W pociągach najlepiej widać poziom naszej świadomości. Niektórzy pasażerowie siedzą bez maseczek, demonstracyjnie patrząc na tych, którzy „duszą się” z własnej woli, jak na naiwnych konsumentów propagandy. Oni po prostu w zagrożenie nie wierzą, więc nie odczuwają strachu. O wiele ciekawsza jest ta grupa pasażerów, którzy zakładają maseczki, by po chwili ściągnąć je z nosa. Tak jest przecież wygodniej, oddycha się lepiej. Oczywiście, ale nos jest znacznie silniejszym „transporterem” zarazków niż usta. Taką myśl jednak większość ludzi odrzuca. Bo w głębi duszy dominuje w ludziach przekonanie, że to wszystko jest trochę „na niby”. Owszem, trzeba się zachowywać przyzwoicie w ramach oficjalnych norm, ale przecież to, co oficjalne, ma taką samą wartość jak reklama szamponu. Nie ma znaczenia, czy pasażer z odkrytym nosem jest za czy przeciw PiS. Sceptycyzm sięga głębiej niż polityka. Rządzi nami rynek, a rynek rządzi się propagandą.
Film „Nie patrz w górę" jest niczym lustro, gdzie widzimy, jak ugrzęźliśmy w siatce pozorów, wypierając najprostsze prawdy
Patrzę na tych, którzy zsuwają z nosa maseczki, i właściwie ogarnia mnie współczucie. Jak bardzo ci ludzie muszą się czuć manipulowani.
Zdarzyło mi się być niedawno na ważnej uroczystości. Ludzie światli, społecznie aktywni. Wszyscy w maseczkach, jak przystało. Ale kiedy tylko rozdano napoje, wszyscy maseczki zsunęli, nachylając się do siebie w rozmowach i żartach. Bo oni tak naprawdę też nie wierzą w wirusa. Każdy z nich wywołany po nazwisku obraziłby się na taką sugestię, a jednak ze szklanką w ręku czuje się zwolniony z tej społecznej umowy i zasady ostrożności. No bo przecież bez względu na stopień inteligencji wypieranie tego, CO NAM MÓWIĄ, stało się częścią naszej mentalności. I nie chodzi o „gen sprzeciwu”. Chodzi o wszechobecne kłamstwo, które napędza rynek i wikła nas – śledzonych przez coraz bardziej wyrafinowaną technikę. Dlatego bezwiednie „zdejmujemy maski”, pochylając się nad przekąskami.
Z przejęciem obejrzałam film „Nie patrz w górę”. Jest niczym lustro, gdzie widzimy, jak ugrzęźliśmy w siatce pozorów, wypierając najprostsze prawdy. Dlatego drugim słowem, jakim można określić 2021 rok, jest „bezsilność”. Widząc, jak blisko jest ludzkie cierpienie, i obserwując podłość ludzi władzy, zdajemy sobie sprawę z naszej bezsilności. I jest to bezsilność obezwładniająca. Nie mówię o tych, którzy jadą na granicę białoruską i mimo ryzyka starają się pomóc. Mówię o tych, którzy zostają w domach. Jedyne, co możemy zrobić, to rozmawiać o ludziach wypychanych do lasu. Ale tak nie jest. A w każdym razie zdarza się tak bardzo rzadko.