Morata, Linette, Nowakowska. Najtrudniej im wygrać z hejterami

Hejt w internecie to duży problem dla sportowców, coraz częściej jego źródłem są przegrywający w zakładach bukmacherskich. – Chciałbym, żebyście mieli okazję wejść w moje buty i przekonać się, jak to jest przeczytać, że ktoś życzy ci, by twoje dzieci umarły – mówił podczas Euro hiszpański piłkarz Alvaro Morata.

Publikacja: 09.07.2021 18:00

Hiszpański piłkarz Alvaro Morata boleśnie odczuł to, że jego reprezentacja słabo zaczęła Euro

Hiszpański piłkarz Alvaro Morata boleśnie odczuł to, że jego reprezentacja słabo zaczęła Euro

Foto: POOL/AFP, Andy Rain

Piłkarze reprezentacji Anglii dostali podczas fazy grupowej Euro 2020 ponad 2 tysiące obraźliwych wiadomości. Badania dotyczące ataków na brytyjskich piłkarzy przeprowadził „Guardian" we współpracy z fundacją „Hope not Hate". Podopieczni Garetha Southgate'a przy okazji meczów z Chorwatami, Szkotami i Czechami dostali 2114 obraźliwych wiadomości na Twitterze. Najmocniej oberwali sam selekcjoner, napastnik Harry Kane oraz czarnoskóry skrzydłowy Raheem Sterling. Co dziewiąta obelga wymierzona w tego ostatniego miała charakter rasistowski.

Brytyjczycy już dawno dostrzegli wagę problemu. Tamtejsze związki sportowe – podążając za federacją piłkarską – dwa miesiące temu przeprowadziły 81-godzinny bojkot mediów społecznościowych, aby zwrócić uwagę na problem zarówno użytkownikom, jak i samym dostawcom tych usług.

Piłkarzy wsparł wówczas m.in. prezes Europejskiej Unii Związków Piłkarskich (UEFA) Aleksander Ceferin, który oznajmił: – Przyzwolenie na dalszy rozwój kultury nienawiści jest bardzo niebezpieczne nie tylko dla futbolu, ale także dla całego społeczeństwa. Mamy już dość tchórzy, którzy ukrywają się za maską anonimowości, aby szerzyć szkodliwe ideologie.




Przykuci do telefonów

Southgate jeszcze przed rozpoczęciem turnieju napisał list-odezwę do rodaków, w którym przyznał, że dzięki mediom społecznościowym piłkarze są dziś bliżej kibiców niż kiedykolwiek i choć ta sytuacja ma wiele dobrych stron, to jednak często budzi się w nim ojciec, który z niepokojem obserwuje w szatni podopiecznych przykutych do ekranów telefonów po ostatnim gwizdku.

„Czytanie obraźliwych komentarzy na Twitterze oraz Instagramie nigdy nie pomogło i nie pomoże nikomu podnieść poziomu gry. Życie online oznacza dla naszych piłkarzy prawdziwe ryzyko, ale ufam im i wierzę, że sami są wystarczająco dojrzali, aby podejmować właściwe dla swojego zdrowia psychicznego decyzje" – wyjaśniał na łamach theplayerstribune.com w tekście „Dear England".

Czasem odłożenie telefonu to za mało. Hiszpan Alvaro Morata już podczas meczów towarzyskich przed Euro 2020 musiał się zmierzyć z falą wyzwisk i gwizdów kibiców zirytowanych jego brakiem skuteczności pod bramką rywali. Nieudana próba dobicia piłki po rzucie karnym w spotkaniu z Polakami sprawiła, że fani – kiedy piłkarz czekał na wywiad telewizyjny – zaczęli skandować obraźliwe hasła uderzające w jego żonę i dzieci.

Agresję trybun podsycili dziennikarze, którzy dzień wcześniej blisko połowę pytań podczas przedmeczowej konferencji prasowej poświęcili na atakowanie Moraty. Trener Luis Enrique był na to przygotowany i bronił podopiecznego uzbrojony w zestaw statystyk dowodzących, że takich wyników jak jego napastnik nie mają w drużynach narodowych ani Francuz Kylian Mbappe, ani Belg Romelu Lukaku, ani nawet Robert Lewandowski.

Apel do policji

Sam piłkarz początkowo zarzekał się, że krytyka go nie rusza – podobno po otwierającym Euro 2020 bezbramkowym remisie ze Szwedami grał na PlayStation i przeglądał dokumenty dotyczące zakupu domu, żeby się zrelaksować – ale później w rozmowie z radiem Cadena Cope przyznał, że już po zamykającym fazę grupową meczu ze Słowacją nie był w stanie zasnąć, przerażony groźbami. Teraz, gdy przestrzelił karnego w półfinale z Włochami, przez co Hiszpania odpadła z Euro, może być jeszcze gorzej.

– Chciałbym, żebyście mieli okazję wejść w moje buty i przekonać się, jak to jest czytać, że ktoś życzy ci, by twoje dzieci umarły. Musiałem wyłączyć telefon, a nawet wyrzucić go, aby się wyciszyć. Kiedy moja żona szła z dziećmi na stadion w Sewilli ubrana w koszulkę z nazwiskiem „Morata", ludzie ją wyzywali. Rozumiem, gdy kibice buczą na mnie po zmarnowanej okazji, ale tym razem granice zostały przekroczone – opowiadał.

Trener Luis Enrique przed spotkaniem 1/8 finału z Chorwatami nie wdawał się już w polemikę z dziennikarzami, tylko zaapelował do hiszpańskiej policji, aby podjęła działania wobec tych, którzy obrażają Moratę oraz jego bliskich. – To poważne przestępstwo, trzeba zareagować! Tu chodzi przecież o żonę i dzieci – apelował, zapewne też w poczuciu bezradności wobec bezimiennej masy.

Inną taktykę budowania relacji z otoczeniem wybrał selekcjoner Szwajcarów Vladimir Petković, który po dwóch pierwszych meczach fazy grupowej – przegranych – przygotował list otwarty z przeprosinami, apelem o wsparcie i obietnicą „magicznej nocy, która pozwoli kibicom oraz całej Szwajcarii na dumę oraz radość po trudnym czasie pandemicznych restrykcji".

Piłkarze są dziś na świeczniku, ale hejt dotyka także przedstawicieli innych dyscyplin. Holenderski kolarz Dylan Groenewegen, który rok temu podczas etapu Tour de Pologne w Katowicach spowodował dramatyczną kraksę z udziałem rodaka Fabio Jakobsena, opowiadał później o listach z pogróżkami, policyjnej ochronie i przesyłce ze sznurem, na którym miał powiesić własne dziecko.

Sportowcy nie są ludźmi z żelaza. Tenisistka Naomi Osaka podczas tegorocznego turnieju Roland Garros zrezygnowała z uczestnictwa w konferencjach prasowych w trosce o swoje zdrowie psychiczne. Ta decyzja spowodowała, że zaatakowali ją nie tylko internetowi hejterzy, ale także organizatorzy i niektórzy zawodnicy. Japonka ostatecznie po pierwszej rundzie wycofała się z turnieju.

„Nie osądzajcie mnie, jestem tylko człowiekiem. Może tylko czasem biegam nieco szybciej" – napisała na Twitterze sprinterka Sha'Carri Richardson, która zderzyła się z falą krytyki, gdy została zdyskwalifikowana za palenie marihuany. Młoda zawodniczka wyjaśniła później, że musiała ukoić panikę, gdy jeden z dziennikarzy poinformował ją o śmierci jej biologicznej matki. Zapłaci za złamanie przepisów antydopingowych, bo straciła miejsce w kadrze na igrzyska w Tokio.

Granica się przesuwa

Hejt nie omija polskich sportowców. Dobrze wie o tym biatlonistka Weronika Nowakowska, która podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu (2018) miała dość krytyków nazywających sportowców turystami i po jednym z nieudanych startów wypaliła: – A wszystkim tym, którzy twierdzą, że przyjechaliśmy tu na wycieczkę, to wam powiem, że w du*** byliście i gó*** widzieliście, sorry.

Biatlonistka odbezpieczyła granat, który kilka dni później eksplodował jej w dłoniach. Nowakowska zaczęła ostatnią zmianę sztafety jako liderka, ale pięć pudeł na strzelnicy sprawiło, że nie miała szans w rywalizacji z mocniejszymi rywalkami i dobiegła do mety na siódmym miejscu, pół minuty za podium. Polki straciły niepowtarzalną szansę na medal.

Nowakowska popełniła błąd, czytając komentarze w internecie. – Przed igrzyskami odcięłam się od mediów społecznościowych, ale między ostatnim biegiem indywidualnym a sztafetą był tydzień przerwy. Włączyłam internet. To, co zobaczyłam, ta skala hejtu, przerosło mnie, zatrwożyło. Sama zadałam sobie cios – opowiadała w jednym z wywiadów.

Doświadczona zawodniczka przyznaje, że z takim atakiem nie spotkała się nigdy wcześniej. – Byłam na igrzyskach trzy razy i widzę, jak skala nienawiści w internecie rośnie, granica się przesuwa. Jeśli jednak ktoś pisze: „J***** szmato, po co tam jechałaś, przynosisz Polsce wstyd", albo każe mi „wy********* do garów", to nadaje się do prokuratury – mówi.

