Protesty antymaseczkowe to nie tylko polska specjalność. Sprzeciw wobec działań hamujących pandemię Covid-19 jest widoczny wszędzie tam, gdzie rządy wprowadzają kwarantannę, czyli praktycznie w całej Europie. Również obawy przed szczepionkami przeciw koronawirusowi SARS-CoV-2 wywołują protesty – podobnie jak niechęć wobec masztów telefonii komórkowej 5G, żywności GMO czy elektrowni atomowych.
To już nie tylko tropiciele spisków wielkich korporacji farmaceutycznych łykający codziennie lewoskrętną witaminę C na raka. To nie foliarze, przy których stawiająca horoskop wróżka jest uosobieniem zdrowego rozsądku. Ani płaskoziemcy, wyznawcy egzotycznej logiki, z których można się ponaśmiewać. To często dobrze wykształceni, zamożni ludzie sukcesu, biznesmeni, celebryci (i celebrytki), ludzie kultury, politycy. Reprezentują wszystkie barwy światopoglądowego spektrum – od internacjonalistycznych wegan po przywiązanych do tradycji konserwatystów. Mało tego – są wśród nich (oczywiście) internetowi influencerzy, którzy na YouTubie „mówią, jak jest", ale też naukowcy z tytułami profesorskimi.
Jednoczą ich sprzeciw i gniew. A podejrzanym, oskarżonym i winnym coraz częściej jest nauka, niezależnie od tego, czy chodzi o topnienie lodowców, bezpieczeństwo szczepionek, stawianie masztów telefonii komórkowej, czy – jak w dobie pandemii Covid-19 – obowiązek noszenia maseczek. Niechęć do akceptowania ustaleń nauki prowadzi do poszukiwania „drugiego dna". Mamy więc – w wersji lekkiej – powoływanie się na luki w przepisach, podejrzenia o korupcję lekarzy i polityków, spisek firm energetycznych, a w bardziej zaawansowanych przypadkach oskarżenie o plan czipowania ludzi albo próbę zmiany genów człowieka.
Czy to jeden z efektów wyjątkowego 2020 roku? I co takiego sprawia, że rozsądni ludzie w XXI wieku kwestionują osiągnięcia nauki? Ruchy antynaukowe zawsze istniały. Były jednak mniej widoczne. Dziś zwolennicy najdziwniejszych teorii mają dostęp do wspaniałych rozsadników fake newsów – sieci społecznościowych. To internet sprawia, że łatwiej im znaleźć współwyznawców i łatwiej się zorganizować, przez co są bardziej zauważalni.
Również sam problem traktowania opinii laików na równi z argumentami naukowymi nie jest nowy. Wystarczy przypomnieć spory wokół GMO i elektrowni atomowych, histerię przed uruchomieniem Wielkiego Zderzacza Hadronów w CERN (miał podobno stworzyć czarną dziurę, która pochłonie świat) czy trwającą od ponad 20 lat awanturę na temat szczepionek i autyzmu. Gdyby chcieć cofnąć się jeszcze bardziej, ten sam problem dotykał Darwina czy Galileusza.