Najbardziej rozpoznawalny element rumuńskiego stroju tradycyjnego, ia, przeszedł długą drogę od chłopskiej koszuli, przez rumuński dwór królewski, aż po obrazy i wreszcie wielkie pokazy mody. Choć w świecie mody nie wywołał rewolucji, jego obecność zauważyły nie tylko rodzime media i blogerzy – pojawiły się również anglojęzyczne opracowania przybliżające czytelnikom unikatowość tej części garderoby. Wśród najgłośniejszych nazwisk, które zainspirowały się wzornictwem i krojem ia, można wymienić, poza Yves'em Saint Laurentem, chociażby Oskara de la Rentę, Toma Forda czy Emilia Pucciego. Wielu aktorów, sportowców, celebrytów nosiło ia, czy to w interpretacji znanego projektanta, czy oryginalną, uszytą w Rumunii: Helen Mirren, Brigitte Bardot, Jackie Chan, Lana Del Rey, Adele czy nawet zespół ABBA, a to tylko kilka nazwisk.
Bihor kontra Dior
Niestety, niektórzy znani projektanci nie tyle zaczerpnęli z bogactwa wzorów rumuńskich, ile je po prostu ukradli! Wśród winnych „cultural appropriation", czyli zawłaszczania czyjejś kultury i jej dorobku, można znaleźć Diora, Tory Burch, Isabel Marant czy Josepha Altuzzarę. Szczególnie pierwsze dwa nazwiska wzbudziły kontrowersje. Tory Burch włączyła do swojej kolekcji Resort 2018 płaszcz rumuński, nie podając jego pochodzenia. Ubranie zaprezentowane przez projektantkę niemal w stu procentach wygląda jak eksponat z Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. O tej kradzieży kulturowej rozpisały się media nie tylko rumuńskie, ale i zagraniczne. Początkowo na oficjalnej stronie projektantki kasowano nieprzychylne komentarze, wytykające, że Burch nie podała, skąd wzięła pomysł na krój i wzór płaszcza. W końcu pod naciskiem płynącym z mediów społecznościowych Tory Burch przyznała, że dopuściła się zaniedbania, nie podając źródła inspiracji, o czym możemy przeczytać w artykule dla ctvnews.ca. Słowa projektantki trudno określić jako szczere przeprosiny. Trudno tu w ogóle mówić o inspiracji, to niemal identyczna kopia eksponatu z muzeum. Podobne komentarze przelały się również przez cały rumuński internet. Niby konflikt został zażegnany, ale niesmak pozostał, a większa wojna miała dopiero się rozpocząć...
Nie ucichły jeszcze echa afery płaszczowej z Tory Burch w roli głównej, gdy w tym samym roku inny projektant „pożyczył" wzór i krój kamizelki z regionu Bihor. Gdy wyszło na jaw, że oryginalne rumuńskie elementy stroju ludowego znów padły ofiarą grabieży, tym razem ze strony domu mody Dior, w internecie, zwłaszcza w lokalnej prasie i mediach społecznościowych, zawrzało. Rumuni postanowili wytoczyć zachodnim projektantom wojnę: Dior vs Bihor. „Kożuchowa kamizelka ma – jak mówi Nicolae Brânda, muzealniczka z regionu dla dziennika »Adevărul« – charakter dziedzictwa o wyjątkowej wartości. Nie tylko dla Rumunii, ale i dla świata. Jest projekcją pewnego rodzaju myślenia archaicznego, neolitycznego, które zachowało się w pewnych warunkach historycznych".
Przezorni po doświadczeniach z Tory Burch Rumuni postanowili zaatakować sprawdzoną w dzisiejszych czasach bronią – za pomocą mediów społecznościowych i platform wideo. W odpowiedzi na zuchwałe zachowanie Diora, który przywłaszczył sobie dzieło rękodzielników z Bihoru i sprzedawał je za zawrotną kwotę 30 tysięcy euro (!), rumuński magazyn modowy „Beau Monde" wraz z McCann Worldgroup Romania wylansowali linię ubrań Bihor Couture, sezon 1918/2018. Dzięki Bihor Couture pieniądze ze sprzedaży oryginalnych i ręcznie szytych ubrań tradycyjnych trafiają do rzemieślników. Zresztą kupno pierwowzoru jest o wiele tańsze niż jego kopii z metką wielkiego domu mody, bihorski kożuch kosztuje bowiem... 500 euro.