Douglas, Olshaker. Obsesja. Wyprawa autora »Mindhuntera« w świat drapieżców seksualnych - fragment

Przytłaczająca większość seryjnych drapieżców seksualnych robi to, co robi, ponieważ tego chce, ponieważ daje im to satysfakcję, której nie potrafią osiągnąć w żadnym innym obszarze życia. I ponieważ czują się z tym dobrze.

Publikacja: 13.08.2021 18:00

Douglas, Olshaker. Obsesja. Wyprawa autora »Mindhuntera« w świat drapieżców seksualnych - fragment

Foto: Bettmann Archive/Getty Images

Kiedy w czasie procesu sądowego przychodzi czas na wydanie wyroku, obrońcy często przekonują, że choć ich klient został właśnie uznany za winnego popełnienia przestępstwa, nie jest złym człowiekiem, że ma również dobrą, życzliwą, wrażliwą, opiekuńczą, pasywną stronę. Właśnie coś takiego próbowano wykazać w odniesieniu do Timothy'ego McVeigha, którego uznano za winnego dokonania zamachu bombowego na budynek rządowy w Oklahoma City. Obrońcy zaprezentowali jego fotografie z dzieciństwa i sprowadzili przyjaciół, którzy opowiadali wzruszające i zabawne historie. Członkowie ławy przysięgłych wysłuchali zeznań kolegów z wojska, którzy zapewniali, jakim to był lojalnym żołnierzem. Próbowano tłumaczyć, że McVeigh przeżył tak wielki wstrząs emocjonalny, oglądając materiały ze szturmu sił porządkowych na budynek sekty Gałąź Dawidowa w Waco w stanie Teksas, podczas którego spłonęło wiele kobiet i dzieci, że musiał odreagować swoją wściekłość na rząd federalny, wysadzając w powietrze w rocznicę tragedii w Waco jeden z budynków rządowych i setki pracujących tam osób.

Moja odpowiedź na tego rodzaju argumenty brzmi: „Nieprawda!", a dosadniej: „Bzdura!". Ten dobry, życzliwy, wrażliwy, troskliwy, pasywny człowiek z wyrachowaniem zaplanował i przeprowadził zamach, który pozbawił życia sto sześćdziesiąt osiem niewinnych osób. Właśnie do czegoś takiego był zdolny. Inne aspekty jego życia i osobowości nie mają w tym kontekście żadnego znaczenia. Do tego wątku będziemy powracać wielokrotnie, ponieważ stykałem się z nim przez całą moją karierę w służbach ochrony porządku publicznego.

Jesteśmy tym, co myślimy. Jesteśmy tym, co robimy

Przyznaję, że w zasadzie każdego, kto popełnia morderstwo albo dopuszcza się jakiegoś innego straszliwego czy brutalnego czynu, można uznać za „chorego psychicznie". Normalne, zdrowe psychicznie osoby nie robią takich rzeczy. Nie uważam jednak, aby wynikało z tego, że taki mężczyzna (czy sporadycznie kobieta) jest „niepoczytalny" lub niezdolny do dostosowywania swoich poczynań do praw obowiązujących w społeczeństwie albo powszechnie uznawanych nakazów moralnych.

Podobnie jak nie wierzę w jedno proste rozwiązanie problemu przestępczości, byłoby zapewne uproszczeniem i naiwnością zakładać, że istnieje jedno uniwersalne psychoneurologiczne wyjaśnienie tego, dlaczego ludzie popełniają brutalne przestępstwa, zwłaszcza jeśli czynią to raz za razem. Jedna ze szkół teoretycznych zakłada, że agresywne zachowania są wynikiem współwystąpienia organicznych urazów lub anomalii w mózgu z doświadczaniem przemocy w dzieciństwie, również ze strony najbliższych krewnych. Inna teoria mówi, że organiczne problemy występujące w mózgu obserwowane u niektórych przedstawicieli antyspołecznej części populacji mogą w istocie wynikać z obrażeń odniesionych w czasie lekkomyślnych albo ryzykanckich zachowań, niewykluczone zatem, że to zachowania są przyczyną takiej przypadłości, a nie przypadłość powoduje zachowania.

Moje własne doświadczenia, poczynając od pierwszego systematycznego badania seryjnych morderców i sprawców wielokrotnych brutalnych przestępstw, które zapoczątkowałem pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku jako młody agent świeżo przydzielony do Akademii FBI w Quantico, skłaniają mnie do przekonania, że praktycznie wszyscy tego rodzaju przestępcy pochodzą z rodzin, w których stosowano przemoc lub które można uznać za dysfunkcjonalne z jakichś innych powodów. To jednak nie wyjaśnia, ani nie usprawiedliwia popełnianych przez nich czynów.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że zaniedbywanie albo krzywdzenie małych dzieci mogą łatwo doprowadzić do stworzenia mocno pokiereszowanych psychicznie jednostek. Nie sądzę, żeby wielu ludzi zajmujących się zawodowo zdrowiem psychicznym zaprzeczyło tej ocenie, wszyscy też ogromnie współczujemy takim osobom.

Nie spotkałem się jednak z tezą wyprowadzoną z analizy logicznej albo danych, że takie pokiereszowane psychicznie jednostki odczuwają z tego powodu przymus popełniania brutalnych zbrodni. Obrońcy na sali sądowej przedstawiają je jako ofiary złego traktowania, próbując grać na naszym współczuciu. Uważam jednak, że kiedy taka osoba zwróci swoją agresję przeciwko innym, natychmiast traci wszelkie roszczenia do tytułu ofiary. Niezależnie od trudnego dzieciństwa czy innych rzekomo łagodzących okoliczności lub czynników wyjaśniających ludzie ci świadomie decydują się popełniać brutalne, drapieżne przestępstwa.

Choć trudne dzieciństwo nie ułatwia antyspołecznej jednostce „wyjścia na ludzi", dysponujemy wieloma przykładami rodzeństwa drapieżców seksualnych i innych sprawców seryjnych zbrodni, które wyrosło na osoby przyzwoite i praworządne. W reakcji na doświadczenia z dzieciństwa wielu angażuje się nawet w pracę społeczną, wstępuje do służb ochrony porządku publicznego albo inicjuje reformy polityczne, które mają uchronić innych przed podobnie tragicznym losem.

Pozwolę sobie powtórzyć swoje przekonanie, ponieważ stanowi ono kluczowy filozoficzny fundament tej książki czy wręcz mojego podejścia do przestępczości i kary w ogóle: poza rzadkimi wyjątkami osób prawdziwie niepoczytalnych – a one są zwykle łapane dość szybko w odróżnieniu od doświadczonych i zorganizowanych seryjnych przestępców – drapieżca, a zwłaszcza drapieżca seksualny, dopuszcza się brutalnych czynów z wyboru. Kluczowe jest tu słowo wybór. Takie jest moje stanowisko, a jeśli się z nim nie zgadzacie albo nie jesteście na tyle otwarci, by dać się przekonać za pomocą tej książki, możecie równie dobrze w tym miejscu przerwać lekturę.

