Agnieszka Krawczyk: Niezwykła część rumuńskiej garderoby

Rumuńska ia ma magiczne właściwości, nie tylko jest symbolem przynależności do danego regionu Rumunii, ale też strzeże noszącą ją kobietę i... samą siebie.

Aktualizacja: 22.08.2021 21:57 Publikacja: 20.08.2021 18:45

Agnieszka Krawczyk: Niezwykła część rumuńskiej garderoby

Foto: materiały prasowe

Najbardziej rozpoznawalny element rumuńskiego stroju tradycyjnego, ia, przeszedł długą drogę od chłopskiej koszuli, przez rumuński dwór królewski, aż po obrazy i wreszcie wielkie pokazy mody. Choć w świecie mody nie wywołał rewolucji, jego obecność zauważyły nie tylko rodzime media i blogerzy – pojawiły się również anglojęzyczne opracowania przybliżające czytelnikom unikatowość tej części garderoby. Wśród najgłośniejszych nazwisk, które zainspirowały się wzornictwem i krojem ia, można wymienić, poza Yves'em Saint Laurentem, chociażby Oskara de la Rentę, Toma Forda czy Emilia Pucciego. Wielu aktorów, sportowców, celebrytów nosiło ia, czy to w interpretacji znanego projektanta, czy oryginalną, uszytą w Rumunii: Helen Mirren, Brigitte Bardot, Jackie Chan, Lana Del Rey, Adele czy nawet zespół ABBA, a to tylko kilka nazwisk.




Bihor kontra Dior

Niestety, niektórzy znani projektanci nie tyle zaczerpnęli z bogactwa wzorów rumuńskich, ile je po prostu ukradli! Wśród winnych „cultural appropriation", czyli zawłaszczania czyjejś kultury i jej dorobku, można znaleźć Diora, Tory Burch, Isabel Marant czy Josepha Altuzzarę. Szczególnie pierwsze dwa nazwiska wzbudziły kontrowersje. Tory Burch włączyła do swojej kolekcji Resort 2018 płaszcz rumuński, nie podając jego pochodzenia. Ubranie zaprezentowane przez projektantkę niemal w stu procentach wygląda jak eksponat z Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. O tej kradzieży kulturowej rozpisały się media nie tylko rumuńskie, ale i zagraniczne. Początkowo na oficjalnej stronie projektantki kasowano nieprzychylne komentarze, wytykające, że Burch nie podała, skąd wzięła pomysł na krój i wzór płaszcza. W końcu pod naciskiem płynącym z mediów społecznościowych Tory Burch przyznała, że dopuściła się zaniedbania, nie podając źródła inspiracji, o czym możemy przeczytać w artykule dla ctvnews.ca. Słowa projektantki trudno określić jako szczere przeprosiny. Trudno tu w ogóle mówić o inspiracji, to niemal identyczna kopia eksponatu z muzeum. Podobne komentarze przelały się również przez cały rumuński internet. Niby konflikt został zażegnany, ale niesmak pozostał, a większa wojna miała dopiero się rozpocząć...

Nie ucichły jeszcze echa afery płaszczowej z Tory Burch w roli głównej, gdy w tym samym roku inny projektant „pożyczył" wzór i krój kamizelki z regionu Bihor. Gdy wyszło na jaw, że oryginalne rumuńskie elementy stroju ludowego znów padły ofiarą grabieży, tym razem ze strony domu mody Dior, w internecie, zwłaszcza w lokalnej prasie i mediach społecznościowych, zawrzało. Rumuni postanowili wytoczyć zachodnim projektantom wojnę: Dior vs Bihor. „Kożuchowa kamizelka ma – jak mówi Nicolae Brânda, muzealniczka z regionu dla dziennika »Adevărul« – charakter dziedzictwa o wyjątkowej wartości. Nie tylko dla Rumunii, ale i dla świata. Jest projekcją pewnego rodzaju myślenia archaicznego, neolitycznego, które zachowało się w pewnych warunkach historycznych".

Przezorni po doświadczeniach z Tory Burch Rumuni postanowili zaatakować sprawdzoną w dzisiejszych czasach bronią – za pomocą mediów społecznościowych i platform wideo. W odpowiedzi na zuchwałe zachowanie Diora, który przywłaszczył sobie dzieło rękodzielników z Bihoru i sprzedawał je za zawrotną kwotę 30 tysięcy euro (!), rumuński magazyn modowy „Beau Monde" wraz z McCann Worldgroup Romania wylansowali linię ubrań Bihor Couture, sezon 1918/2018. Dzięki Bihor Couture pieniądze ze sprzedaży oryginalnych i ręcznie szytych ubrań tradycyjnych trafiają do rzemieślników. Zresztą kupno pierwowzoru jest o wiele tańsze niż jego kopii z metką wielkiego domu mody, bihorski kożuch kosztuje bowiem... 500 euro.

Przeciwko kradzieży kulturowej

Na zdjęciach dołączonych do anglojęzycznych artykułów opisujących szerzej konflikt na linii Dior–Bihor można znaleźć więcej przykładów wzorniczej grabieży. Przy okazji kampanii promującej prace rękodzielników z Rumunii na platformie YouTube pojawiły się filmiki, które w krótki, nawet zabawny sposób przedstawiają problem zawłaszczenia kulturowego. W jednym z nich, „Bihor Couture. The story", możemy poznać reakcje mieszkańców tego północno-zachodniego regionu na „dzieło" projektanta mody, niektóre bardzo zaskakujące. Drugi filmik pokazuje reakcję przechodniów i mediów w Paryżu na pojawienie się autentycznych twórców na Paris Fashion Week. Modelka w stroju ludowym nie mogła zrozumieć poruszenia, które wywołała swoją obecnością na miejscu modowego wydarzenia. Jak mówiła, taki ubiór „może wykonać każda szwaczka u nas". A gdy zobaczyła ceny ubrań wystawionych w witrynach ekskluzywnych sklepów, skwitowała krótko: „Za te pieniądze kupiłabym dom na wsi i stado owiec". Oficjalnie dom mody Dior nie przyznał się do winy ani nie przeprosił za zawłaszczenie autentycznych wzorów i krojów z Rumunii. I chociaż mogłoby się wydawać, że oznacza to przegraną „drużyny" z Bihoru i Rumunów, to jednak cała afera z Diorem miała też pozytywne skutki.

Najważniejszym następstwem modowej wojny rumuńsko-francuskiej jest zwrócenie uwagi na nieetyczne przywłaszczanie wzorów i krojów należących do różnych grup etnicznych i mniejszości. Zresztą przypadek Bihoru nie jest nowy, projektanci już dużo wcześniej szukali inspiracji, nie podając ich źródeł, przypadek rumuńskiego kożucha tylko dodatkowo nagłośnił kwestię zawłaszczenia kulturowego. Należy tu zwrócić uwagę na siłę, jaką pokazali zjednoczeni Rumuni w mediach społecznościowych, a przede wszystkim na działalność strony internetowej i strony na Facebooku La blouse roumaine. Jej założycielka Andreea Tanasescu odegrała niebotyczną rolę w zwróceniu uwagi na nieetyczne zachowanie projektantów. Jej posty dotyczące Tory Burch oraz Diora zostały udostępnione tysiące razy oraz były intensywnie komentowane. Andreea działa nie tylko na rzecz dziedzictwa kulturowego Rumunii, ale globalnie. Jest również założycielką ruchu #givecredit, którego celem jest piętnowanie kopiowania wzornictwa ludowego, niezależnie od kraju jego pochodzenia oraz promowanie tych projektantów, którzy nie tylko wyraźnie mówią o źródle inspiracji, ale również zatrudniają lokalnych rzemieślników do przygotowania swoich kolekcji. W ramach przeciwdziałania kradzieży kulturowej stowarzyszenie La blouse roumaine otrzymało europejski grant w wysokości 150 tysięcy euro w ramach projektu #GiveBackCredit. Będzie to projekt realizowany w międzynarodowej współpracy.

Kwiat przytulii

Promowanie tradycyjnego rzemieślnictwa tekstylnego to nie tylko domena La blouse roumaine czy Give Credit. Wśród osób, które można wymienić jako ambasadorów wyrobów ludowych, jest Alina Mitrică, promująca ręcznie tkane, wełniane dywany. Odnajduje stare, zapomniane materiały i przywraca im dawną świetność, szukając dla nich nowych właścicieli. Wszystko to pod szyldem Made with love Romania. Przygodę z dywanami Alina Mitrică zaczęła od publikacji w mediach społecznościowych zdjęć tradycyjnych wyrobów, w tym dywanu wyplecionego przez jej babcię. W komentarzach coraz częściej pojawiały się pytania: „A gdzie mogę kupić taki dywan?" – i właśnie one zmotywowały Alinę do założenia firmy. Do tej pory sprzedała dziesiątki dywanów, większość poza granice Rumunii.

Powstają również anglojęzyczne strony przedstawiające historie ludzi związanych z konkretnymi typami rękodzieła oraz o sztuce ludowej w ogóle. Jedną z takich stron jest Peasant Art Craft, gdzie wiele wpisów to po prostu portret niezwykłych osób, które często ratują od zapomnienia tradycyjne zawody. Innym projektem online, którego twórcy postawili sobie za zadanie promocję oraz dokładne opisanie i zbadanie różnorodności strojów ludowych z różnych stron Rumunii, jest Etnotique – na blogu etnotique.ro, na razie dostępnym tylko w języku rumuńskim, możemy oglądać zdjęcia tradycyjnych ubiorów z ich dokładnym opisem. Twórczynie i koordynatorki projektu, Alexandra Negrilă oraz IleanaaRădulescu, opracowują kolejne wpisy już od 2015 roku, we współpracy z wieloma instytucjami kulturalnymi. Niektóre z prezentowanych na stronie ubiorów zostały odnalezione dzięki pracy w terenie, dzięki zaangażowaniu i spotkaniom z mieszkańcami wiosek. Na stronie można obejrzeć około 250 różnych strojów ludowych z większości regionów i podregionów etnograficznych, a także poczytać o zwyczajach i tradycjach rumuńskich. Takich inicjatyw, grup „robótkowych", gdzie spotykają się ludzie, by razem wyszywać bluzki (a nawet całe stroje), stron, blogów i profili w mediach społecznościowych jest o wiele więcej.

Pomysłem Andreei Tanasescu z La blouse roumaine jest również Ziua Universala a Iei, czyli Międzynarodowy Dzień IA, odbywający się od 2013 roku zawsze 24 czerwca. Data ta jest nieprzypadkowa, ponieważ w tradycji pogańskiej dzień ten był świętem zwanym Sânziene – podobnym do szwedzkiego Midsommar – świętem przesilenia letniego. To święto płodności, witalności, bogactwa i obfitości w gospodarstwie oraz moment, gdy panny mogą sobie wywróżyć, kiedy wyjdą za mąż. Symbolem Sânziene jest kwiat przytulii właściwej lub pospolitej. Zresztą w ogóle kwiaty i zioła mają wyjątkową moc w ten dzień, dlatego panny zbierają je, aby przyrządzić leki lub użyć ich w rytuałach odczarowania. Nazwa pogańskiego święta przesilenia w Rumunii zbiega się z nazwą dobrych boginek lasu, które błogosławiły ziemi, zwierzętom oraz ludziom. Również przy okazji obchodów przesilenia wspomina się o innych istotach nadprzyrodzonych nazywanych iele. Należy na nie uważać, bo choć nie są z natury złe, potrafią być mściwe oraz... uwodzicielskie. Mówi się, że zamieszkują lasy, jeziora lub jaskinie, a w nocy, w blasku księżyca, uwielbiają tańczyć w kręgu horę, nagie, z rozwianym włosem i dzwoneczkami zawiązanymi przy kostkach. W miejscu, gdzie odbyły swój uwodzicielski taniec, pozostaje wypalony krąg w ziemi, a nieszczęśnik, który przyłapał je na zmysłowym tańcu, może oślepnąć, ogłuchnąć lub postradać zmysły. Lekiem zapobiegającym opętaniu przez iele ma być między innymi czosnek, bylica noszona przy pasie lub czaszka konia, zawieszona w obejściu gospodarstwa. Najważniejszą bronią przeciw tym bytom jest natomiast taniec calusari, który ma moc katartyczną. Zarówno iele, jak i taniec były tematem... odcinka serialu „Z Archiwum X" (dwudziesty pierwszy odcinek drugiego sezonu pt. „Calusari"). Innym sposobem na odczarowanie opętanego przez nie człowieka ma być poniższa pieśń-zaklęcie:

Wy, Iele,

czarodziejskie ludzi nieprzyjaciele,

wiatr poskramiające,

przez eter fruwające,

na trawie się prześlizgujecie,

i fale tratujecie,

wędrujecie w miejsca dalekie,

sadzawki, trzcin sitowia, pustkowia kalekie,

gdzie pop na modły nie przywołuje,

gdzie panna w zabawie się nie miłuje,

Wzbijacie się w samo serce zawieruchy,

aby zerwać dwa światy dzielące łańcuchy,

Porzućcie na mój rozkaz człowiecze ciało

Oddalcie się w nieba krainę spochmurniałą

Człowiek zdrów bez was i rad będzie

A ja was ognistą szablą przepędzę!

Podczas obchodów przesilenia letniego nie tylko unika się tańczących w szaleńczym wirze boginek, ale też odprawia pewne rytuały, które mają zapewnić bogactwo duchowe i fizyczne oraz siłę oraz oczyścić ze złej energii. Rozpala się na wzgórzach ogniska, do których dorzuca się rośliny o silnym aromacie, młodzi mężczyźni wymachują pochodniami i dmą w róg bucium typowy dla kultury pasterskiej. W wiosce Maieru na Bystrzycy w wigilię przesilenia letniego młodzieńcy przeskakują przez płonące ogniska, co ma im zapewnić oczyszczenie. Ponadto w trakcie tej magicznej nocy odbywa się wiele różnorodnych rytuałów przeznaczonych oddzielnie dla panien, dla mężatek, dla młodych chłopców i dorosłych mężczyzn. Dzięki nim mogą oni znaleźć miłość lub poznać swoje przeznaczenie. Dziewczęta zbierają kwiaty przytulii i splatają je w okrąg dla kobiet lub w krzyż dla mężczyzn. Takie plecionki wiesza się niemal wszędzie od domów, poprzez płoty oraz przy polach uprawnych – mają one zapewnić dobrobyt, szczęście oraz zdrowie. Zgodnie z tradycją w Sânziene najlepiej umyć się rosą zebraną o poranku przez starsze kobiety ze wsi – robią to panny mające nadzieję na dobre i szczęśliwe małżeństwo, mężatki, aby sobie zapewnić miłość i zdrowie, oraz mężczyźni, aby ich potomstwo było silne. Zakochanym zaleca się wspólną kąpiel w rzece, aby ich miłość trwała wiecznie. Mieszkańcy regionu Bistrita-Nasaud wierzą, że dzięki przytulii dowiedzą się... kiedy umrą. Zrywają kwiat i kładą go przed pójściem spać przy drzwiach wejściowych. Ten, którego kwiat następnego dnia będzie zwiędnięty, umrze jako pierwszy. W Siedmiogrodzie wierzy się, że tej nocy można znaleźć skarby zakopane w ziemi, ponieważ nad nimi zapłonie ognik pozwalający je znaleźć w ciemnościach.

Dzień bluzki ludowej

To właśnie ten dzień, 24 czerwca, stał się Międzynarodowym Dniem IA – bluzki ludowej, której wyhaftowane wzory mają mieć specjalne, również magiczne, właściwości. Tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie podczas nocy przesilenia letniego oraz ia mają bardzo wiele wspólnego – stanowią żywy dowód na jedność Rumunów w tradycji i reprezentują najlepszy przykład rumuńskiej duchowości. Z jednej strony większość Rumunów deklaruje się jako wyznawcy prawosławia (86,45 proc. zgodnie z danymi ze spisu powszechnego z 2011 roku), z drugiej strony nadal wśród nich silne jest przekonanie o magicznej mocy niektórych rytuałów, znaków i wydarzeń. Dla Andreei Tanasescu, organizatorki Międzynarodowego Dnia IA, ważny był nie tylko wybór daty na świętowanie i promowanie tego elementu ubioru, również odbiór i reakcja ludzi z całego świata na pytanie: „Czy uważacie, że ia może stać się marką Rumunii?". W ciągu dziesięciu minut pojawiły się setki komentarzy i tysiące reakcji na jej „prowokację". Jej odpowiedź była szybka: „OK, skoro tak uważacie, to zróbmy coś w tym kierunku. To bardzo proste: ubieramy się w ia, zmieniamy zdjęcia profilowe na Facebooku i świętujmy wszyscy razem". Po 1947 roku, według wzoru sowieckiego, w Rumunii podjęto próbę unifikacji mieszkańców kraju, a kolorowe i różnorodne ia oraz inne elementy stroju ludowego zostały zepchnięte na margines. Dlatego teraz tak ważne jest, aby wyciągnąć z szafy babci czy nawet prababci bluzki, spódnice, kubraczki, buty i z dumą pokazywać to, co było w czasach komunizmu trzymane w ukryciu przez system, ale przechowane niczym największa świętość. La blouse roumaine poinformowała ambasadorów Rumunii na świecie o tym przedsięwzięciu i w wirtualne święto włączyły się kolejne placówki dyplomatyczne. Dzięki wysiłkom Rumunów mieszkających w Stanach i ambasady rumuńskiej, w 2015 roku burmistrzyni Dystryktu Kolumbia, Muriel Bowser, ogłosiła 24 czerwca Międzynarodowym Dniem IA. W 2017 roku premier Kanady, Justin Trudeau, święto to uznał oficjalnie, chwaląc Stowarzyszenie Mołdawian mieszkających w rejonie Ottawa-Gatineau za „promowanie kultury i dziedzictwa". W czasie obchodów tego święta w Kanadzie odbyły się prelekcje i warsztaty dla dzieci.

Rumuńska ia ma magiczne właściwości, nie tylko jest symbolem przynależności do danego regionu Rumunii, ale też poprzez skomplikowane wzory strzeże noszącą ją kobietę i... samą siebie. Mocą ia są Rumunki, które dumnie prezentują odziedziczone po babkach i prababkach koszule lub samodzielnie wyszyte. Ia ma również moc jednoczenia, chyba najbardziej ze wszystkich symboli i przedmiotów związanych z tym krajem. Zjednoczyła wszystkich w bitwie medialnej z Diorem i innymi projektantami, którzy tej magii nie zrozumieli i nie uszanowali ducha zaklętego w jej wzorach. Noszona 24 czerwca wydaje się mieć szczególne właściwości, bo przenosi wszystkich rumuńskich emigrantów z dalekich zakątków świata do domu, na wieś, na miejsce u boku babci wyszywającej wzory niczym skomplikowane zaklęcia. Przenosi tam, gdzie chleb smakuje tak znajomo, gdzie zimna woda ze strumienia właśnie tej nocy może zapewnić nieśmiertelną miłość, gdzie w lasach, pomiędzy konarami drzew, przemykają w zmysłowym tańcu iele, czekając tylko na zbłąkanego młodzieńca, by go porwać w wir szalonych pląsów, gdzie żółte kwiaty przytulii przepowiadają przyszłość, gdzie dom jest po prostu Domem. 

Fragment książki Agnieszki Krawczyk „Rumunia. Albastru, ciorba i wino", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Najbardziej rozpoznawalny element rumuńskiego stroju tradycyjnego, ia, przeszedł długą drogę od chłopskiej koszuli, przez rumuński dwór królewski, aż po obrazy i wreszcie wielkie pokazy mody. Choć w świecie mody nie wywołał rewolucji, jego obecność zauważyły nie tylko rodzime media i blogerzy – pojawiły się również anglojęzyczne opracowania przybliżające czytelnikom unikatowość tej części garderoby. Wśród najgłośniejszych nazwisk, które zainspirowały się wzornictwem i krojem ia, można wymienić, poza Yves'em Saint Laurentem, chociażby Oskara de la Rentę, Toma Forda czy Emilia Pucciego. Wielu aktorów, sportowców, celebrytów nosiło ia, czy to w interpretacji znanego projektanta, czy oryginalną, uszytą w Rumunii: Helen Mirren, Brigitte Bardot, Jackie Chan, Lana Del Rey, Adele czy nawet zespół ABBA, a to tylko kilka nazwisk.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich