Jak mogliśmy do tego dopuścić? Takie pytanie stawialiby sobie wszyscy, gdyby doszło do wojny nuklearnej z użyciem setek lub tysięcy głowic jądrowych. Gdyby wybuchła ona pod koniec lat 60. lub w późniejszym okresie, wciąż jeszcze odczuwalibyśmy jej straszliwe skutki. Setki najważniejszych miast zostałyby zaatakowane i w mgnieniu oka obrócone w gigantyczne rumowiska usiane zwłokami. Skażenie radioaktywne byłoby wciąż bardzo wysokie.
Nasi potomni, ucząc się historii, mieliby podstawy, aby uważać nas za stereotypowy odpowiednik bezrozumnych i pozbawionych wyobraźni „barbarzyńców" z czasów upadku Imperium Rzymskiego, tyle że posiadających absurdalnie potężną broń, nad którą nie potrafili zachować kontroli. Byłoby jednak nieuczciwością, gdyby uznali nas za ludzi z gruntu złych. Nie tylko piekło, ale i prowadząca do niego droga wybrukowane są bowiem dobrymi chęciami i gdyby doszło do nuklearnej zagłady, nie stałoby się tak z powodu jakiegoś szczególnego zepsucia współczesnego człowieka. Ludzie rzadko kierują się czystym umiłowaniem zła, kiedy rzucają na szalę swoje życie i reputację. Wśród tych, którzy pomagaliby gorliwie brukować drogę do nowej rzeczywistości, nie znaleźlibyśmy wielu moralnych potworów w typie Adolfa Eichmanna. Większość miałaby szczerą nadzieję, że ich wysiłki przyniosą dobroczynne skutki.
Działo się tak, począwszy od słynnego handlarza bronią i wynalazcy dynamitu Alfreda Nobla, który w większym stopniu niż ktokolwiek inny przyczynił się do rozwoju technologii wojskowych. To on miał powiedzieć hrabinie Bercie von Suttner: „Być może moje fabryki położą definitywny kres wojnom szybciej niż wasze kongresy [pokojowe]. W dniu, w którym dwie armie stojące naprzeciwko siebie będą mogły unicestwić się nawzajem w ciągu jednej chwili, wszystkie cywilizowane narody cofną się przerażone i zdemobilizują swoje siły zbrojne". Przekonanie Alfreda Nobla, że wojny staną się niemożliwe z powodu skali zniszczeń i ogromu strat, jakie wiązałyby się z użyciem nowoczesnych technologii wojskowych i środków bojowych, podzielała spora grupa osób. Pozwala to zrozumieć, dlaczego przyzwoici, etyczni ludzie angażowali się w działania i prace badawcze, które mogły prowadzić do katastrofalnych skutków. Ostatecznie każdą potworność można przedstawić w pozytywnym świetle.
Poziom hipokryzji
Jak zmieniłby się nasz stosunek do krwawych wydarzeń z przeszłości, gdyby okazało się, że właśnie dzięki nim zdołaliśmy uniknąć śmierci? Ile istnień ludzkich warte jest nasze życie? Nie ma odpowiedzi na tak postawione pytania, ale już sam niepokój, jaki wywołują, może mieć swoją wartość.
Wielu weteranów drugiej wojny światowej oraz osób cywilnych, które jej doświadczyły, uważało, że zrzucenie bomb atomowych na Japonię uratowało im życie. Twierdzono dość powszechnie, że dwie detonacje nad Hiroszimą i Nagasaki w sierpniu 1945 roku – które kosztowały życie ponad 200 tysięcy Japończyków, w tym także kobiet i dzieci – uratowały od śmierci miliony alianckich żołnierzy, którzy polegliby w walkach, gdyby konieczna okazała się inwazja lądowa na Japonię. Weterani mogliby także przekonywać, że użycie bomb atomowych było całkowicie uzasadnione regułami toczącej się wówczas wojny. Jak w takim razie mogliśmy dopuścić do obowiązywania takich reguł? Jak nowocześni, etyczni ludzie mogli dojść do wniosku, że zrzucanie bomb atomowych na ludność cywilną jest w porządku?