych opracowaniach można przeczytać, że 22 czerwca 1948 r. nadał ją patriarchat w Moskwie, co wiązało się z koniecznością zrzeczenia się autokefalii otrzymanej przed wojną od patriarchy Konstantynopola. Taki stan wiedzy powielany jest od kilkudziesięciu lat. Dotąd prawie nikt nawet nie próbował go zgłębiać ani weryfikować. Specjaliści od ogólnej historii Polski, jak również katoliccy historycy Kościoła tematem się nie interesują, natomiast historycy prawosławni zachowują dyskrecję.

Szczególnie dotyczy to kwestii tomosu. Chodzi o dokument nadania autokefalii, w prawosławnej tradycji pismo zredagowane i nadane w sposób niezwykle uroczysty, gdyż decyduje ono o samodzielnym bycie narodowej wspólnoty kościelnej – w tym przypadku Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (PAKP). Wydawałoby się, że taki dokument powinien być upubliczniony i wielokrotnie komentowany przez znawców prawa kanonicznego. Tymczasem zalega wokół niego dziwna cisza. Piszący te słowa zapamiętał bezskuteczne poszukiwania oryginału owego tomosu, które 40 lat temu prowadził jego promotor, ksiądz Franciszek Stopniak, profesor historii najnowszej w warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej.

Sam tekst poszukiwanego dokumentu opublikowano w 1975 r. po rosyjsku, w niszowym i trudno dostępnym almanachu PAKP. Dopiero w 2009 r. przetłumaczył go na polski i wydał w małonakładowych „Studiach Warmińskich" Roman Płoński, prawosławny ksiądz z Białegostoku. Już pobieżna lektura treści nie pozostawia wątpliwości: jest to zwykła, niedługa deklaracja, którą tylko przy maksymalnej dozie dobrej woli można nazwać tomosem. Szczególnie gdy porówna się ją z tomosem z prawdziwego zdarzenia, mocą którego Cerkwi prawosławnej w II Rzeczypospolitej nadał autokefalię 13 listopada 1924, na cztery dni przed śmiercią, patriarcha konstantynopolitański Grzegorz VII.

Ale to nie koniec niespodzianek. Analiza okoliczności, w jakich owa deklaracja powstała, skłania do wniosku, że moskiewskiego nadania autokefalii z 22 czerwca 1948 – niezależnie od poziomu powagi interesującego nas dokumentu – zwyczajnie nie ma. I nigdy go nie było. Jest notatka napisana osobiście przez patriarchę Moskwy według wytycznych wysokiego oficera KGB i temuż oficerowi doręczona. Nie ma na niej podpisów ani członków synodu Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (RPC), ani też uczestników delegacji PAKP w Moskwie. I jeżeli kiedykolwiek dokument z takimi podpisami oraz podaną wyżej datą ujrzy światło dzienne – będzie to dokument sfałszowany.

Czytaj więcej

Kto rzuci kamieniem w Benedykta

Za 200 czerwońców i 120 skór sobolich

Światowa wspólnota prawosławna jest związkiem siostrzanych Cerkwi narodowych, niezależnych w sprawach rządzenia, natomiast pod względem doktryny zdanych na autorytet Kościoła Matki, patriarchatu ekumenicznego w Konstantynopolu. Patriarchat, zgodnie z tradycją, udziela autokefalii wyłaniającym się w toku historycznego rozwoju poszczególnym Cerkwiom. Od początku też podlegała mu tysiącletnia metropolia w Kijowie, od XIV w. wchodząca w skład państwa polsko-litewskiego, jak również młodsza od niej Cerkiew moskiewska. Ta ostatnia w XV w. uzyskała autokefalię od Konstantynopola, a w następnym stuleciu Moskwa samowolnie ogłosiła się patriarchatem. Konstantynopol przyjął to do wiadomości bez entuzjazmu.

Jeszcze później, konkretnie w 1685 r., patriarchat moskiewski podporządkował sobie Kijów, świeżo zdobyty przez Rosjan. Stało się to w okolicznościach dość szczególnych. Delegacja rosyjska, która udała się do państwa osmańskiego (przypomnijmy, że od 1453 r. Turcy panują nad Konstantynopolem), nawet nie dotarła do patriarchy: przekupiła wielkiego wezyra podarkiem 200 czerwońców i 120 skór sobolich, ten zaś nakazał patriarchatowi uznanie zwierzchności Moskwy nad Kijowem. Jednak tron w Konstantynopolu stał pusty, bo dotychczasowy patriarcha właśnie umarł, a nowego jeszcze nie wybrano. Decyzję wezyra zaakceptował więc, w zastępstwie, obecny nad Bosforem Dozyteusz, patriarcha Jerozolimy.

Na tej to podstawie Rosja sprawowała zwierzchność nad ukraińskim, białoruskim i polskim prawosławiem (a przy okazji nad większością ziem Rzeczypospolitej) aż do odzyskania przez nas niepodległości. Przejęliśmy wtedy na kresach wschodnich Cerkiew silnie zrusyfikowaną, z duchowieństwem w większości uważającym się za Rosjan lub przynajmniej silnie związanym ze starym sojuszem carskiego tronu i ołtarza. Jednak za naszą wschodnią granicą Cerkiew prawosławna przeżywała prześladowanie ze strony bolszewików. Patriarchę Tichona komuniści wtrącili do więzienia; gdy go wypuścili, był już człowiekiem schorowanym i niemającym kontroli nad swoim stadem. W tej sytuacji hierarchowie Cerkwi prawosławnej w Polsce uznali, że dla ich wspólnoty lepiej będzie ogłosić autokefalię i przyjąć ją od Konstantynopola, niż nadal zależeć od patriarchy Moskwy, z którym kontakt uniemożliwiają władze sowieckie.

Była to decyzja dramatyczna; o skali napięć, jakie wywołała, niech zaświadczy fakt, iż metropolitę Jerzego (Jaroszewski), który ruch ku autokefalii zainicjował, zastrzelił w jego własnej rezydencji mnich, twardy zwolennik „staroruskich" porządków w Cerkwi. Zrealizował ją dopiero następca Jerzego, metropolita Dionizy (Waledyński). W 1924 r. Grzegorz VII, w obecności dwunastu metropolitów starożytnych stolic Kościołów wschodnich, wydał tomos, w którym czytamy, że „w nowych warunkach politycznych" potrzebom polskiej Cerkwi sprostać może jedynie jej niezależność. W uroczystym i sprokurowanym według zasad honorowanych w chrześcijaństwie od stuleci dokumencie stosowna formuła brzmi: „Uznajemy organizację i konstytucję autokefaliczną Świętego Kościoła Prawosławnego w Polsce i udzielamy mu Naszego błogosławieństwa, aby odtąd rządził się jako siostra duchowa, niezależny oraz autokefaliczny". Patriarcha nie omieszkał przypomnieć że „pierwsze oderwanie się od Naszej Stolicy Metropolii kijowskiej oraz Metropolii prawosławnych Litwy i Polski, zależnych od niej, jako też przyłączenie ich do Świętego Kościoła w Moskwie, nie miało miejsca według zwykłych przepisów kanonicznych".

Kagebista wielkorządcą Cerkwi

4 września 1943 Józef Stalin przyjął na Kremlu delegację Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Niezwykłość tego spotkania polegała na tym, że jeszcze niedawno tenże sam sowiecki wielkorządca własnymi rękami Cerkiew uśmiercał. W planach „bezbożnej pięciolatki", ogłoszonej w 1929 r., zakładano całkowite jej unicestwienie, podobnie jak wszelkich innych związków wyznaniowych. I rzeczywiście, w połowie lat 30. rosyjskie prawosławie praktycznie znikło z powierzchni ziemi.

Zmienił to atak Hitlera na ZSSR. Stalin zrozumiał, że do odparcia najeźdźcy potrzebna jest mobilizacja wszystkich żywotnych rosyjskich sił, także tych, które już formalnie skazano na nieistnienie. Na rozkaz wodza późnym latem 1943 r. pospiesznie przetrząśnięto łagry i więzienia, by wydobyć stamtąd pozostałych jeszcze przy życiu duchownych, którzy mieliby wezwać naród do obrony „świętej Rusi" przed inwazją. Trzej biskupi, wyselekcjonowani na spotkanie ze Stalinem, zapewne z niemałym zdumieniem słuchali tyrana, gdy ten zapowiadał im odrodzenie prawosławia w Związku Sowieckim. W cztery dni później jeden z nich, Sergiusz (Stargorodski), został wybrany patriarchą Wszechrusi przez zwołany naprędce synod. Po śmierci Stargorodskiego, na początku 1945 r., jego następcą został drugi z obecnych na historycznym spotkaniu, dotychczasowy metropolita Leningradu Aleksy (Simanski).

Strona rządowa również liczyła trzy osoby. Poza Stalinem i Mołotowem w spotkaniu brał udział jego organizator Gieorgij Karpow, naczelnik V oddziału „tajno-politycznego resortu KGB do spraw walki z duchowieństwem wszystkich wyznań". W nowej sytuacji niezręcznie było przedstawiać się biskupom takim tytułem, nazwę podległej mu komórki zmieniono więc niebawem na mniej rażącą: „oddział do pracy operacyjnej wśród duchowieństwa". Karpow został także szefem nowo powołanej „Rady do spraw RPC", którą urzędowo wskrzeszono.

W oficjalnym życiorysie Karpowa napisano, że w momencie wybuchu rewolucji 1917 r. pracował jako ślusarz, ale inne źródło podaje, iż zdążył on wtedy ukończyć prawosławne seminarium duchowne. Tak czy inaczej oddał się na usługi nowej władzy: w 1920 r. był już bolszewikiem, a w dwa lata później czekistą. W latach 1938–1939, w apogeum stalinowskiego terroru, kierował NKWD w Pskowie, gdzie zasłynął jako bezwzględny śledczy, osobiście bijący przesłuchiwanych taboretem i duszący ich paskiem od spodni. Całkiem możliwe, że w ten sposób pozbawił życia któregoś z kuzynów swojego późniejszego „negocjatora", biskupa Aleksego, który pochodził z ziemiańskiej rodziny pskowskiej guberni. Pięknie rozwijającą się karierę czekistowskiego rzeźnika przerwało dopiero oddelegowanie go do sektora walki z religią. Jaka osobista predyspozycja skłoniła do tej decyzji jego przełożonych? Wersja z seminarium zyskuje w tym momencie na wiarygodności.

Jako szef Rady ds. RPC Karpow zyskał ogromne kompetencje, będąc w praktyce wielkorządcą odradzającej się wspólnoty wyznaniowej. Decydował o wszystkim, od limitu przyjmowanych seminarzystów po przydział papieru na druk modlitewników i książek teologicznych. On też w istocie mianował kolejnych biskupów, których chirotonia (wyświęcenie) była już później tylko formalnością.

Nic dziwnego, że tak wielka władza wzbudzała zawiść pozostałych pretorianów Stalina. W 1946 r., kiedy zachorował Mołotow, protektor Karpowa, na szefa Rady posypały się skargi. Oczywiście o to, że jest zbyt miękki wobec wrogów klasowych i za jego plecami odradza się „prawosławne sekciarstwo". Karpow bronił się przed Stalinem, ale gdy zobaczył, że wódz go nie popiera, ochoczo przyłączył się do zwolenników twardej linii. Odtąd zaniechał nawet „konsultacji" z patriarchą Aleksym w sprawie mianowania nowych biskupów, po prostu przedstawiając głowie RPC nazwiska nominatów do niemej akceptacji.

Czytaj więcej

Rosyjska Cerkiew stopnieje. To nie są tylko pobożne życzenia

Drogi Gieorgiju Grigoriewiczu!

Z prawosławiem w powojennej Polsce sowieccy wielkorządcy poczynali sobie tak, jak czynił to w Sowietach naczelnik Rady do spraw RPC. Polska Cerkiew miała być posłusznym narzędziem władzy, wykonując polecenia napływające bezpośrednio z odpowiedniego oddziału resortu bezpieczeństwa. Metropolitę Dionizego ubezwłasnowolniono, izolując go w areszcie domowym. Pozostał jeszcze problem autokefalii. Moskwa nie chciała przyznać, że ją po prostu Polsce odbiera, zdecydowała się więc na farsę „ponownego nadania".

W czerwcu 1948 do Moskwy przybyła delegacja prawosławnych z Polski: arcybiskup białostocki Tymoteusz (Szretter) oraz biskup łódzki Jerzy (Korenistow). Gościł ich metropolita kruticki Mikołaj (Jaruszewicz), odpowiadający w RPC za kontakty zagraniczne. W rzeczywistości biskup mógł co najwyżej podejmować gości sutymi i – jak można przypuszczać, znając klimat epoki – zakrapianymi kolacjami. Politykę zagraniczną rosyjskiej Cerkwi naprawdę prowadził generał-major KGB Gieorgij Karpow. Dodajmy, że Mikołaj był właśnie tym trzecim spośród biskupów, którzy we wrześniu 1943 rozmawiali ze Stalinem. Jak widać, zgrany kolektyw działał bez zarzutu.

Na zakończenie tygodniowego pobytu polska delegacja udała się do Zagorska, rezydencji patriarchy leżącej kilkadziesiąt kilometrów od Moskwy. Była to zwykła wizyta pożegnalna. Skąd o tym wiemy? Ze sprawozdań, które patriarcha Aleksy posyłał codziennie Karpowowi na Łubiankę. Setki takich sprawozdań pisanych w formie czułych listów, z nagłówkiem „Drogi Gieorgiju Grigoriewiczu!" i podpisem „serdecznie Wam oddany", zachowały się w Archiwum Państwowym Federacji Rosyjskiej. Interesująca nas teczka z 1948 r. nosi sygnaturę R-6991, listy patriarchy dotyczące pobytu polskiej delegacji noszą tam numery porządkowe 335–337.

Wizyta delegacji w Zagorsku miała miejsce 21 czerwca. Zapewne nie była długa, gdyż jeszcze tego samego dnia polscy biskupi wrócili do Moskwy. Następnego dnia patriarcha napisał i wysłał Karpowowi notatkę z tego spotkania. Był 22 czerwca, data, która według dotychczas obowiązującej wersji wydarzeń pozostaje dniem, gdy świątobliwy Synod RPC, w obecności biskupów PAKP, udzielił polskiej Cerkwi autokefalii. Ale tego dnia polskich biskupów nie było już wtedy w Zagorsku. Poza samym Aleksym nie było tam także żadnego z biskupów rosyjskich, którzy rzekomo podpisali dokument razem z Polakami. Stosowny Synod odbył się dopiero pięć miesięcy później, na jesieni 1948 r. Prawdopodobnie dopiero wtedy Rosjanie złożyli antydatowane podpisy na jakimś papierze, który do dziś uchodzi za tomos autokefalii z Moskwy.

W rzeczywistości tekst, który znamy, a który ks. Płoński kurtuazyjnie nazywa „tomosem", w ówczesnej korespondencji patriarchatu nazywany był jedynie „deklaracją". Z pewnością opartą, a być może nawet żywcem spisaną z notatki służbowej Aleksego. „Polski Autonomiczny Kościół uznaje za niekanoniczną i żadnej mocy działania nie posiadającą autokefalię Kościoła polskiego, ogłoszoną tomosem przez Patriarchę Konstantynopolitańskiego. [...] Przyjmując do wiadomości wyrzeczenie się przez Polski Kościół swej niekanonicznej autokefalii – Świątobliwy Patriarcha oraz Czcigodny Synod przywracają mu kanoniczne i liturgiczne obcowanie, nadając prawo do pełnego i samodzielnego rozporządzania własnymi sprawami". W piśmie nie zapomniano o Dionizym, legalnym zwierzchniku polskiej Cerkwi, co do którego polscy biskupi zobowiązali się, że „nie będą odtąd wspominać jego imienia podczas nabożeństw".

Jak długo?

Biskup Jerzy wspominał później, że razem z biskupem Tymoteuszem przekonani byli, że wezwano ich do Moskwy jedynie po to, aby stamtąd zesłać ich do łagru. Wiele to mówi o atmosferze, w jakiej toczyły się tamte wydarzenia.

Aleksy Korenistow, bo tak nazywał się w życiu świeckim, był rodowitym Rosjaninem, białym uchodźcą z bolszewickiej Rosji, który w Polsce znalazł schronienie, tam też wybrał drogę kapłaństwa. Pośród hierarchów PAKP był jednym z nielicznych sprawiedliwych, którzy do końca życia sprzeciwiali się uzależnianiu Cerkwi od esbeckiej kontroli. Gdyby dożył wolnej Polski, być może dałby świadectwo prawdzie. Niestety, nie dożył, a całą kwestię „polskiej autokefalii" nadal okrywa gruba kurtyna milczenia.

Resort bezpieczeństwa, tak jak planował, w pełni podporządkował sobie polską Cerkiew prawosławną. Wystarczy powiedzieć, że w momencie przełomu 1989 r. wszyscy biskupi PAKP znajdowali się na liście tajnych współpracowników SB. Niektórzy z nich nadal rządzą prawosławnymi diecezjami.

Rewolucyjne zmiany, jakie dokonują się w Cerkwi prawosławnej Ukrainy: autokefalia udzielona w 2019 r. przez ekumenicznego patriarchę konstantynopolitańskiego Bartłomieja, oraz wojna obronna z Rosją, w toku której resztki Cerkwi wiernej Moskwie gwałtownie topnieją na rzecz jednoczącej się i rosnącej w siłę autokefalicznej Cerkwi ukraińskiej, toczą się przy oficjalnej obojętności hierarchii PAKP. Z jej dystansu można odnieść wrażenie, że krwawa wojna toczy się gdzieś na odległym kontynencie i bynajmniej nie uczestniczą w niej – i to po obu stronach – prawosławni bracia. Co więcej, wiadomo, że przynajmniej duża część episkopatu stoi po stronie moskiewskiego Cyryla, a proboszczowie niektórych prawosławnych parafii odmawiali sakramentów Ukraińcom, o ile ci zadeklarowali, że przynależą do Cerkwi autokefalicznej.

Takie przypadki miały miejsce przed 24 lutego, jak jest obecnie, trudno powiedzieć. Jedno na pewno można jednak stwierdzić: udawać, że nic się nie stało, na dłuższą metę się nie da. Przed hierarchami Polskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, podobnie jak przed rzeszą jej wiernych staje perspektywa zasadniczego wyboru. A jednym z elementów o tym wyborze decydujących zapewne będzie świadomość, że „autokefalia", rzekomo nadana przez Moskwę w 1948 r., nie ma żadnych podstaw prawnych.

Czytaj więcej

Nie ma wojny polsko-żydowskiej

Skąd wzięła się autokefalia, czyli niezależność Cerkwi prawosławnej w Polsce? Począwszy od Wikipedii, we wszystkich ogólnodostępnych opracowaniach można przeczytać, że 22 czerwca 1948 r. nadał ją patriarchat w Moskwie, co wiązało się z koniecznością zrzeczenia się autokefalii otrzymanej przed wojną od patriarchy Konstantynopola. Taki stan wiedzy powielany jest od kilkudziesięciu lat. Dotąd prawie nikt nawet nie próbował go zgłębiać ani weryfikować. Specjaliści od ogólnej historii Polski, jak również katoliccy historycy Kościoła tematem się nie interesują, natomiast historycy prawosławni zachowują dyskrecję.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich