Przytłumione sporami o zmiany ukierunkowane na destrukcję wymiaru sprawiedliwości, bledną nowelizacje deklaratywnie lub intencjonalnie ukierunkowane na poprawę, usprawnienie i przyspieszenie działania sądów. Ich znaczenie bywa niedostrzegane również dlatego, że spowolnienie pracy sądów ujawnia się nie tylko w badaniach statystycznych, lecz jest widoczne na pierwszy rzut oka uczestników postępowań sądowych, zwłaszcza tych profesjonalnych.
Wśród licznych, wymagających krytycznej refleksji zmian ustawowych wprowadzonych w ostatnich latach, dwóm chcemy poświęcić nieco uwagi.
Okiem praktyka
Wybór podyktowany jest zarówno praktycznym znaczeniem, jak i prezentowanym w przestrzeni publicznej chwytliwym uzasadnieniem ich wprowadzenia, tj. koniecznością optymalnego wykorzystania sędziów i umożliwienia im pracy, gdy nie da się prowadzić rozpraw. W ocenie ustawodawcy efektywne i szybkie postępowania odwoławcze zapewnią składy jednoosobowe na posiedzeniach niejawnych. Towarzyszy im prawniczy paradoks. Na pierwszy rzut oka te modyfikacje wydają się zrozumiałe. W praktyce okazują się niezwykle destrukcyjne. Zabiły one istotę postępowania apelacyjnego, zmieniając sądy odwoławcze w swoiste sądy kapturowe.
Nie chcemy rozpoczynać analizy od odwołania się do konstytucyjnego prawa do sądu i zasad procesowych, chociaż te kwestie wydawałyby się pierwszoplanowe. Inflacja prawa i dzisiejsza łatwość ignorowania tych podstawowych reguł przez prawodawcę przekonują nas, by na tytułowy problem spojrzeć okiem praktyka.
Dokładniej niż pozostali sędziowie
Do niedawna składy trzyosobowe były w postępowaniach odwoławczych regułą (rzadziej występowały składy poszerzone). Trzech sędziów zawodowych procedowało w ten sposób, że jeden z nich (sprawozdawca) przygotowywał się do sprawy dokładniej niż pozostali, referował sprawę członkom składu orzekającego przed przystąpieniem do rozpoznania sprawy na tzw. naradzie wstępnej.