Osoby, które czytały „Mindhuntera" i „Podróż w ciemność", pamiętają Edmunda Emila Kempera III. Ze wszystkich seryjnych morderców z naszego pierwszego badania prawdopodobnie to właśnie on w największym stopniu mnie zainteresował i zaintrygował za sprawą swojego intelektu, fizyczności, brutalności popełnionych przez niego przestępstw oraz, jak się wydawało, autentycznego zrozumienia ich przyczyn i skutków oraz własnej pokręconej psychiki. Rozmawiałem z nim w więzieniu California State Medical Facility w Vacaville. Na początku lat siedemdziesiątych Kemper zabił i okaleczył wiele pięknych młodych kobiet (niektórym obciął głowę) w okolicy kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. Wcześniej, jako czternastolatek, zastrzelił swoich dziadków, odwiedziwszy ich na ich farmie, w rezultacie do dwudziestego pierwszego roku życia przebywał w stanowym szpitalu dla niepoczytalnych przestępców w Atascadero. W dzieciństwie Edowi, który wyrósł na wielkiego mężczyznę o atletycznym torsie, mierzącego około dwustu pięciu centymetrów, nigdy nie układało się z matką, Clarnell, która wychowywała go samotnie po tym, jak ojciec, Edmund senior, wyprowadził się, kiedy Ed i jego dwie siostry byli mali. Gdy chłopiec wszedł w okres dojrzewania i ogromnie urósł, Clarnell, która znęcała się nad synem na różne sposoby, zamykała go w specjalnym pomieszczeniu w piwnicy, obawiając się, że będzie molestował siostry. Trzeba przyznać, że Ed już wtedy przejawiał różnego rodzaju niepokojąco dziwaczne zachowania: poćwiartował dwa mieszkające z nimi koty i odgrywał rytuały śmierci ze swoją siostrą Susan. Prawdą jest również, że Clarnell – która w czasie, kiedy Ed siał morderczy terror na kampusie, zdążyła zostawić męża numer trzy i pracowała jako sekretarka na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Cruz – okazywała znacząco większe zainteresowanie i empatię studentom, z którymi stykała się w ramach wykonywania obowiązków zawodowych, niż własnemu synowi. Pozostaje także faktem, że – jak przyznawałem już przy innych okazjach – ze wszystkich seryjnych morderców i sprawców brutalnych przestępstw, których badałem w czasie swojej kariery zawodowej, Eda prawdopodobnie „lubiłem" najbardziej i odczuwałem dla niego większe współczucie niż dla innych za sprawą jego wyjątkowego intelektu, przenikliwości i gotowości do mierzenia się z kryjącymi się w nim demonami.

Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że Edmund Kemper wybrał i zabił sześć młodych kobiet w Santa Cruz i okolicach, próbując w ten – koszmarnie chybiony – sposób odegrać się na matce. Interpretację tę bez wątpienia uwiarygadnia fakt, że zakopał głowę co najmniej jednej ofiary w ogrodzie pod oknem pokoju Clarnell, ponieważ – jak twierdził – matka zawsze lubiła patrzeć na innych z góry. Ed w końcu zdobył się na odwagę i zarąbał ją w jej łóżku, odciął jej głowę i zmielił krtań w młynku do rozdrabniania odpadków w zlewozmywaku, ponieważ miał dość tego, jak „potwornie zrzędziła i wydzierała się na mnie przez te wszystkie lata". Kemper powiedział mi, że wcześniej wielokrotnie zakradał się do pokoju matki, kiedy spała, i fantazjował, że dźga ją nożem albo uśmierca uderzeniami młotka.

Osobowość wieloraka to nieistotna okoliczność

Zaraz po zamordowaniu matki zadzwonił do jej przyjaciółki Sally Hallett i zaprosił ją na obiad „niespodziankę". Kiedy kobieta przybyła na miejsce, zarąbał ją, udusił i odciął jej głowę. Bezgłowe ciało umieścił w swoim łóżku, poszedł spać do łóżka matki, po czym wyruszył w podróż samochodem przez kilka stanów, która zakończyła się, kiedy zadzwonił na policję z telefonu w Kolorado i podał swoją lokalizację. Odreagował to, co miał odreagować, i był gotów zamknąć ten rozdział. Gdybym miał dokonać autoanalizy, powiedziałbym, że pewnie dlatego udało mi się nawiązać tak dobry kontakt z Kemperem – sam zdecydował się przestać.

Choć „rozumiem", dlaczego Ed zrobił to, co zrobił, w żadnym razie nie jestem gotów zaakceptować tych czynów jako czegoś nieuchronnego. Co więcej, nie znajduję żadnego powodu, czy to w materiale dowodowym, czy w wypowiedziach Kempera, aby sądzić, że musiał zabić te wszystkie kobiety – że z powodu swojego dzieciństwa, wychowania i systemu przekonań był zmuszony je zamordować. Wręcz przeciwnie, był człowiekiem zorganizowanym i opanowanym. Nie tylko nie popełnił żadnego z morderstw na oczach umundurowanego policjanta, co byłoby wyraźną oznaką kompulsji – swoją drogą nie słyszałem o żadnym seryjnym mordercy, który zrobiłby coś takiego – ale także zdołał bezpiecznie przejechać obok budki strażnika, gdzie sprawdzano samochody, podczas gdy na siedzeniu obok spoczywało ciało jednej z ofiar upozowane na jego śpiącą dziewczynę. W rozmowie ze mną wspomniał, jaką satysfakcję sprawiło mu to, że na jedną z przewidzianych w ramach zwolnienia warunkowego sesji terapeutycznych przyjechał z odciętą głową piętnastoletniej Aiko Koo w bagażniku samochodu.

Czy Ed Kemper nie popełniłby tych straszliwych czynów, gdyby nie miał za sobą złego dzieciństwa i rodzinnej traumy? Być może. Czy go to usprawiedliwia? Zdecydowanie nie. Podejrzewam zresztą, że inteligentny i wnikliwy Kemper, który spodziewa się spędzić resztę życia w więzieniu, przyznałby mi rację.

Powiem zatem wprost: opierając się na kilkudziesięcioletnim doświadczeniu, badaniach i analizach, uważam, że przytłaczająca większość seryjnych drapieżców seksualnych robi to, co robi, ponieważ tego chce, ponieważ daje im to satysfakcję, której nie potrafią osiągnąć w żadnym innym obszarze życia, i ponieważ czują się z tym dobrze, niezależnie od konsekwencji dla innych ludzi. Z tego punktu widzenia ich zbrodnia stanowi najwyższy przejaw egoizmu: przestępca nie dba o to, co stanie się z ofiarą, a myśli wyłącznie o uzyskaniu tego, czego pragnie. Tak się składa, że stosowanie manipulacji, dominacji i kontroli – a zadawanie bólu i śmierci są dla niego ich najwyższym wyrazem – odgrywa kluczową rolę w zapewnieniu sprawcy spełnienia i poczucia, że naprawdę żyje. Ed Kemper zdecydował się zabić te kobiety, ponieważ z jakiegoś powodu zaspokoił w ten sposób jakąś swoją potrzebę.

Czy seryjni mordercy i inni drapieżcy seksualni są chorzy psychicznie?

Można by tak powiedzieć, choć w dużej mierze jest to kwestia definicji. Z całą pewnością są osobami anormalnymi. Z całą pewnością są „chorzy". Z całą pewnością mają poważne zaburzenia albo defekty charakterologiczne. Z całą pewnością każdy, kto czerpie przyjemność z gwałtu, tortur albo śmierci, musi mieć poważne problemy psychiczne. Różnie możemy też zdefiniować „niepoczytalność". We współczesnych testach na niepoczytalność – niezależnie od tego, czy sprawdzamy umiejętność odróżnienia dobra od zła, jak je opisano w brytyjskiej regule M'Naghtena z 1843 roku, czy posługujemy się bardziej współczesnym Wzornikiem Kodeksu Karnego (Model Penal Code Test) opracowanym przez Amerykański Instytut Prawa (American Law Institute) – kluczowa jest zdolność do kontrolowania impulsów i rozumienia skutków swoich działań. Wydaje się, że wiele osób nie pojmuje tego, że można mieć problemy psychiczne albo emocjonalne – nawet poważne – a mimo to umieć odróżniać dobro od zła i dostosowywać do tego swoje działania. Innymi słowy, taki człowiek nie musi popełniać brutalnych przestępstw. Kto dopuszcza się brutalnych przestępstw, praktycznie we wszystkich przypadkach czyni to z własnego wyboru, podobnie jak my decydujemy, co zjemy na obiad, że zaczniemy szukać nowej pracy, wejdziemy z kimś w związek czy cokolwiek innego – wszystko to czynimy z wyboru.

Drapieżca może mieć obsesję na punkcie zabijania, tak samo jak ja mogę mieć obsesję, żeby go schwytać, ale nie jest zmuszony zabijać, tak samo jak ja nie jestem zmuszony, żeby go ścigać.

Owszem, istnieją ludzie popełniający brutalne przestępstwa, ponieważ są w dosłownym sensie szaleni albo nawet cierpią na urojenia, lecz jest ich niewielu, a do tej kategorii nie należy praktycznie żaden seryjny morderca ani gwałciciel. Prawdziwych szaleńców nietrudno złapać.

Z tego samego powodu po aresztowaniu podejrzanego często zakłada się występowanie u niego osobowości wielorakiej (multiple personality disorder, MPD). William Heirens rzekomo nie zabił tych wszystkich kobiet, uczynił to George Murman, który mieszkał w jego wnętrzu. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za swoje czyny, każdy twierdzi, że za wszystkim stoi inna osobowość, która przejęła kontrolę nad jego dobrą osobowością. Tyle że we wszystkich procesach seryjnych morderców, w których pełniłem funkcję konsultanta i w których obrona używała argumentu o MPD, twierdzenie to okazywało się całkowicie pozbawione podstaw. Po pierwsze, zespół ten występuje niezwykle rzadko. Po drugie, zaczyna się rozwijać we wczesnym dzieciństwie, zwykle jako mechanizm obronny przed poważnym molestowaniem seksualnym albo fizycznym, dlatego też należy przeprowadzić dogłębną weryfikację wcześniejszych przejawów choroby, które powinny wystąpić na długo przed popełnieniem przestępstwa. Po trzecie, w znaczącej większości przypadków MPD występuje u kobiet. I po czwarte, nie znam żadnej publikacji psychiatrycznej, która sugerowałaby, że osobowość wieloraka zmusza, czy chociaż usposabia, do przemocy. Innymi słowy, nawet gdyby udało wam się mnie przekonać, że wasz klient cierpi na MPD, uznałbym to za nieistotną okoliczność, a nie za wyjaśnienie, dlaczego zabił czy zgwałcił.

John Douglas jest emerytowanym agentem specjalnym i byłym szefem jednostki w Federalnym Biurze Śledczym USA. Na nim były wzorowane postacie profilerów kryminalnych FBI z popularnego serialu telewizji CBS „Criminal Minds". Pisze książki z zakresu psychologii kryminalnej i śledczej

Mark Olshaker jest amerykańskim pisarzem. Współpracuje z Johnem E. Douglasem przy pisaniu książek. Wspólnie wydali „Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI". Luźną adaptacją tej książki jest serial Netflixa „Mindhunter" [„Łowca umysłów"]

Fragment książki Johna Douglasa, Marka Olshakera „Obsesja. Wyprawa autora »Mindhuntera« w świat drapieżców seksualnych", przeł. Jacek Konieczny, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Znak, Kraków 2021

Tytuł i jeden ze śródtytułów pochodzą od redakcji

Kiedy w czasie procesu sądowego przychodzi czas na wydanie wyroku, obrońcy często przekonują, że choć ich klient został właśnie uznany za winnego popełnienia przestępstwa, nie jest złym człowiekiem, że ma również dobrą, życzliwą, wrażliwą, opiekuńczą, pasywną stronę. Właśnie coś takiego próbowano wykazać w odniesieniu do Timothy'ego McVeigha, którego uznano za winnego dokonania zamachu bombowego na budynek rządowy w Oklahoma City. Obrońcy zaprezentowali jego fotografie z dzieciństwa i sprowadzili przyjaciół, którzy opowiadali wzruszające i zabawne historie. Członkowie ławy przysięgłych wysłuchali zeznań kolegów z wojska, którzy zapewniali, jakim to był lojalnym żołnierzem. Próbowano tłumaczyć, że McVeigh przeżył tak wielki wstrząs emocjonalny, oglądając materiały ze szturmu sił porządkowych na budynek sekty Gałąź Dawidowa w Waco w stanie Teksas, podczas którego spłonęło wiele kobiet i dzieci, że musiał odreagować swoją wściekłość na rząd federalny, wysadzając w powietrze w rocznicę tragedii w Waco jeden z budynków rządowych i setki pracujących tam osób.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich