Daniel też o tym zaświadcza. – Policja była o tu, z jednej strony, jak się płyty prowadzące do Gmury zaczynają, i z drugiej przy lasku. Pilnowali cały czas, tylko mieszkańcom dawali wjeżdżać – tłumaczy. I od razu dodaje: – Bo zaraz ktoś sobie pomyśli: „aha, jest dojście", szybę wybije, wejdzie, coś ukradnie. Wie pani, jacy są ludzie.
Z pomocą natomiast ruszyły lodołamacze. Jest ich dziewięć (jeden jest reperowany po usterce) i metr za metrem skuwają zator na Zbiorniku Włocławskim. Mają ratować m.in. mieszkańców Gmury, ale też sąsiednich wsi: Kępy Potockiej, Bodzanowa, Słupna, Gąbina, Małej Wsi (tak słyszał w radiu pan Daniel). – Wszystkie wodowskazy w mieście i powiecie płockim są powyżej stanów alarmowych. Sytuacja jest więc poważna, ale stabilna. Woda nie podnosi się gwałtownie, nie jesteśmy więc zmuszeni do budowania umocnień, jak to było jeszcze na początku lutego, głównie przy ulicy Nadwiślańskiej, Zgodnej i Rybaki – wyjaśnia kpt. Mysera.
O całej sytuacji mieszkańcy mają dość spójne zdanie: dobrze, że się w końcu ktoś do tego zabrał, ale zdecydowanie za późno. Nie tylko teraz, przed paroma tygodniami, jak uważa zięć pani Anny, gdy „trzeba było wypuścić lodołamacze, jak przyszedł mróz". Także przed laty – wszyscy moi rozmówcy są zgodni, że Wisła powinna być systematycznie pogłębiana, wtedy nie byłoby kolejnych alarmów powodziowych i ludzkich dramatów. Zięć pani Anny wyjaśnia: – Mój ojciec jest inżynierem, wszystko mi wytłumaczył: dopóki się Wisły nie pogłębi, nic z tego nie będzie.
Taksówkarz myśli tak samo. – Dopóki tu nie będzie konkretnych ruchów, jakiegoś nakładu, to nic się nie zmieni – macha ręką. Ale urzędnicze zaniechania i błędy to tylko jedna strona medalu. Nie wszystko leży w ludzkich rękach, drugim rozgrywającym jest pogoda. – Jeśli pod wpływem wysokiej temperatury puszczą lody, woda znów się wyleje – mówi Adam. Sławomir: – I wały też przy takiej temperaturze, jeśli stoi woda, rozmiękają.
Okoliczni patrzą więc w niebo, a w komentarzach niektórzy psioczą: „to było przecież do przewidzenia", „zachciało się mieszkać nad rzeczką, a teraz płacz", „trzeba było się ubezpieczyć!".
Ale na Gmury ludzie mieszkają od pokoleń, to może zaświadczyć pan Daniel, który dobrze orientuje się w okolicy. – Tu są ziemie z dziada pradziada, nowych domów dużo nie powstało. Żyją na ojcowiźnie, co najwyżej, jak ojciec zmarł, to sobie jeden czy drugi stary dom rozebrał, a na jego miejsce nowy postawił – wyjaśnia. – Ja po dziadku tam mieszkam, tylko się wyremontowało, dach zrobiło na świeżo – potakuje pani Anna. Z kolei Adam i Sławomir moje pytanie przyjmują ze śmiechem i lekkim niedowierzaniem. Wystarczy przecież rozejrzeć się dookoła: nie ma nowobogackich willi i letnich dacz, są domy po rodzicach i dziadkach (co najwyżej odremontowane), przyczepy kempingowe i baraki.
– To nie są nowe działki, nie ma nowych domów. Tu ludzie mieszkają jeden po drugim – mówi Adam. Sławomir, jakby na potwierdzenie, dodaje: – Przecież po 2010 roku i tak nie dają tutaj żadnych zezwoleń na budowę.
Kto się coś niecoś orientuje, nie obwinia mieszkańców. – Zna pani pewnie historię, że stawiali tamę we Włocławku z zamierzeniem takim, że tam będzie kilka. Ale na jednej się skończyło, później projekt przepadł. Gdyby to wyszło, tworzyłyby się kaskady, wszystko by było w porządku. Kto mógł kilkadziesiąt lat temu przewidzieć, że tak się to skończy? – staje w ich obronie taksówkarz.
Z kolejnymi argumentami sprawa też nie jest prosta. – Przecież na terenach zalewowych nie ubezpieczają... – pani Anna rozkłada bezradnie ręce. Co innego słyszał taksówkarz. – Można ubezpieczyć, ale składki są dużo wyższe, bo to teren podwyższonego ryzyka – mówi w drodze na Gmury.
Czy ludzie są przygotowani mentalnie, a przynajmniej mają podręczny bagaż? Pan Daniel odpowiada dyplomatycznie: – W pewnym stopniu bym powiedział, że na pewno niektórzy muszą być przygotowani na to.
Drążę dalej: – A są?
– Trzeba by się ich zapytać.
Pan Krzysztof odpowiada: – Wszystko jest popakowane, dokumenty, oszczędności, jakieś kosztowności. Tak że w razie czego tylko trzeba wziąć pod pachę...
Adam i Sławomir przytakują, mają spakowany mały bagaż podręczny, wiedzą, co, gdzie i jak, mają dokąd pójść, gdzie szukać pomocy. Adam w tej ostatniej kwestii nie ma co prawda za wiele do powiedzenia, bo nigdy nie korzystał (i nie zamierza korzystać) z odszkodowań. Sławomir natomiast po powodzi z 2010 roku doczekał się 1500 zł. – To sobie sama pani pomyśli, co można za to ze zniszczeń naprawić – mówi. Teraz, przyznaje, na razie „nie ma takiej potrzeby", nie jest „aż tak trudna sytuacja", żeby zgłaszać się po pomoc.
Anna mówi, że wtedy, 11 lat temu, odszkodowania były, „do 6 tysięcy maksymalnie". – Wystarczyło na podłogi i drzwi. Żeby dom doprowadzić do porządku, trzeba było dołożyć drugie tyle albo i więcej – opowiada. – Jak będzie teraz? Nie wiem, naprawdę nic nie mogę stwierdzić, czy będzie lepiej, czy będzie gorzej.
Coś jednak powiedzieć może: – Dzisiaj byłam w MOPS-ie, znajoma mi dała znać, że jakaś komisja chodziła i żeby się zgłosić, a oni dzisiaj ręce rozkładają, nic nie wiedzą.
O nastawienie psychiczne ciągnę za język Adama i Sławomira. – Wie pani, mieszkamy tutaj od lat, każdy ma świadomość, że taka woda może wejść – mówi pierwszy. Drugi ripostuje: – Ale na taką wodę nikt nie jest przygotowany.
W samochodzie (pan Sławomir podrzuca mnie do najbliższej OSP) kontynuujemy temat. Wychodzi na to, że gdzieś z tyłu głowy, pod skórą jest to uczucie życia na bombie. – Latem jest tutaj bardzo przyjemnie, las i woda, zupełnie inaczej. A jak przychodzi zima, to jednak siedzi się jak na szpilkach.
Mąż już chce do domu
Dzień przed wyjazdem do Płocka sprawdzam, czy to temat, którym „żyje całe miasto". Na facebookowej grupie publicznej Płock życie toczy się swoim torem. Ponad 43 tys. członków, wśród zamieszczanych postów nic nadzwyczajnego: prośba o 1 procent podatku na OSP Łąck, narożnik do oddania za dobrą czekoladę, własnoręcznie robione kompozycje na stół za 49 zł, poszukiwany „godny polecenia salon sukien ślubnych", reklama promocji na bazarze: ubrania po 2 zł, buty za połowę ceny.
Na facebookowej stronie Portal Płock (44 tys. lajków) w temacie tylko link do artykułu pt. „Urzędnik odpowiedzialny za lodołamacze podał się do dymisji". Poza tym wieści z regionu: wypadek, terytorialsi uratowali sarnę, Alvaro Ruiz opuszcza SPR Wisłę Płock, „tęczowi aktywiści przed sądem", zmiany w płockim aeroklubie, 35-latek zatrzymany, miał przy sobie narkotyki.
Łatwiej idzie mi znalezienie doniesień mediów ogólnokrajowych. Czytam, że „zator powstał w momencie, gdy w dół rzeki nagle spłynęła pokrywa lodowa z Płocka i okolic", „zbiła się kra" na kilka kilometrów, a „to trudny lód, praktycznie sięga dna", mowa więc o „warunkach ekstremalnych. Niby „do działań związanych z falą wezbraniową gotowy jest cały potencjał krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego", czyli ponad 5 tys. jednostek. Jednocześnie jednak Business Insider podaje, że „infrastruktura przeciwpowodziowa w kraju jest przestarzała i wymaga modernizacji".
Kpt. Mysera mówi tymczasem: – Lodołamacze są nadzieją, najpóźniej jutro powinny pojawić się na terenie Płocka. Woda będzie miała możliwość spłynięcia do tamy we Włocławku, a tam będzie możliwy jej zrzut. Są przesłanki ku temu, żeby optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Krzysztof już wspominał, że nie słucha doniesień medialnych, wie tyle, że „niby dłubią ten zator". – Ale co z tego wyjdzie? Zobaczymy – mówi krótko. Adam też nie ślęczy przy monitorze. – Wystarczy, że się okno otworzy, wszystkie newsy mamy na bieżąco – śmieje się. Pan Daniel inaczej: – Ja jestem już na emeryturce, mam dużo czasu, to słucham i oglądam po kilka razy dziennie. Dzisiaj na przykład rano mówili, że jakby wał przerwało, to ewakuacja natychmiastowa, bo woda będzie szła niesamowicie. I rzeczywiście, nie daj Boże, żeby wał przerwało. Nic nie wiadomo, dziś jest tak, a jutro wody może być metr więcej.
– To nie jest rozdmuchane, my naprawdę nie wiemy, co będzie dalej – zapewnia pani Anna. – Mąż już chce do domu, ale jak go wezmę? Pieca nie ma, czym opalę? Przecież tam w środku są cztery stopnie, wczoraj sprawdzałam. A ja mam zapalenie oskrzeli, ciśnienie 200/100, jeszcze mi jakiś ból wszedł w kolano...
Daniel jeszcze dodaje: – Wie pani, to jest siła. A siła jak idzie, to nie ogląda się na nic.
* * *
Gdy zamykaliśmy to wydanie „Plusa Minusa", Radio RDC donosiło: „Płock i powiat płocki w pełnej gotowości – wody w Wiśle przybywa z godziny na godzinę. W nocy poziom rzeki zaczął rosnąć także w mieście"...