Wychodziły stamtąd jedynie nocami, żeby straszyć dzieci, a ich rodzicom nie pozwalać spać. Dziś wszelkiej maści monstra atakują i rozwalają miasta. Tym trudnił się King Kong w filmie z 1933 r. Tym zajmowała się młodsza o 20 lat Godzilla. To wreszcie zajęcie bestii z planszówki „Monster City". Wymyślił ją ceniony niemiecki projektant gier Michael Schacht, autor znanych w Polsce „Leśnych duchów", a wydała Nasza Księgarnia.
Celem zabawy jest zbudowanie miasta. Służą do tego karty budynków, doskonale znanych zabytków z całego świata – od Koloseum po wieżę Eiffla. Budynki kupuje się, układa na stole i w ten sposób poszerza swoje włości. Każdy gmach ma określoną wysokość oraz kolor, co wpływa na ilość punktów, jakie gracz otrzymuje pod koniec rozgrywki. Warto zachować do końca najwyższe bądź najniższe budynki, ewentualnie skoncentrować się na zabudowie w tym samym kolorze.
Celem zabawy jest zbudowanie miasta. Służą do tego karty budynków, doskonale znanych zabytków z całego świata – od Koloseum po wieżę Eiffla
Oczywiście, co jakiś czas pojawiają się potwory, które demolują miasto. Na szczęście mamy wybór, która bestia ma przeprowadzić atak. To istotne, bo każda z nich koncentruje się na zabytkach w określonym kolorze. Przy odrobinie szczęścia i sprytu można ściągnąć taką, która nie wyrządzi miastu szkód. Zdarza się to jednak rzadko – w „Monster City" niemal bez przerwy trzeba odbudowywać metropolię.
Dzięki sporej losowości gra nie nudzi się już po dwóch rozgrywkach. W zabawie może uczestniczyć od trzech do pięciu osób, najlepiej potrafiących przegrywać, bo wpadki bywają tu frustrujące. Partie są za to dynamiczne. Trwają po 20 minut i dostarczają sporych emocji. Zwycięstwo przynosi satysfakcję i uświadamia, jak trudną pracę wykonują dziś potwory. Łatwiej byłoby wciąż siedzieć w szafie i straszyć małe dzieci...