Urazy w sporcie. Gdy mózg prosi, żeby grać z głową

Na uszkodzenia jest narażony tak samo jak każda inna część ciała sportowca. Skutki mogą być tragiczne, zwłaszcza u dzieci.

Publikacja: 12.03.2021 18:00

Futbol amerykański to jedna z tych dyscyplin, której zawodnicy są najbardziej narażeni na urazy głow

Futbol amerykański to jedna z tych dyscyplin, której zawodnicy są najbardziej narażeni na urazy głowy

Foto: George Gojkovich/Getty Images

Piłka leci z ogromną prędkością, napastnik wyskakuje: obrót w powietrzu, strzał, gol i wybuch radości. Rozgrywający rzuca, skrzydłowy odbiera podanie i pędzi po przyłożenie, ale wtedy wpada na niego facet wielki jak ciężarówka. Młyny rugbistów ruszają na siebie z impetem, trzeszczą kręgosłupy, a głowa też nie raz oberwie, ale nikt nie ustąpi.

Na tafli między obrońcą a bandą jest wąski korytarz, a dalej już otwarta droga do bramki. Wepchnięcie na bandę, koziołek w powietrzu, obrońca dostaje dwie minuty kary, a hokeista z trudem podnosi się z lodu.

Taki jest sport. Trzeba wstać i się otrzepać, może chwilę odpocząć i można znowu grać. Przedstawienie musi trwać, a przecież kibice płacą nie tylko za gole, efektownie zdobyte punkty i wspaniałe zwody, ale też za krew, pot i łzy. Ci, którzy na sporcie zarabiają, nie mają interesu w tym, żeby wygładzać i polerować to, co dzieje się na boisku. Mózg musi to wszystko wytrzymać, ale w końcu mówi: „dość". Jest niszczony powoli, systematycznie, aż w końcu zaczyna się dramat, który ma tylko jedno zakończenie.




Twardziel się kruszy

Pod koniec życia tracił pamięć, nie mógł spać albo następnego dnia nie miał ochoty wstać z łóżka. Mieszkał w przyczepie albo widziano go na dworcu. Ktoś zadzwonił do żony z informacją, że siedzi w aucie i nie wie, gdzie jest. Stawał się agresywny. Nie wiadomo też, gdzie podziały się wszystkie pieniądze, które zarobił w trakcie kariery, a przecież przez 17 sezonów gry na najwyższym poziomie trochę odłożył, zainwestował. Rodzina miała mieć zabezpieczoną przyszłość. Może te pieniądze stracił, a może rozdał. Już tego nie pamiętał.

Niektóre jego zachowania można by uważać za gagi z komedii klasy C, gdyby nie to, że kryło się za tym cierpienie wielu osób. Wypadające zęby próbował przytwierdzać klejem, a bolące plecy „leczył" paralizatorem. Żona nie mogła tego wytrzymać i w końcu się z nim rozwiodła. Pół roku później Mike Webster – „Żelazny Mike" – jeden z najlepszych zawodników futbolu amerykańskiego w latach 70. i 80., gwiazdor Pittsburgh Steelers i Kansas City Chiefs, zmarł na atak serca. Miał 50 lat.

Jego ciało przywieziono do kostnicy, gdzie zajął się nim patolog Bennet Omalu. Dla tego młodego lekarza, imigranta z Nigerii, futbol amerykański był tylko bezsensowną grą, w której zderzają się potężni mężczyźni. Na początku nie wiedział nawet, że leżący na stole człowiek był idolem wielu młodych ludzi w Pittsburghu.

Kiedy obejrzał jego mózg, z pozoru wyglądający normalnie, zaczął pytać, jak to możliwe, że ten wielki atleta zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością? Omalu dostał zgodę na badania, a wyniki pokazał przełożonemu i naukowcom z Uniwersytetu w Pittsburghu. W mózgu Webstera znalazł duże nagromadzenie białka tau, które powodowało m.in. obumieranie komórek odpowiedzialnych za nastrój czy emocje. Wszyscy, którzy oglądali wyniki opracowane przez młodego patologa, byli zgodni, że Webstera dotknął nowy rodzaj choroby – chroniczna encefalopatia pourazowa (CTE). Omalu wyniki pracy opublikował w piśmie naukowym.

Takich dramatycznych historii było i jest więcej. Dave Duerson, były gwiazdor Chicago Bears, nie mógł sobie poradzić z postępującą chorobą i strzelił sobie w klatkę piersiową w grudniu 2011 roku. On też cierpiał na CTE, a w liście pożegnalnym prosił, żeby jego mózg przekazać do badań. Niemal identycznie zakończyło się życie Juniora Seau'a, a trzech neurochirurgów potwierdziło wielokrotne uszkodzenia mózgu sportowca. Lista graczy futbolu amerykańskiego, którzy cierpieli na CTE, jest bardzo długa. Wielka w tym zasługa byłego zawodnika, a potem wrestlera Chrisa Nowinskiego i prof. Roberta Cantu z Bostonu, którzy proszą rodziny o przekazanie mózgów zmarłych przedwcześnie futbolistów. W ogromnej większości przypadków podejrzenia się potwierdzają, bo CTE można z całą pewnością zdiagnozować dopiero po śmierci.

Królowa? Nie pamiętam

Jeśli ktoś chciałby ten problem sprowadzić do futbolu amerykańskiego, gdzie na boisku zderzają się mężczyźni wielcy jak ciężarówki, to jest w błędzie, albo świadomie przymyka oczy na zagrożenia. Podobne historie zdarzają się w innych sportach. W grudniu 2020 roku ośmiu rugbistów, którzy nie tak dawno zakończyli swoje kariery, zapowiedziało złożenie pozwu przeciwko władzom World Rugby oraz federacjom angielskiej i walijskiej.

Mają takie same problemy jak w przypadku futbolistów. Anglik Steve Thompson, mistrz świata z 2003 roku, nie pamięta chwil największej chwały w swojej karierze. Nie pamięta, że został wybrany do trójki najlepszych graczy turnieju, ani tego, jak milionowa rzesza fanów witała drużynę na Oxford Street, Picadilly Circus i Trafalgar Square po powrocie z turnieju. Nie pamięta, że został nobilitowany przez królową, a czasem nie może sobie przypomnieć imienia żony.

Kłopoty mają też przedstawiciele innych dyscyplin. Legenda niemieckiej piłki Gerd Mueller choruje na alzheimera i mieszka w domu opieki. Holenderska gazeta NRC opisała historię byłego piłkarza HFC Haarlem Pieta Huijga, który zmarł w grudniu 2019 roku w wieku 68 lat. Najpierw pojawiły się niepokojące objawy: zaniki pamięci, obniżenie nastroju. W 2012 roku była wizyta u lekarza i diagnoza, która brzmiała jak wyrok – alzheimer. Chwilę po wyjściu z gabinetu Huijg podobno już nie pamiętał tego, co powiedział doktor.

Czemu to właśnie jego dotknęła straszna choroba? Huijg w trakcie kariery bardzo często uderzał piłkę głową. Jego mózg nie został przebadany, ale wątpliwości pozostają.

– Przez lata następuje nagromadzenie uszkodzeń i zachodzi neurodegeneracja białka tau, które jest w aksonach neuronów. Tworzą się splątki (ang. tangles), aksony stają się krótsze i neurony wyglądają jak wysuszony owoc. Nie pełnią swoich funkcji. Mają większą gęstość, a na obrazach badań widać zaciemnienie. Myślano, że to się dzieje po nokautach i dotyczy boksu, który w USA jest traktowany jak zabawa dorosłych. Kiedy wyszło na jaw, że takie rzeczy się zdarzają u dzieci, to dostrzeżono problem, bo codziennie na boiska futbolowe wychodzi około 2 mln młodych ludzi – mówi „Rz" Dariusz Pogocki, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, były Kierownik Zakładu Chemii Medycznej i Nanomateriałów tej uczelni, który sam grał kiedyś w rugby i opisywał w Polsce ten problem, alarmując Polski Związek Rugby.

Nikt nic nie wie

Może trudno w to uwierzyć, ale przez wiele lat nikt nie łączył uderzeń w głowę lub nieustannych starć na boisku z późniejszą degeneracją mózgu. Wiedziano, że problemy mogą mieć bokserzy, a takie schorzenie miało nawet swoją nazwę „punch drunk syndrome". Jeśli władze organizacji sportowych nabierały podejrzeń, to raczej starały się badać sprawę bez rozgłosu, a niektóre działania wyglądały na zamiatanie problemu pod dywan.

W 1994 roku ówczesny Komisarz ligi NFL Paul Tagliabue powołał komitet do zbadania Łagodnych Urazowych Uszkodzeń Mózgu (Mild Traumatic Brain Injury, później zastąpiony przez Head, Neck and Spinal Committee), a na jego czele postawił Elliota Pellmana – lekarza zespołu New York Jets i specjalistę... reumatologii. Telewizja ESPN oskarżała medyka o dyskredytowanie pracy naukowców badających wstrząśnienia mózgu u zawodników NFL. Ujawniła też, że Tagliabue był jego pacjentem. W latach 90. o urazach głowy Pellman wypowiadał się lekceważąco i twierdził, że kontuzje kolan, zażywanie sterydów czy pijaństwo są większym problemem w lidze NFL. To nie wszystko, bo Pellman, będąc lekarzem drużyny, pozwalał zawodnikom z objawami wstrząśnienia mózgu na powrót do gry.

„New York Daily News" opisał sytuację z meczu między Jets a New York Giants z 2003 roku. W trzeciej kwarcie Wayne Chrebet dostał kolanem w tył głowy i leżał bez ducha na boisku, ale w kolejnej części meczu, po krótkim badaniu i wywiadzie, wrócił do gry. Dziś coś takiego już nie mogłoby się zdarzyć, bo zabraniają tego m.in. dokumenty opracowane przez Concussion in Sports Group – panelu naukowców i lekarzy, którzy zbierają się raz na cztery lata i opracowują wytyczne dla organizacji sportowych.

Białko prawdę powie

To nie znaczy, że specjaliści nie dostrzegali problemu. Prowadzono badania, ale ich wyniki w tamtym czasie nie trafiały do opinii publicznej. – W latach 80. pojawiło się w Holandii zjawisko demencji u młodych ludzi. Pierwszy opisał to amerykański profesor Barry Jordan i rząd wysłał mnie do niego. Okazało się, że przyczyną był wirus HIV. Profesor Jordan był konsultantem amerykańskich bokserów. Równolegle odkryliśmy, że takie problemy mają też sportowcy. Potwierdziliśmy zależność: im więcej sparingów i pojedynków, tym większe prawdopodobieństwo uszkodzeń mózgu. Opisaliśmy tę dysfunkcję jako CTE – mówi „Rz" neuropsycholog dr Erik Matser, który jako pierwszy zajął się uszkodzeniami mózgu wśród piłkarzy.

W tamtym czasie badania w sporcie dopiero się zaczynały. Benett Omalu nagłośnił sprawę Webstera, profesor Julian Bailes szukał przyczyn dziwnych zachowań u zawodników NFL, a doktor Matser zajął się piłkarzami. To ostatnie badanie przyniosło przełom, bo pokazało, że groźne są nie tylko twarde zderzenia, kiedy pędzą na siebie ogromni mężczyźni. – Daliśmy podwaliny pod badanie skumulowanych uszkodzeń mózgu (ang. cumulative brain injuries) spowodowanych uderzeniami w głowy i zwróciliśmy uwagę na szkodliwość główkowania w piłce nożnej. Nawet jeśli te uderzenia są lekkie, to ich liczba powoduje, że mózg nie jest w stanie sobie z tym poradzić – opowiada „Rz" dr Matser.

Kiedyś piłki były cięższe, nasiąkały wodą. Teraz są lekkie, ale gra jest szybsza. Doktor Matser przez kilka lat pracował dla Chelsea Londyn i potwierdził wtedy, że po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka leci z prędkością 80 km/h. Zwykły człowiek mógłby zostać znokautowany.

Wiedza o zagrożeniach była gromadzona krok po kroku. Jeszcze zanim dr Omalu zbadał mózg byłego gwiazdora Pittsburgh Steelers, Matser kontynuował swoje poszukiwania. – Medycyna ma problem z wykrywaniem uszkodzeń mózgu zaistniałych np. w czasie wypadków samochodowych. Złamanie nogi czy pęknięcie kości w klatce piersiowej widać, ale nie wiadomo, w jakim stanie jest mózg. Razem z zespołem chcieliśmy ustalić, czy jest marker tego rodzaju urazów, dlatego w Szwajcarii zająłem się uczestnikami wypadków samochodowych. Okazało się, że ludzie, którzy doznają urazów mózgu, mają pewien rodzaj białka we krwi (s-100b). To jest bardzo ważna wskazówka dla zespołów ratunkowych, pracujących w szpitalach lub w ambulansach. Można by to też stosować w sporcie i stojąc tuż za linią boczną boiska sprawdzić, co się stało. Jeśli zawodnik jest oszołomiony, to wystarczy pobrać krew z jego palca. Dzięki temu lekarz może podjąć świadomą decyzję, czy pozwolić na kontynuowanie gry – tłumaczy dr Matser.

Co ciekawe zawodnik, który dostał w głowę, może być najlepszy na boisku. – Dochodzi do uszkodzenia neuronów i neurotransmitery „szaleją". Kiedy takie neurotransmitery się uwolnią, to zawodnik może być najlepszy na boisku, tylko może się to skończyć źle, bo jest się narażonym na kolejne urazy, które się akumulują. Tkanka może spuchnąć i potrzebna będzie interwencja chirurgiczna – mówi „Rz" dr Pogocki. Żona Webstera po jego śmierci wspominała, że mąż (grał na pozycji centra, w pierwszej linii formacji ataku i był bardzo narażony na urazy) doskonale rozumiał grę i często dostrzegał na boisku rzeczy, które umykały kolegom.

Przez lata badania nad CTE u sportowców bardzo się rozwinęły. Badani są futboliści amerykańscy i coraz częściej piłkarze.

Doktor Willie Stewart działał na zlecenie Angielskiej Federacji (FA) i Związku Zawodowego Piłkarzy Premier League (PFA). Według jego wyników zawodowcy byli około trzy i pół razy bardziej narażeni na demencję niż reszta populacji. Doktor Magdalena Iestwaard z University of Stirling wykryła, że po wykonaniu 20 uderzeń głową mózgi piłkarzy przez kolejne 24 godziny funkcjonowały gorzej. Większość prac dotyczy mężczyzn, ale niebezpieczeństwo grozi też kobietom. Tracey Covassin z Michigan State University odkryła, że grając w koszykówkę, piłkę nożną czy softball, doznają one wstrząśnień mózgu średnio dwa razy częściej niż mężczyźni, a objawy mogą być inne.

Erik Matser też chciał kontynuować prace. Napisał projekt badawczy i otrzymał zgodę Erasmus University of Rotterdam. Wtedy stała się dziwna rzecz. O badaniach dowiedział się dr Jiri Dvorak, od 1994 roku współpracujący z FIFA. Skontaktował się z Matserem i przyjechał do Rotterdamu.

– Chcieliśmy wykazać, że zabijane neurony wydzielają charakterystyczne białko. Doktor Dvorak przyjechał do mnie, poznał założenia badania, metodologię i za dwa miesiące opublikował swoje wyniki. Według niego białko rzeczywiście się wydziela, ale zaraz wraca do normalnego poziomu. Doktor Dvorak mówi, że był gotowy do badań, ale z naukowego punktu widzenia to niemożliwe, żeby tak szybko uzyskał wyniki. Po tym jak dr Dvorak opublikował swoje rezultaty, usłyszałem od sponsorów, że nie ma sensu przeprowadzać moich badań, chociaż wcześniej byli nimi bardzo zainteresowani. Takie są fakty, a co ważne, doktor Dvorak nie zaprzecza temu, że się ze mną spotkał – mówi „Rz" dr Matser.

Zamknięta grupa

Tę historię wcześniej opisała gazeta „NRC". Holenderscy dziennikarze wzięli pod lupę grupę naukowców skupionych w Concussion in Sports Group, która zbiera się od 2001 roku co cztery lata i wydaje „Consensus statement on concussion in sport", nazywany „biblią" wszystkich lekarzy i trenerów mających kontakt ze wstrząśnieniami mózgu. Dokument ma jednak powstawać za zamkniętymi drzwiami, na prywatnych spotkaniach, w węższym gronie, a jego przesłanie jest takie: nie ma twardych i jednoznacznych dowodów na to, że sport powoduje CTE.

Wielką rolę, według „NRC", odgrywają tam najpotężniejsze organizacje sportowe (FIFA, MKOl, NHL czy NFL). Jak? FIFA finansuje prace tego panelu i chociaż lekarze, którzy tam zasiadają, nie dostają za to wynagrodzenia, to w większości są lub byli związani z organizacjami, bardzo zainteresowanymi wynikami ich ustaleń. Liderami tej grupy są Dvorak, Paul McCrory (reprezentował NHL w wielu procesach) i Willem Meeuwisse (przewodniczący komisji medycznej NHL).

Kiedy grupa zebrała się ostatnio w 2016 roku, na świecie było około 3800 prac opisujących CTE, ale CISG powołuje się na ledwie 47 z nich. Wiele miało nie być wziętych pod uwagę, bo nie spełniły „kryteriów włączenia". Z zasady odrzucane są prace będące studium konkretnego przypadku, a także opisujące doświadczenia na myszach.

Dlatego wśród uczestników panelu są też krytycy sposobu pracy. Robert Cantu z Bostonu, cytowany przez „NRC", mówi: „Jeśli stale eliminuje się prace, które potwierdzają pewne zagrożenia, to nigdy nie dojdzie się do wniosku, że ataki ciałem w hokeju czy ostre starcia w futbolu są szkodliwe dla zdrowia". Chris Nowinski porównuje pracujących tam naukowców do tych, którzy kiedyś byli opłacani przez koncerny tytoniowe i powtarzali, że nie da się udowodnić związku między paleniem papierosów a rakiem płuc.

– Na początku byłem młodym naukowcem, bez wielkiego dorobku. Potem wykonałem ważne badania, powtórzone m.in. przez Einstein College of Medicine. Prowadziłem wykłady, pisałem artykuły, ale jak mogłem dyskutować, jeśli nikt nas nie zapraszał. Bywałem na konferencjach na temat nowotworów. Tam padają argumenty za i przeciw, z tego rodzą się nowe idee. FIFA nie dopuszcza dyskusji i robi to uprzejmie, w białych rękawiczkach – mówi „Rz" dr Matser.

Młodzież jest najważniejsza

Zmiany, chociaż powoli, postępują. Na początku odpowiedzią na ustalenia dr. Omalu było milczenie NFL (powstał nawet film „League of Denial"), ale kiedy do sądu trafił pozew byłych zawodników, liga w 2013 roku zdecydowała się na ugodę. W ramach pomocy dla 18 tys. byłych graczy ma wypłacić 765 mln dol. Widać też zmiany w przepisach. Liga wprowadziła tzw. protokoły wstrząśnieniowe – zawodnik, który ma niepokojące objawy, nie ma prawa wrócić na boisko lub na trening i musi być pod obserwacją. Zmieniły się zasady wznowień gry, żeby futboliści nie wpadali na siebie z pełną prędkością.

Równie ważne, jeśli nie najważniejsze, są jednak zmiany w sporcie młodzieżowym. – Trzeba wprowadzić zasadę, że osoby poniżej 16. roku życia nie mogą uderzać piłki głową. Mózg dzieci jest bardzo wrażliwy. Jeśli dziecko dozna wstrząśnienia, to wszystko może wyglądać dobrze, ale po np. sześciu miesiącach może mieć problemy z nauką matematyki, języków. Kłopoty zaczynają się nawarstwiać – ostrzega dr Matser.

Zakaz uderzania piłki głową przez zawodników poniżej 11. roku życia wprowadziły już Anglia, Szkocja i Irlandia Północna. Kilka miesięcy temu UEFA wydała swoje wskazówki, gdzie zaleca unikanie odbijania piłki głową podczas treningów dzieci (chociaż równocześnie szef Komitetu Medycznego Tim Meyer twierdzi, że nie ma jednoznacznego stanowiska nauki w sprawie szkodliwości uderzania piłki głową) i wzmacnianie mięśni szyi. – Postulowałem, by po każdym incydencie bliscy dziecka byli obowiązkowo o tym powiadamiani. Niech się przyglądają i będą wiedzieli, jak reagować. Zwłaszcza chłopcy mają pokusę ukrywania takich zdarzeń, bo boją się „okazać słabość" albo tego, że wypadną ze składu – twierdzi dr Pogocki.

Piłka leci z ogromną prędkością, napastnik wyskakuje: obrót w powietrzu, strzał, gol i wybuch radości. Rozgrywający rzuca, skrzydłowy odbiera podanie i pędzi po przyłożenie, ale wtedy wpada na niego facet wielki jak ciężarówka. Młyny rugbistów ruszają na siebie z impetem, trzeszczą kręgosłupy, a głowa też nie raz oberwie, ale nikt nie ustąpi.

Na tafli między obrońcą a bandą jest wąski korytarz, a dalej już otwarta droga do bramki. Wepchnięcie na bandę, koziołek w powietrzu, obrońca dostaje dwie minuty kary, a hokeista z trudem podnosi się z lodu.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi