Żyjemy w mrocznych czasach i nasza modelowana przez środki przekazu kultura coraz dobitniej uświadamia nam stające przed nami problemy. Codzienne wiadomości jedynie pogłębiają ogólny chaos, przemoc i niepokój, zamiast wnosić pokój, pociechę i nadzieję.
W obliczu przemocy, chorób i katastrof naturalnych każdy z nas odczuwa nagłą chęć ucieczki i ukrycia się. Podobny impuls odczuwano już w czasach pierwotnego Kościoła i apostołów, jak wówczas, gdy św. Piotr opuścił Rzym, aby uciec przed ukrzyżowaniem. W drodze spotkał jednak Jezusa i zadał mu słynne pytanie: Quo vadis, Domine? („Dokąd zmierzasz, Panie?"). Jezus miał mu odpowiedzieć: „Idę do miasta, aby mnie powtórnie ukrzyżowano". W rzeczywistości wolą Jezusa było, żeby Piotr naśladował Go w tej najwyższej ofierze. Ostatnio ruch „pochwycenia Kościoła" wśród protestantów zarobił miliony na sprzedaży książek i filmów dla ludzi poszukujących jakiegoś zapewnienia, że nie będą musieli znosić tego, co inni chrześcijanie cierpieli przez całe wieki.
Strach, ludzka słabość, bezbronność, podatność na zranienia oraz grzech mogą czynić brzemię niesione w trudnych czasach jeszcze cięższym. Chęć odwrócenia się od trudności – od krzyża – jest czymś naturalnym, ale chrześcijanie są wezwani do życia nie na sposób naturalny, lecz nadprzyrodzony, do życia w łasce Bożej. Jednak, aby żyć w tej łasce, nie możemy polegać tylko na tym, co naturalne. Musimy poszukiwać źródeł łaski.
(...) Maryja jest ogromnym źródłem łaski. Jako nasza Matka pomoże nam się przygotować do stawienia czoła wszystkiemu, co może nas czekać. Nie tylko nie zostawi nas sierotami, lecz pomoże nas wychować do dojrzałości duchowej. Papieże, święci oraz świadectwa ludzi miłujących Maryję ukazują, że Jej matczyna troska obejmuje kształtowanie naszych dusz. Maryja, sekretna ogrodniczka – lub „niebiańska ogrodniczka", jak nazywała Ją św. Teresa z Lisieux – pomaga swoim dzieciom stawać się lepszymi naśladowcami Jej Syna, wspierając dojrzewanie ich dusz. Jak wyjaśnił Jan Paweł II, „równocześnie bowiem «współdziała Ona swą macierzyńską miłością w rodzeniu i wychowywaniu» synów i córek Kościoła-Matki". Kiedy osoba będąca pod Jej opieką dojrzewa, staje się coraz bardziej zdolna do stawiania czoła wszelkim przeszkodom, które świat (i diabeł) przed nią stawia.
W naszej kulturze, a także w Kościele rzadko się mówi o dojrzałości duchowej. Niestety większość ludzi w ławkach kościelnych zakończyła formację katechizmową na poziomie licealnym. Otrzymali bierzmowanie, ale zostało ono potraktowane jako koniec podróży, zamiast zaledwie początek. Oczywiście stwierdzenie to jest raczej refleksją nad czasami, w których żyjemy, a nie nad żadną konkretną osobą. W 1906 roku socjolog Arnold van Gennep wyjaśnił, że kultury wymagają pewnego typu odradzania się, by móc się utrzymać: pozbawiona nowej siły napędowej kultura upadnie. Zdaniem van Gennepa ta siła napędowa powstaje dzięki temu, że jedno pokolenie wprowadza następne w duchową dojrzałość.