Carrie Gress. Maryja nie proponuje nam czegoś naiwnego

W naszej kulturze, a także w Kościele rzadko się mówi o dojrzałości duchowej. Niestety, większość ludzi w ławkach kościelnych zakończyła formację katechizmową na poziomie licealnym.

Publikacja: 28.05.2021 18:00

Carrie Gress. Maryja nie proponuje nam czegoś naiwnego

Foto: materiały prasowe

Żyjemy w mrocznych czasach i nasza modelowana przez środki przekazu kultura coraz dobitniej uświadamia nam stające przed nami problemy. Codzienne wiadomości jedynie pogłębiają ogólny chaos, przemoc i niepokój, zamiast wnosić pokój, pociechę i nadzieję.

W obliczu przemocy, chorób i katastrof naturalnych każdy z nas odczuwa nagłą chęć ucieczki i ukrycia się. Podobny impuls odczuwano już w czasach pierwotnego Kościoła i apostołów, jak wówczas, gdy św. Piotr opuścił Rzym, aby uciec przed ukrzyżowaniem. W drodze spotkał jednak Jezusa i zadał mu słynne pytanie: Quo vadis, Domine? („Dokąd zmierzasz, Panie?"). Jezus miał mu odpowiedzieć: „Idę do miasta, aby mnie powtórnie ukrzyżowano". W rzeczywistości wolą Jezusa było, żeby Piotr naśladował Go w tej najwyższej ofierze. Ostatnio ruch „pochwycenia Kościoła" wśród protestantów zarobił miliony na sprzedaży książek i filmów dla ludzi poszukujących jakiegoś zapewnienia, że nie będą musieli znosić tego, co inni chrześcijanie cierpieli przez całe wieki.

Strach, ludzka słabość, bezbronność, podatność na zranienia oraz grzech mogą czynić brzemię niesione w trudnych czasach jeszcze cięższym. Chęć odwrócenia się od trudności – od krzyża – jest czymś naturalnym, ale chrześcijanie są wezwani do życia nie na sposób naturalny, lecz nadprzyrodzony, do życia w łasce Bożej. Jednak, aby żyć w tej łasce, nie możemy polegać tylko na tym, co naturalne. Musimy poszukiwać źródeł łaski.

(...) Maryja jest ogromnym źródłem łaski. Jako nasza Matka pomoże nam się przygotować do stawienia czoła wszystkiemu, co może nas czekać. Nie tylko nie zostawi nas sierotami, lecz pomoże nas wychować do dojrzałości duchowej. Papieże, święci oraz świadectwa ludzi miłujących Maryję ukazują, że Jej matczyna troska obejmuje kształtowanie naszych dusz. Maryja, sekretna ogrodniczka – lub „niebiańska ogrodniczka", jak nazywała Ją św. Teresa z Lisieux – pomaga swoim dzieciom stawać się lepszymi naśladowcami Jej Syna, wspierając dojrzewanie ich dusz. Jak wyjaśnił Jan Paweł II, „równocześnie bowiem «współdziała Ona swą macierzyńską miłością w rodzeniu i wychowywaniu» synów i córek Kościoła-Matki". Kiedy osoba będąca pod Jej opieką dojrzewa, staje się coraz bardziej zdolna do stawiania czoła wszelkim przeszkodom, które świat (i diabeł) przed nią stawia.

W naszej kulturze, a także w Kościele rzadko się mówi o dojrzałości duchowej. Niestety większość ludzi w ławkach kościelnych zakończyła formację katechizmową na poziomie licealnym. Otrzymali bierzmowanie, ale zostało ono potraktowane jako koniec podróży, zamiast zaledwie początek. Oczywiście stwierdzenie to jest raczej refleksją nad czasami, w których żyjemy, a nie nad żadną konkretną osobą. W 1906 roku socjolog Arnold van Gennep wyjaśnił, że kultury wymagają pewnego typu odradzania się, by móc się utrzymać: pozbawiona nowej siły napędowej kultura upadnie. Zdaniem van Gennepa ta siła napędowa powstaje dzięki temu, że jedno pokolenie wprowadza następne w duchową dojrzałość.

Ale niewielu rodziców myśli o zasadniczej rzeczywistości, jaką jest doprowadzenie ich dzieci do duchowej dojrzałości. Bierzmowanie, zgodnie z ich doświadczeniem, wydaje się zwieńczeniem; co będzie potem, to zależy od dziecka. Jednak, kiedy jesteśmy dziećmi, inne zainteresowania – w znacznej mierze materialne – przyćmiewają duchowe, więc pełną dojrzałość duchową dusza osiąga zazwyczaj w znacznie późniejszym okresie życia, jeśli w ogóle. Mamy dość świadectw dotyczących starszych ludzi, którzy wciąż nie są duchowo dojrzali.

I to tę duchową niedojrzałość wykorzenia nasza Matka. Nawet dzieci, którym się ukazywała, mimo młodego wieku przejawiały niesamowite oznaki dojrzałości duchowej. Hiacynta z Fatimy, zgodnie z późniejszymi słowami Łucji, przed śmiercią w wieku dziesięciu lat była niezwykle dojrzała i mądra ponad swój wiek.

Duchowa dojrzałość jest także decydującą cechą twórczej mniejszości. Jeśli nie będzie osób umiejących się modlić i nawiązywać prawdziwy kontakt z Bogiem, to nie pojawią się ci, których Arnold Toynbee nazwał „mistykami", czyli ci, którzy się modlą, a następnie powracają do świata z planem działań i odrodzenia. Bez duchowej dojrzałości nie pojawią się ludzie tacy jak św. Benedykt, św. Grzegorz Wielki czy św. Dominik. Kultura pozostanie w rękach duchowych dzieci – ludzi dziecinnych duchowo.

Najbardziej ironiczne w tym wszystkim jest to, że jednocześnie zachęca się nas do stania się jak dzieci – pod tym względem, że dzieci łatwo obdarzają zaufaniem, są posłuszne ukochanym rodzicom i bacznie słuchają głosu Ojca.

Jeśli chodzi o naszą Matkę, to jesteśmy od Niej zależni w kwestii „utrzymania i wzrostu naszego życia duchowego, tak jak Chrystus był od Niej zależny w kwestii utrzymania i wzrostu Jego życia cielesnego". Ona jest Tą, która wprowadza nas w pełną dojrzałość – zwłaszcza tych, którzy oddali się Jej w konsekracji maryjnej. Świat może nam zalecać, byśmy byli samowystarczalni, ale ludzie naprawdę mądrzy są od Niej zależni i pokładają ufność w Jej matczynej trosce. [...]

Święta Katarzyna Labouré w dniu śmierci matki, która zmarła, kiedy Katarzyna miała tylko dziewięć lat, wspięła się na krzesło i wzięła figurę Matki Bożej z półki w pokoju jej rodziców. Przemawiając z dziecięcym ogniem, powiedziała: „A teraz, droga Najświętsza Matko, Ty będziesz moją Matką!". Następnie postawiła figurę z powrotem na półce i wyszła. Jej prośba najwyraźniej została wysłuchana. Otrzymane przez nią objawienie Matki Bożej jest uważane za jedno z najbardziej intymnych, ponieważ mogła rozmawiać z Nią bezpośrednio godzinami, jak prawdziwa córka ze swą matką. Święta Katarzyna pamiętała nawet szelest wydawany przez Jej jedwabną suknię za każdym Jej przybyciem.

Wiemy, że Maryja nie proponuje nam czegoś naiwnego ani zbyt przesłodzonego w kwestii prób czekających chrześcijan. Powiedziała zarówno św. Bernadecie w Lourdes, jak i trojgu dzieciom w Fatimie, że będą wiele cierpieć: „Nie mogę obiecać wam szczęścia na ziemi, ale mogę obiecać wam szczęście w niebie". A mimo to wszyscy bardzo pragnęli znosić cierpienia dla Niej, dla Jej Syna i za nawrócenie grzeszników. Jednak zgodnie z tym, co mówiła tak licznym świętym, nie ma się czego bać.

Jednym z aspektów procesu dojrzewania jest odkrycie możliwości odnalezienia w krzyżu radości i pociechy, a nie tylko bólu. Święty Maksymilian Kolbe wyjaśnia: „Pozostaw wszystko Jej woli – czy pragnie dawać nam słodycze, czy karmić nas oschłością; bądź blisko Niej swoją wolą, w Jej ramionach. Jej droga Niepokalanej, choć czasem usiana krzyżami i cierpieniem, nie jest jednak wcale taka uciążliwa i mroczna". Maryja pomaga swoim dzieciom widzieć krzyż w świetle miłości – jako drogę, którą przeszedł Jej Syn, oddając siebie w darze dla innych. Maryja zawsze zabiera nas pod krzyż, przypominając głębię miłości Jej Syna do każdego z nas.

Dla części z nas największą przeszkodą na drodze do Chrystusa jest podjęcie własnego krzyża. Często pragniemy, aby zniknął, lub życzymy sobie innego. Ale nasze krzyże mają wielki wpływ nie tylko na nasze życie jako pojedynczych osób, lecz także na świat poza nami. Stanisław Grygiel, który był przyjacielem papieża Jana Pawła II, wyjaśnia:

„Bez scientia crucis [nauki krzyża] ludzi stojących pod krzyżem społeczeństwo staje się masą jednostek, które czasem mogą działać inteligentnie, ale zawsze postępują głupio, ponieważ brak im sensu, na który wskazuje pusty grób. Poniżają siebie w swoich kryjówkach, w których szukają schronienia pozwalającego im uciec przed krzyżem. Na skutek tego błędu antropologicznego, który polega na odrzuceniu bycia martyrion, padają ofiarą przekonania, że życie wyczerpuje się tu i teraz, in saeculo [w czasie]. Ukrywając się, to znaczy uciekając przed krzyżem i pustym grobem, ulegają sekularyzacji".

W efekcie, jak mówi Grygiel, za każdym razem, kiedy odrzucamy krzyż, szukamy ucieczki w czymś innym. Wszystko, co odrywa od krzyża, jest tylko odwróceniem uwagi od tego, co naprawdę rzeczywiste – od tego, co jest źródłem naszego istnienia oraz źródłem porządku, sensu i miłości. W tym krótkim spostrzeżeniu Grygiel daje głęboki wgląd w to, jak następuje sekularyzacja. Zamiast symbolem postępu lub doskonałości, jest ona odwracaniem się od krzyża, próbą oczyszczenia ziemskiego życia z tego, co stawia nam wymagania. Jest pragnieniem pozostania duchowym dzieckiem.

Maryja pomaga w przekształcaniu cywilizacji i w cofaniu procesu sekularyzacji – po jednej duszy. Jak wskazał ks. Paul Scalia, „pobożność maryjna wprowadza czystość do duszy, a w konsekwencji nadaje jasność umysłowi". Świadectwo tego widzimy z pewnością u średniowiecznych scholastyków, którzy byli Jej głęboko oddani i osiągali wyżyny intelektu, jakie trudno osiągnąć ponownie. Lecz Jej wpływ rozciąga się na wszystkie Jej dzieci, a nie tylko na filozofów i teologów. Błogosławieństwa ewangeliczne mówią, że błogosławieni są ludzie „czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5, 8). Maryja pomaga oczyścić nasze serca, co prowadzi do oglądania Boga. A oglądając i znając Boga, jesteśmy zaszczepieni przeciwko chęci ukrycia się przed krzyżem.

Arcybiskup Fulton Sheen mówi o wyjątkowej roli pełnionej przez kobiety w cywilizacji – i Maryja nie różni się pod tym względem:

„Matka jest poza czasem. Umiera, ale wciąż jest matką. Jest obrazem wieczności w czasie, cieniem nieskończoności padającym na to, co skończone. Stulecia i cywilizacje przemijają, ale matka jest dawczynią życia. Mężczyzna pracuje dla swego pokolenia; matka dla kolejnego. Mężczyzna korzysta ze swego życia, matka je odnawia".

Matka nie tylko odnawia życie, dając je następnemu pokoleniu, lecz także zasiewa ziarna, które rozkwitają w kulturze. Arcybiskup Sheen dodaje:

„Kultura pochodzi od kobiety – gdyby nie uczyła ona dzieci mówienia, to wielkie duchowe wartości świata nie przechodziłyby z pokolenia na pokolenie. Po nakarmieniu dziecka substancją cielesną, karmi ona dziecko substancją swego umysłu. Jako strażniczka wartości duchowych, jako opiekunka moralności młodego człowieka zabezpiecza kulturę, sferę skutków i celów, podczas gdy mężczyzna stoi na straży cywilizacji, sfery wyłącznie środków".

Spostrzeżenie abp. Sheena staje się jeszcze bardziej interesujące, jeśli ponownie przypomnimy sobie fakt, że szczyty kultury europejskiej wiążą się z rozkwitem kultu maryjnego. Maryja ukazuje, że jest prawdziwą matką, nawet działając za pośrednictwem kultury podobnymi sposobami jak ziemskie matki. 

Fragment książki „Opcja Maryi. Boża odpowiedź na kryzys cywilizacji", w przekładzie Dominiki Krupińskiej, która ukazała się nakładem wydawnictwa Esprit

Żyjemy w mrocznych czasach i nasza modelowana przez środki przekazu kultura coraz dobitniej uświadamia nam stające przed nami problemy. Codzienne wiadomości jedynie pogłębiają ogólny chaos, przemoc i niepokój, zamiast wnosić pokój, pociechę i nadzieję.

W obliczu przemocy, chorób i katastrof naturalnych każdy z nas odczuwa nagłą chęć ucieczki i ukrycia się. Podobny impuls odczuwano już w czasach pierwotnego Kościoła i apostołów, jak wówczas, gdy św. Piotr opuścił Rzym, aby uciec przed ukrzyżowaniem. W drodze spotkał jednak Jezusa i zadał mu słynne pytanie: Quo vadis, Domine? („Dokąd zmierzasz, Panie?"). Jezus miał mu odpowiedzieć: „Idę do miasta, aby mnie powtórnie ukrzyżowano". W rzeczywistości wolą Jezusa było, żeby Piotr naśladował Go w tej najwyższej ofierze. Ostatnio ruch „pochwycenia Kościoła" wśród protestantów zarobił miliony na sprzedaży książek i filmów dla ludzi poszukujących jakiegoś zapewnienia, że nie będą musieli znosić tego, co inni chrześcijanie cierpieli przez całe wieki.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich