Frankowicze: Chwilowa amnezja czy cyniczna gra banków?

Najpierw wysyłały klientów do sądu. Teraz chcą rozwiązań systemowych.

Publikacja: 26.12.2020 00:01

Frankowicze: Chwilowa amnezja czy cyniczna gra banków?

Foto: Adobe Stock

Ostatnio media doniosły, że sektor bankowy stara się uniknąć odpowiedzialności za kredyty frankowe, które okazały się wadliwe lub co najmniej posiadają postanowienia abuzywne. Forma i zakres działań banków może zdumiewać, ale nie można przejść obojętnie obok takich praktyk. Wadliwość kredytów frankowych wykazują zarówno wyroki sądów powszechnych, Sądu Najwyższego, jak i stanowiska UOKIK, RF oraz RPO. Banki przez ponad dekadę twierdziły i wciąż twierdzą, że zastosowane mechanizmy i zapisy umowne są zgodne z prawem. Skoro tak, to po co ten cały wysiłek?

Trudno uwierzyć

Banki, jak śpiewali niegdyś Skaldowie, listy piszą, w których zwracają się o pomoc do: prezesa Rady Ministrów czy prezesa Narodowego Banku Polskiego i może do innych instytucji czy urzędów, z wnioskiem o rozwiązanie problemu kredytów frankowych. Nie zależy im na rozwiązaniu sporów z kredytobiorcami, ale na całkowitym zdjęciu z nich odpowiedzialności przy aktywnym udziale państwa. Po przeniesieniu ciężaru wadliwości umów frankowych na państwo wszyscy będziemy uczestniczyć w tym procesie, a przecież nie o to chodzi. Każdy przedsiębiorca powinien ponosić odpowiedzialność za swoje usługi i działania, tym bardziej kiedy przez lata czerpał z tego korzyści.

Czytaj także: Frankowicze: nowy pomysł banków jak uśpić czujność klientów

Aż trudno uwierzyć w tak pospolite ruszenie sektora bankowego, który stara się wszelkimi sposobami i kanałami wywrzeć presję społeczną, wskazując, że sektorowi grozi zapaść, spowolnienie oraz znaczna utrata dochodów. Podobna narracja wybrzmiała przed ogłoszeniem precedensowego wyroku TSUE w sprawie państwa Dziubak w 2019 r. Od ogłoszenia wyroku minął ponad rok, a banki dalej funkcjonują i mają się nieźle. Może potrzebna im jest pigułka odświeżająca pamięć? Czy rzeczywiście nie zdawały sobie sprawy z ryzyka, jakie niesie oferowanie usług finansowych powiązanych z ryzykiem walutowym?

W dziejach bankowości przerabialiśmy już problematyczność i toksyczność umów kredytowych powiązanych z kursem franka szwajcarskiego. Najpierw w latach 70. XX w. w Australii, a następnie w latach 90. mierzyły się z tym Włochy. W obu historia materializacji ryzyka walutowego doprowadzała do podobnego skutku jak w naszym kraju.

Pomijając historię, trudno uwierzyć aby sektor bankowy przeoczył pismo NBP z 3 lipca 2002 r. nr NB/BI/PB/022-1/19/02 dotyczące ryzyka związanego z udzielaniem kredytów w walutach obcych. Jednoznacznie je opisuje. Dodatkowo w opublikowanej przez ZBP w marcu 2015 r. białej księdze kredytów frankowych znalazły się dokumenty pozwalające przypuszczać, że sektor wiedział o niebezpieczeństwie wynikającym z oferowanych kredytów. Tak można interpretować pismo z 21 listopada 2005 r. i załączoną do niego notatkę.

Dostały instrukcje

Przed odpowiedzią na pytanie, czy banki dążą do zażegnania sporu z kredytobiorcami czy wyłącznie do zabezpieczenia swoich własnych interesów, należy przedstawić kilka faktów. Nie da się zaprzeczyć, że sektor bankowy kategorycznie sprzeciwiał się jakiejkolwiek inicjatywie podjętej przez państwo zmierzające do uregulowania kwestii kredytów frankowych. Od 2015 r. pojawiły się co najmniej trzy projekty ustaw, które miały doprowadzić do systemowego rozwiązania narastającego sporu. Wówczas banki uważały, że państwo nie powinno ingerować w relacje prawa prywatnego, tj. umowy łączące bank z kredytobiorcą. Argumentowały, że taka ingerencja będzie bezprawna i niekonstytucyjna. Wreszcie w 2019 r., po usilnych staraniach sektora, z ustawy z 4 lipca 2019 r. (DzU 2019 r., poz. 1358 ) usunięty został tzw. fundusz konwersji, który mógł otwierać furtkę do ugodowego kończenia sporów z kredytobiorcami. Banki stały na stanowisku, że konsumenci powinni szukać sprawiedliwości na drodze sądowej! Teraz, kiedy odsetek wygrywanych spraw sięga 90 proc., domagają się rozwiązania systemowego. To wydarzenia sprzed kilku lat. Właściwie pozostaje zadać sobie pytanie, czy banki o nich zapomniały, a może tylko cynicznie grają opinią publiczną?

Trudno też uwierzyć, że nie wiedziały, jak powinny być sprecyzowane warunki umów, aby nie nosiły cech abuzywności. Wszak Sąd Najwyższy podjął uchwałę składu siedmiu sędziów SN z 6 marca 1992 r. (sygn. III CZP 141/91) oraz uchwałę z 19 maja 1992 r. (sygn. III CZP 50/92), w których jasno wskazał, jak precyzować zasady zmiany oprocentowania. Oprocentowanie to główny element umowy kredytu, powinno więc być sformułowane jednoznacznie. W 1993 r. została uchwalona unijna dyrektywa 93/13, w 2000 r. implementowana do polskiego porządku prawnego. W 2010 r., pojawiły się pierwsze spory o treści umów kredytowych, nie tylko frankowych, ale i złotówkowych, dotyczące ustalania zasad oprocentowania, a później kwestii transparentności klauzuli przeliczeniowej (waloryzacyjnej). Pomimo tych wszystkich regulacji, aktów prawnych czy sporów w SOKIK, które kończyły się uznaniem postanowień za nieuczciwe i wpisanem do rejestru klauzul niedozwolonych, co nie mogło być dla banków obojętne. Banki nie mogły o nich zapomnieć, gdyż była to dla nich swoista instrukcja pozwalająca uniknąć wielu sporów i niejednoznaczności w oferowanych umowach.

Z faktami się nie dyskutuje

Od banku jako przedsiębiorcy na mocy art. 355 § 2 k.c. należy wymagać większej staranności w relacjach z konsumentami, którzy nie dysponują taką wiedzą i dostępem do informacji.

Oceny każdego zagadnienia, sporu czy niejasności należy dokonywać zawsze na podstawie przedstawionych faktów, a nie opinii czy twierdzeń. Przedstawione fakty muszą dawać obraz rzeczywistości lub stwarzać możliwość jej odwzorowania. Opinie czy twierdzenia to tylko subiektywne oceny danego stanu rzeczy. Trudno je zweryfikować, jeżeli są formułowane przez samego zainteresowanego, który ma w tym jednoznaczny interes. Fakty powinny wynikać z przedstawionych dowodów, które następnie będą podlegać ocenie. Z faktami się nie dyskutuje, tylko ocenia. Dlatego sądy, rozstrzygając spory, na nich bazują, w myśl łacińskiej paremii „Da mihi factum, dabo tibi ius" (daj mi fakt, dam ci prawo).

Autor jest radcą prawnym w kancelarii Bochenek i Wspólnicy Kancelaria Radców Prawnych sp.k.

Ostatnio media doniosły, że sektor bankowy stara się uniknąć odpowiedzialności za kredyty frankowe, które okazały się wadliwe lub co najmniej posiadają postanowienia abuzywne. Forma i zakres działań banków może zdumiewać, ale nie można przejść obojętnie obok takich praktyk. Wadliwość kredytów frankowych wykazują zarówno wyroki sądów powszechnych, Sądu Najwyższego, jak i stanowiska UOKIK, RF oraz RPO. Banki przez ponad dekadę twierdziły i wciąż twierdzą, że zastosowane mechanizmy i zapisy umowne są zgodne z prawem. Skoro tak, to po co ten cały wysiłek?

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?