– Rozwiązania są dwa: całkowite wyłączenie telefonu kilka dni przed wydarzeniem – co w przypadku najbliższych igrzysk jest niemożliwe ze względu na zasady pobytu w Japonii i monitoring sportowców – albo przekazanie dostępu do nich zaufanej osobie, np. trenerowi, na wypadek pojawienia się istotnych informacji pozasportowych, dotyczących np. życia rodzinnego – wyjaśnia w rozmowie z „Plusem Minusem" Dariusz Nowicki, psycholog sportu współpracujący z polskimi olimpijczykami. On wpływ komentarzy z zewnątrz na stan zawodników mógł obserwować podczas igrzysk w Atenach (2004). – Był tam pokój z komputerami, z dostępem do internetu. Jedni spędzali tam godzinę, inni kilka minut, ale ich mowa ciała po wyjściu mówiła wszystko. Niektórzy wracali do pokoju uskrzydleni, a inni z pochyloną głową – wspomina nasz rozmówca.

Problem hejtu ma jednak dziś zdecydowanie szerszy zakres, nie dotyczy tylko okresu startowego. Biegaczka Iga Baumgart-Witan musiała się zmierzyć z falą krytyki po wstąpieniu do Wojsk Obrony Terytorialnej. – Czytałam, że nasza formacja to nie wojsko, tylko harcerstwo, a ludzie, którzy idą do terytorialsów, są nikim. To przedszkolaki i na wojnie będą mięsem armatnim – opowiadała.

Zemsta przegrywających u bukmacherów

A taki za pośrednictwem mediów społecznościowych dają hejterom rozrywkę i pozwalają przekierować złość. Ta ostatnia często bywa efektem przegrania w zakładach bukmacherskich. „Jeśli nie potrafisz wygrać z jakąś szmatą, to w ogóle nie graj", i „Dziwko, zostaniesz zgwałcona przez trzech czarnuchów" – to tylko delikatniejsze z wiadomości, jakie po jednej z porażek dotarły do tenisistki Magdy Linette.

– Dostaję takie wiadomości praktycznie po każdym przegranym meczu, a czasem i po zwycięstwach. Komentarze mnie nie ruszają, zdążyłam się przyzwyczaić, ale co jakiś czas ktoś potrafi zszokować. Zdarzają się groźby pod adresem rodziny, te denerwują najbardziej. Dostawałam też zdjęcia, których wolałabym nigdy nie widzieć – opowiada.

Linette nie kryje, że hejt to w jej sporcie powszechny problem. – Dotyka wszystkich, nie tylko najlepszych. Wiadomości wysyłają zazwyczaj osoby, które grają u bukmacherów i są niezadowolone z wyniku. Często nie mają zbyt wielu pieniędzy i myślą, że łatwo się dorobią. Nie rozumieją, że w sporcie nie ma pewnych wygranych. A później wyładowują złość – mówi.

Polka nie była pierwsza, już wcześniej wiele tenisowych gwiazd zwracało uwagę na werbalną przemoc. – Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak często po meczach dostawałyśmy groźby śmierci. To nierzadko sprawka tych, którzy przegrywają pieniądze u bukmacherów – tezę Magdy Linette potwierdza w rozmowie z CNN finalistka US Open 2017 Amerykanka Madison Keys.

Tenisista z RPA Kevin Anderson, który trzy lata temu był szóstym zawodnikiem światowego rankingu, po zaskakującej porażce w pierwszej rundzie Wimbledonu z Denisem Istominem napisał w z goryczą w mediach społecznościowych: „Jestem załamany, że przegrałem, ale przynajmniej dostałem na Facebooku i Twitterze mnóstwo gróźb śmierci, aby poczuć się lepiej".

Przedstawiciel bukmacherskiego giganta William Hill, pytany przez CNN, czy firma powinna wziąć odpowiedzialność za graczy prześladujących sportowców, odparł, że równie dobrze moglibyśmy obwiniać chemików o doping, a rzecznik prasowy firmy Betway dodał: – Niestety, natura mediów społecznościowych często uwypukla głośną mniejszość, która zachowuje się nieodpowiedzialnie.

Ofiarami ataków częściej padają kobiety niż mężczyźni – to fakt, który potwierdzają wyniki kilku badań. Największe tenisowe gwiazdy, jak Amerykanka Serena Williams czy Rumunka Simona Halep, już wiele lat temu zainwestowały w prywatnych ochroniarzy.

Kamil Majchrzak, który kiedyś przez problemy zdrowotne przegrał z Brazylijczykiem Thiago Monteiro w kwalifikacjach do turnieju ATP w Miami, dostał po tamtym meczu 37 esemesów z pogróżkami i inwektywami od osób obstawiających zakłady bukmacherskie. Napisał o tym jego trener Tomasz Iwański. Zdarzyło się, że człowiek uzależniony od hazardu w internecie groził Majchrzakowi pobiciem, a nawet śmiercią.

Wyjąć wtyczkę: luksus nie dla każdego

Budowa pozycji w grupie i pewności siebie poprzez wyśmiewanie innych była obecna zawsze, np. wśród dzieci i młodzieży szkolnej. Nowe technologie sprawiły, że dziś jeszcze łatwiej dać upust emocjom, natura mediów społecznościowych, gwarantowany przez nie dystans ogranicza empatię, bo hejter nie widzi reakcji drugiej osoby. Ofiara często staje się abstrakcyjnym bytem, któremu nie możemy wyrządzić namacalnej krzywdy. To znieczula atakującego. Eskalację złych emocji, kiedy grupa osób uderza w ofiarę na publicznie dostępnym forum, ułatwia też rozproszenie odpowiedzialności wynikające z mentalności tłumu. – Przemoc online dotyczy nie tylko osoby, do której jest kierowana, ale także innych. To oznacza, że jeden post czyni więcej szkód niż tylko ta wyrządzona osobie, której dotyczy – podkreśla Patrik Hermansson z „Hope not Hate". Media społecznościowe są dziś narzędziem dystrybucji idei oraz emocji, a ucieczka z ich przestrzeni staje się coraz trudniejsza, dla wielu wręcz niemożliwa. Bliżej nam raczej do immersji niż wyciągnięcia wtyczki. To wzmacnia odpowiedzialność za kontrolę treści ciążącą na ponadnarodowych zarządcach serwisów.

Sanjay Bhandari z antyrasistowskiej fundacji Kick It Out apeluje na łamach „Guardiana": „Potrzebujemy wsparcia platform społecznościowych i wsparcia rządów, które powinny przyspieszyć uchwalenie regulacji dotyczących bezpieczeństwa w internecie".

Największe platformy społecznościowe obiecują walkę z hejtem, ale uwypuklanie skrajnych emocji, kontrowersyjnych osądów i szokujących doniesień, które generują największe zainteresowanie, leży w ich interesie. Może najłatwiej byłoby powiedzieć sportowcowi: „Nie czytaj", ale to nie takie proste. – Podczas takich rozmów musimy się odwoływać do zdrowego rozsądku oraz osobistych refleksji i doświadczeń zawodnika. Możemy między bajki włożyć stwierdzenia, że najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Cudze błędy nie bolą – uważa Nowicki.

Nie ma prostej recepty na obronę przed hejtem. – Część zawodników już się z tym oswoiła i traktuje negatywne komentarze jak sąsiada, który prześladuje nas od lat. Adaptują się do sytuacji, przestają reagować. Kontrola i utrzymywanie wahadła emocjonalnego w stabilnej pozycji jest jednak trudne, każde emocje – pozytywne czy negatywne – wyczerpują nas energetycznie, a wylogowanie się z mediów społecznościowych na dłużej niż kilka dni jest trudne, choć możliwe – wyjaśnia Nowicki.

Gwiazdor Liverpoolu Jordan Henderson kilka miesięcy temu przekazał swoje konta w mediach społecznościowych walczącej z hejtem w sieci fundacji Cybersmile. „To wszystko wymknęło się spod kontroli. Przemoc w sieci musi się skończyć. Zastanawiałem się nad usunięciem moich profili, ale uznałem, że istnieje lepsze wyjście" – napisał na Twitterze.

Łatwo przekonywać do wylogowania się z internetowej rzeczywistości, ale to luksus i nie każdy może sobie na to pozwolić. Sportowiec, któremu zależy na kontraktach reklamowych, często nie ma wyboru, bo sponsorzy wymagają obecności w mediach społecznościowych. Sami zawodnicy też wiedzą, że są one fundamentem budowania marki, dają zyski oraz głos. Zaangażowanie największych gwiazd w akcję Black Lives Matter pokazuje, że wpisy na Instagramie czy Facebooku mogą być katalizatorem społecznych zmian. Możliwość dystrybucji pozytywnych treści za ich pośrednictwem to jednak medal, który ma dwie strony. Tą drugą jest hejt.

Piłkarze reprezentacji Anglii dostali podczas fazy grupowej Euro 2020 ponad 2 tysiące obraźliwych wiadomości. Badania dotyczące ataków na brytyjskich piłkarzy przeprowadził „Guardian" we współpracy z fundacją „Hope not Hate". Podopieczni Garetha Southgate'a przy okazji meczów z Chorwatami, Szkotami i Czechami dostali 2114 obraźliwych wiadomości na Twitterze. Najmocniej oberwali sam selekcjoner, napastnik Harry Kane oraz czarnoskóry skrzydłowy Raheem Sterling. Co dziewiąta obelga wymierzona w tego ostatniego miała charakter rasistowski.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich