Tak trudnej sytuacji na rynku nie było. Inwestycje, które jeszcze jakiś czas temu wydawały się opłacalne, teraz już takie nie są. W wielu wypadkach nie można mówić o jakimkolwiek zysku. Grożą stratą. Trudno się więc dziwić, że kolejne firmy rezygnują z nierentownych kontraktów.
Galopująca inflacja, rosnące ceny materiałów budowlanych, energii – to wszystko powoduje, że wykonawcom coraz trudniej wycenić ofertę w przetargu, a potem – nawet gdy już go wygrają – zrealizować kontrakt. Oczywiście firmy przewidują pewien margines wzrostu cen, ale niektórych okoliczności, jak np. pandemii, wybuchu wojny w Ukrainie i pozrywania łańcuchów dostaw, nie dało się przewidzieć. Jak więc zrealizować kontrakt?
Pół biedy, gdy w umowach są klauzule waloryzacyjne. Gorzej, gdy ich nie ma. Wtedy firma zostaje z niczym. Bez kontraktu i bez pieniędzy, a często z długami, na skraju upadłości. Chyba że zamawiający pokaże ludzką twarz i uda się z nim dogadać. Bo przepisy, choć sformalizowane, pozwalają na zmianę umowy i ustalenie, że zamawiający zapłaci więcej. O kompromis i wypracowanie satysfakcjonujących rozwiązań nie jest jednak łatwo.
Nikt nie zna globalnej liczby zerwanych umów czy renegocjowanych kontraktów. Ale wystarczy zajrzeć do internetu, do jakiegokolwiek portalu informacyjnego, by niemal codziennie przeczytać o problemach kolejnych branż. A będzie ich przybywało.
Kłopot z przetargami i realizowaniem inwestycji jest jak skecz kabaretu Dudek „Sęk”: