Anegdota ta pokazuje rys charakterystyczny dla tamtych czasów – aprobatę, podziw, czasem graniczący z uwielbieniem części poetów, pisarzy, twórców kultury dla Marszałka. Niekiedy przyjmowało ono formy wręcz egzaltowane: słowa Tuwima „Ach czemu, ach po co / Tak męczysz się, tak cierpisz za nas, Komendancie?" z wiersza „Józef Piłsudski" mogą nasuwać skojarzenia z powojennymi panegirykami pisanymi przez twórców na cześć jakże mrocznych postaci. Tuwimowi jednak nikt nie przystawiał lufy do skroni.
Pisali o Piłsudskim Słonimski, Wierzyński, Lechoń, Baliński, Kaden-Bandrowski, malowali go Kossak, Fałat, Malczewski, a Żeromski zgłosił się do Legionów, choć później jego i Naczelnika drogi się rozeszły. Ta miłość musi zastanawiać, bo Polska między innymi i to wzięła sobie z kultury antycznej, że swoich bohaterów na przemian uwielbiała i wydrwiwała, patrzyła na nich z zachwytem, ale i kpiną, i podejrzliwością. Czy przyczynił się do niej romantyczny kult szlachetnych, a jednak przegranych bohaterów: Kościuszki, księcia Józefa, Traugutta? Znacząca część XIX-wiecznej polskiej literatury budowała – świadomie lub nie – atmosferę oczekiwania na Polskę niepodległą i na walkę o nią. Czyż więc twórcy mogli nie zachwycić się wodzem objawionym? A czy sam Piłsudski dał im szansę, by nie padli przed nim na kolana, nie współtworzyli jego mitu, nie budowali mu pomnika ze słów jeszcze za życia? Literaturę podniósł przecież do poziomu Czynu.
Dzisiaj, 150 lat od urodzin Józefa Piłsudskiego, możemy znaleźć porównania jego własnej twórczości z pisarstwem de Gaulle'a i Churchilla. Dla mnie jednak wyjątkowy pisarski hołd dla Komendanta stanowią słowa Jana Lechonia:
Więc znowu idź przed nami, Ogromna Osobo,
I patrzaj w ciemną przyszłość przez swe oczy siwe,